Robiąc poranne zakupy zatrzymałam się w salonie prasowym. Sięgnęłam po National Geographic (6/2012), i jak się okazało nie przypadkowo. Przeczuwałam, że znajdę w nim coś dla mnie. Moja intuicja nie zawiodła. Otóż, znalazłam artykuł poświęcony skandalowi rybnemu. A ponieważ ryby ostatnio biorę na tapet, więc ryb ciąg dalszy.
Paulina Szczucińska w Skanerze, na łamach National Geographic, zaznajamia czytelnika z nieczystym interesem rybnym. A zaczyna od informacji, że w Europie i Ameryce Północnej aż 20-25% owoców morza sprzedawana jest pod fałszywymi nazwami. W barach Wielkiej Brytanii zamiast zamówionego dorsza podaje się pangę, a w USA tuńczyka udaje ryba maślana. Powołując się na dane pochodzące z Uniwersytetu College Dublin pisze, że w Irlandii podobno ponad 80% wędzonek wypuszczanych pod nazwą ”dorsz”, to w rzeczywistości rdzawce, czarniaki lub witlinki. Także wątpliwości można mieć co do pochodzenia ryb, bo w badaniach te z etykietką „eko” pochodziły z tradycyjnych połowów atlantyckich.
Wyraża obawę z powodu ciągle spadających cen skupu dorsza w Polsce (coraz częściej nikt nie chce też skupować dorsza od rybaków - dodaję za Dziennikiem Bałtyckim), co budzi podejrzenie, co tak naprawdę sprzedawane jest konsumentom pod nazwą ”dorsz”. Pisze: „Na linii rybak - wytwórca łatwo żonglować etykietami ryb”. Z badań wynika, że do zachodnioeuropejskich i amerykańskich sklepów trafiają podrobione filety mrożone i panierowane. Oszustwa te wykrywa się dziś dzięki badaniom genetycznym danych produktów. W przyszłości planuje się kontrolować żywność podręcznymi detektorami DNA. Wówczas trudniej będzie o rybne przekręty.
W tym samym artykule Szczucińska pisze o plastikowym planktonie (przy okazji polecam wykład o plastikowych tłuszczach). Zauważa, że ścieki z ot, na przykład, pralek automatycznych, trafiają do morza. Są to mikrośmieci, w których znajdują się najczęściej poliester, akryl, polipropylen, polietylen, poliamid i najgroźniejsze dla przyrody polary. Na większych śmieciach lęgną się bakterie i glony, które w wodach oceanu stają się gatunkami inwazyjnymi. Takie mikroplastiki połykane przez ryby, mogą uszkadzać np. wątrobę tych zwierząt, tym samym stanowiąc zagrożenie dla zdrowia człowieka. To co jemy powinno więc mieć dla nas znaczenie.
Agata Radosh
siegnijpozdrowie.org
Opracowano na podstawie National Geographic 6/2012
Paulina Szczucińska w Skanerze, na łamach National Geographic, zaznajamia czytelnika z nieczystym interesem rybnym. A zaczyna od informacji, że w Europie i Ameryce Północnej aż 20-25% owoców morza sprzedawana jest pod fałszywymi nazwami. W barach Wielkiej Brytanii zamiast zamówionego dorsza podaje się pangę, a w USA tuńczyka udaje ryba maślana. Powołując się na dane pochodzące z Uniwersytetu College Dublin pisze, że w Irlandii podobno ponad 80% wędzonek wypuszczanych pod nazwą ”dorsz”, to w rzeczywistości rdzawce, czarniaki lub witlinki. Także wątpliwości można mieć co do pochodzenia ryb, bo w badaniach te z etykietką „eko” pochodziły z tradycyjnych połowów atlantyckich.
Wyraża obawę z powodu ciągle spadających cen skupu dorsza w Polsce (coraz częściej nikt nie chce też skupować dorsza od rybaków - dodaję za Dziennikiem Bałtyckim), co budzi podejrzenie, co tak naprawdę sprzedawane jest konsumentom pod nazwą ”dorsz”. Pisze: „Na linii rybak - wytwórca łatwo żonglować etykietami ryb”. Z badań wynika, że do zachodnioeuropejskich i amerykańskich sklepów trafiają podrobione filety mrożone i panierowane. Oszustwa te wykrywa się dziś dzięki badaniom genetycznym danych produktów. W przyszłości planuje się kontrolować żywność podręcznymi detektorami DNA. Wówczas trudniej będzie o rybne przekręty.
W tym samym artykule Szczucińska pisze o plastikowym planktonie (przy okazji polecam wykład o plastikowych tłuszczach). Zauważa, że ścieki z ot, na przykład, pralek automatycznych, trafiają do morza. Są to mikrośmieci, w których znajdują się najczęściej poliester, akryl, polipropylen, polietylen, poliamid i najgroźniejsze dla przyrody polary. Na większych śmieciach lęgną się bakterie i glony, które w wodach oceanu stają się gatunkami inwazyjnymi. Takie mikroplastiki połykane przez ryby, mogą uszkadzać np. wątrobę tych zwierząt, tym samym stanowiąc zagrożenie dla zdrowia człowieka. To co jemy powinno więc mieć dla nas znaczenie.
Agata Radosh
siegnijpozdrowie.org
Opracowano na podstawie National Geographic 6/2012
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze publikowane są po zatwierdzeniu. Jeżeli szukasz swojego komentarza lub odpowiedzi na niego, sprawdź czy wszystkie są wczytane - użyj polecenia "Wczytaj więcej".