Przejdź do głównej zawartości

Gdyby zwierzęta mogły mówić...

Byłam dziś w markecie. Przy okazji zakupów odwiedziłam... dział mięsny. Chciałam poczytać trochę etykiet. Szkoda jednak, bo nie zabrałam ze sobą małego przyrządu optycznego - lupy… Próbując dostrzec to, co dla przeciętnego konsumenta jest niedostrzegalne, przypomniała mi się wypowiedź XIX-wiecznej amerykańskiej propagatorki zdrowia, Ellen Gold White, która napisała: „Mięso nigdy nie było najlepszym pokarmem, a spożywanie go jest coraz bardziej niebezpieczne, gdyż choroby wśród zwierząt szerzą się w sposób zastraszający.(…) Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego co jedzą. Gdyby mogli zobaczyć te zwierzęta gdy jeszcze były żywe, poznać ich życie i jakość ich mięsa, niejednokrotnie odwróciliby się ze wstrętem”.

Nie chce pisać o tym, co wypatrzyłam na etykietach. Temu poświęcę inny felieton. Teraz chcę powrócić do niebezpieczeństw jakie niesie ze sobą spożywanie ryb (jak widać, ryby nie mogą się ode mnie „odczepić”). Na pewno moja sąsiadka to przeczyta. Ostatnio kupiła fileta rybnego, z którego wyciągnęła „coś długiego i białego, coś co wychodziło spomiędzy tkanek”- takimi słowami to, co widziała, zrelacjonowała.... Filet trafił oczywiście do kosza na śmieci. Nawet psom nie chciała tego podać (psy rasowe bowiem nie jedzą "byle czego", w przeciwieństwie do człowieka...).

Ci, którzy śledzą wiadomości, to wiedzą, że w ostatnich latach notuje się wzrost zachorowań na rozmaite choroby, nie tylko wśród zwierząt lądowych, ale także wśród ryb, skorupiaków i mięczaków. Tym samym co w przemysłowej hodowli zwierząt lądowych jest hodowla w modelu CAFO (model skoncentrowanego karmienia zwierząt), są współcześnie hodowle ryb w stawach gospodarczych, sztucznych zbiornikach wód czy odgrodzonych otwartych wodach (bez możliwości wypłynięcia w morze). Hodowle tego typu zwane są intensywnymi akwakulturami.

Wraz z rozwojem cywilizacji zwiększył się popyt na ryby, co zwiększyło połowy. Aby dostarczyć ryby do sieci sklepów, barów, restauracji zaczęto hodować je na skalę przemysłową. Kiedy mnóstwo ryb trzyma się w małych zbiornikach wodnych, ryzyko pojawienia się w śród nich choroby jest dużo wyższe niż na wolności. Ryby więc łatwo ulegają zakażeniu przez pasożyty (wszy morskie, grzyby, robaki jelitowe, bakterie oraz pierwotniaki). Według Laurie MacBride z Georgia Strait Alliance, wszy na farmach morskich są ogromnym problemem w hodowlach na całym świecie. W Irlandii pstrągi na wolnych wodach zostały kompletnie unicestwione przez wszy morskie. Niedawno w Kolumbii Brytyjskiej odnotowano epidemię wszy morskich w różowym łososiu z Archipelagu Broughton.

Pomimo działań zabezpieczających ryby przed chorobami (hodowcy ryb używają silnych antybiotyków, aby zmniejszyć zachorowalność wśród ryb), śmiertelność ryb w akwakulturach sięga aż 30%! A my myślimy może, że tylko kurczaki oraz bydło faszerowane są hormonami i antybiotykami… (polecam wykład dotyczący diety śródziemnomorskiej, w którym mówię więcej o współczesnej hodowli ryb).

Świat pogrążony jest w chorobach. Gwałtowny wzrost liczny chorób wśród zwierząt, dotyczy szczególnie okresu po 1980 r. (pomyśleć co autorka cytatu we wstępie miała na myśli, pisząc to w ubiegłym wieku(!). Około dwie trzecie tych chorób zostało przeniesionych ze zwierząt na ludzi, powodując łagodne lub ciężkie stany chorobowe, a nawet śmierć.

Gdyby nie przyzwyczajenie, „uzależnienie” od smaku mięsa, wielu odeszłoby od jego spożywania. Dziś, w XXI wieku, łatwiej podjąć decyzję o odrzuceniu z diety mięsa, ryb, nabiału i jaj, gdyż największe organizacje zajmujące się zdrowiem wydają stanowiska mówiące, że dieta oparta o różnorodność pokarmów roślinnych jest dietą zaspokajającą potrzeby człowieka i chroniącą go przed wieloma chorobami (patrz Stanowisko Amerykańskiego Stowarzyszenia Dietetycznego: diety wegetariańskie).

Rządny zysków potężny przemysł rybny i nakręceni przez niego żywieniowcy, zachęcają do jedzenia ryb, nie bacząc na ekologiczne konsekwencje jakie wynikają z tego. Nie zważa się na zdania alarmujących naukowców, że oceany osiągnęły punkt krytyczny i pora najwyższa, by ratować morza. Ilości odławianych ryb są nie tylko rekordowo duże, ale co najgorsze- nieodnawialne! Morza są wyeksploatowane. Floty rybackie dotarły dziś do każdego zakątka ziemi, a dzisiejsze praktyki związane z rybołówstwem i hodowlą ryb w akwakulturach, nie zapewniają zrównoważonego rozwoju morskich organizmów.

Życząc każdemu czasu na zastanowienie się nad bezpieczeństwem swoich wyborów, kończę spostrzeżeniem cytowanej już E. G. White: „Różnego rodzaju choroby dotykają rodzinę ludzką. Jest to w dużej mierze rezultat jedzenia mięsa martwych zwierząt. (…) Mięso nigdy nie było najlepszym pokarmem, lecz używanie go obecnie jest podwójnie naganne, ponieważ choroby wśród zwierząt raptownie wzrastają”.

Gdyby zwierzęta mogły mówić, użaliłyby się nad swoim losem, podobnie jak użala się schorowany, bezsilny człowiek…

Agata Radosh
siegnijpozdrowie.org

W felietonie wykorzystano informacje z książki dr. Romana Pawlaka pt.: „W obronie wegetarianizmu”.

Komentarze

Popularne posty

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody

Z boreliozą można wygrać

Wywiad z Lilianną Frankowską, prezesem Stowarzyszenia Chorych na Boreliozę , którego misją jest pomagać wszystkim, którzy czują się zagubieni i samotni w swojej chorobie. Agata Radosh: Chciałam porozmawiać o boreliozie, nazywaną też chorobą z Lyme. Maleńki pajęczak zmienia plany tysiącom ludzi, aby nie powiedzieć – niszczy je… Ale zacznijmy od tego, w jaki sposób dochodzi do zakażenia? Lilianna Frankowska: Kleszcze z rodzaju Ixodens ricinus występujące w Polsce, możemy spotkać już nawet w piwnicach, a nie tylko lasach czy łąkach. Są nosicielami wielu patogenów (podobno 140). Jednym z nich są bakterie z rodzaju Borrelia burgdorferi , które bytują i namnażają się w jelitach tych kleszczy. Kiedy kleszcz żeruje na swoim żywicielu, krętki aktywują się i wraz ze śliną przenikają pod skórę człowieka. Przyjmuje się, że do zakażenia dochodzi od 24 do 48 godzin, ale z naszych doświadczeń wynika, że ten czas może być znacznie krótszy. Należy podkreślić, że kleszcze we wszystkich swoich sta

Witamina B12 - fakty i mity

Nagranie wykładu dr. Romana Pawlaka z USA poświęconego kwestii zapobiegania niedoborom witaminy B12. Wykład odbył się dnia 20 lipca 2013 r. w Poznaniu, w ramach działalności Stowarzyszenia Promocji Zdrowego Stylu Życia. W zdecydowanej większości przypadków okazuje się, że wiedza jaką posiadamy odnośnie witaminy B12 w świetle aktualnych doniesień naukowych jest nieprawdziwa. Niedobór witaminy B12 występuje dość powszechnie na całym świecie. W grupie osób narażonych na jej niedobór znajdują się miedzy innymi weganie (ludzie, którzy nie spożywają mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego), laktoowowegetarianie (osoby, które nie spożywają produktów mięsnych, ale włączają do diety produkty pochodzenia zwierzęcego, takie jak mleko, przetwory mleczne i jajka), osoby po 50 roku życia, niezależnie od ich diety, osoby, które poddały się operacji żołądka lub którym wycięto dolną część jelita cienkiego, a także osoby chorujące na AIDS. Inni, w tym np. osoby chorujące na cukrzycę, a także każ

Czy chrześcijanie mogą jeść mięso?

Jakiś czas temu wpadł na moją skrzynkę pocztową list nawiązujący do wywiadu jakiego udzieliłam kiedyś dla wegemaluch.pl. A w liście pytanie. Poniżej zamieszczam treść listu i moją odpowiedź na niego. Wydaje mi się, że ta korespondencja może zainteresować czytelników bloga, a nawet być może odkrywczą... * ** Szanowna Pani, W wywiadzie „Wegetariańska ścieżka” zaciekawiła mnie Pani wypowiedź, gdzie cytuje Pani Biblię (ja również jestem chrześcijaninem). Być może niewłaściwie ją odebrałem – czy uważa Pani, że chrześcijanie nie mogą jeść mięsa? Gdy czytam Dzieje Apostolskie 10,9-16, znajduję pełne potwierdzenie, że spożycie mięsa (w tym tzw. nieczystego) jest aprobowane przez Pana Boga, a nawet jesteśmy do tego zachęcani („bierz i jedz”). Postrzegam wegetarianizm jako kwestię wyboru stylu życia, przy uwzględnieniu jego wpływu na zdrowie i samopoczucie, ale nie jako jedynej alternatywy dla chrześcijanina, który chce żyć zgodnie z własnym sumieniem. G. Odpowiedź na list: