Prof. Andrzej Elżanowski. Fot. Robert Gardziński |
Marcin Kowalski: Zacznijmy od końca –śmierć w ubojni.
Prof. Andrzej Elżanowski: Masowo hodujemy, masowo musimy unicestwiać. Za mojego dzieciństwa zwierzęta były – wymyśliłem kiedyś takie pojęcie - podmiotami użytkowymi. Mieliśmy z nimi jakiś kontakt. Krowy pasły się na łąkach, wieczorem gnało się je do obory. Wystarczyło pojechać na wieś, żeby dotknąć kury, świni, kaczki. Naocznie się przekonać, że czują, mają swoją wrażliwość. Kameralny chów i kameralna śmierć na jednym podwórzu. Wszystko zmieniła masowa produkcja wymyślona przez Amerykanów. Stany Zjednoczone są odpowiedzialne za urzeczowienie i odpodmiotowienie zwierząt, za taśmowe zabijanie.
A ściślej mówiąc Celia Steele, gospodyni z Delaware, której w 1923 roku – przez przypadek –dostawca kurczaków zamiast zamówionych pięciu sztuk przywiózł pięćset. Stłoczyła je w jakiejś szopie i karmiła paszą, aż urosły do zabicia. Jako pierwsza na świecie rozwinęła hodowlę do 250 tys. ptaków.
Gdyby nie było pani Steele, na ten pomysł z pewnością wpadłby ktoś inny. Proceder rozwinął się błyskawicznie jeszcze przed II wojną światową. W Ameryce w latach 30. XX wieku produkcja szła już w setki milionów kurczaków. Jest taka teoria, że z wzorca wypracowanego przez hodowców przemysłowych skorzystali ideolodzy nazizmu i narodowego socjalizmu. Masowa zagłada zwierząt była dla nich inspiracją.
Polska do upadku PRL-u jakoś się broniła przed chowem przemysłowym.
Po wprowadzeniu wolnego rynku zwyciężyła ekonomia. Masowa produkcja oznacza dużo tańsze mięso w sklepach.
I barbarzyństwo w ubojniach. Mimo ustawowego obowiązku ogłuszania zwierząt przed śmiercią.
Warto wyjaśnić, jak to ogłuszanie wygląda.
Kurczaki zwieszone główkami w dół jadą powoli taśmociągiem w kierunku rynny z wodą pod napięciem elektrycznym. Jeśli nie zdążą odchylić głowy, prąd rzeczywiście je ogłuszy. Jednak pewnej części ptaków udaje się nie zamoczyć w tej kąpieli. Dalej czeka na nie automat z nożami do podcinania gardeł. Maszyna jak to maszyna – nie zawsze działa perfekcyjnie, zdarza się błąd w ustawieniu ostrzy. A to oznacza, że do kolejnego etapu – zanurzenia we wrzątku – jakiś procent kurczaków dojeżdża z pełną świadomością. Z badań amerykańskiego rządu wynika, że w USA rocznie może to być nawet cztery miliony ptaków. Przy ogłuszaniu byków i krów pracownik ubojni przykłada do głowy aparat bolcowy z bolcem (trzpieniem), który przy strzale ogłusza zwierzę, czyli pozbawia je świadomości w wyniku wstrząsu (może też zniszczyć mózg). W tym momencie doznania krowy się kończą, ale wystarczy minimalny brak precyzji i krowa tylko zraniona, a nie pozbawiona świadomości jest wieszana za tylne nogi do dalszej obróbki. Taśma jedzie dalej – trzeba przeciąć tętnice i spuścić 20 litrów krwi, po czym obedrzeć ze skóry. Zdarza się, że jeszcze na tym etapie krowa żyje.
Świnie ogłuszane są prądem przez przyłożenie do skroni elektrod. Porażone zwierzę powinno być szybko nakłute i wykrwawione przed wrzuceniem do wrzątku. Jeśli zdąży się wybudzić –nieprawdopodobnie cierpi. Taki przypadek został u nas udokumentowany w Żelistrzewie na Pomorzu.
Ludzie w ubojniach pracują na akord. Zabijają niesprawnym sprzętem. Z jednej strony mamy wrażliwość żywych istot, a z drugiej – presję czasu i wyniku, która wymusza błędy. I ma nieodwracalne skutki w psychice ludzi. Badania wykazują, że w społecznościach, dla których głównym pracodawcą jest rzeźnia, wzrasta przestępczość, a szczególnie przemoc domowa. Podrzynanie setek gardeł dziennie i patrzenie na szarpiące się w agonii zwierzęta, jak to ma miejsce przy uboju rytualnym, musi pozostawiać ślady w człowieku.
Wcześniej są fermy, przemysłowe tuczarnie.
Też całkowicie odhumanizowane. Najgorzej mają na nich ptaki. Brojlery tłoczone w kurnikach, klatki ustawiane jedna na drugiej, dochodzi tylko sztuczne światło. Masa ciała kurczaka tak szybko wzrasta, że stawy nie wytrzymują ciężaru, więc przez krótkie życie – raptem około 40 dni – ptak cierpi ból. Przodek takiego brojlera chodził po wiejskim podwórku wiele lat! Kurczakom wypala się gorącym żelazem dzioby, aby w stresie nie wydziobywały sobie ran, Amerykanie testowali nawet obcinanie skrzydeł. Zaniechali tej techniki tylko dlatego, że ptaki, które upadły, nie potrafiły się podnieść.
Nioski - kiedy przestają być wydajne - głodzi się przez dwa tygodnie i zmienia im cykl światła, co wymusza pierzenie się. W ten sposób można oszukać naturę i wymóc drugi cykl znoszenia jaj, po czym nioska jedzie do ubojni. Świnie w niektórych gospodarstwach mają chwilę wolności, ale tylko tuczniki, bo maciory są traktowane jak maszyny do rodzenia prosiąt. Większość życia leżą w ciąży, okres między porodem a ponowną gotowością do zapłodnienia skrócono dzięki wstrzykiwanym hormonom do 20 dni. W ciasnych klatkach taplają we własnych odchodach, często poranione, z zaropiałymi sutkami.
W porównaniu z innymi zwierzętami najlepiej mają krowy mięsne, które pasą się na łąkach. Krowy mleczne stoją tylko w oborze, jedynym wątpliwym urozmaiceniem jest dla nich podłączenie dojarki do wymion. To paradoks, że my, wegetarianie, nie jemy wołowiny, ale wielu z nas zjada produkty mleczne.
W transporcie do ubojni podziały się kończą.
Obowiązują unijne dyrektywy, jednak często są lekceważone. Kurczaki wyłapują na akord przypadkowi ludzie bez kwalifikacji, bo przecież do tego nie potrzeba mieć uprawnień hodowcy czy rzeźnika. Chodzi tylko o to, żeby jak najszybciej i jak najwięcej wcisnąć do klatek, łamiąc im przy tym skrzydła i kości.
Ogromny stres przeżywają świnie. Trzeba je wypędzić z zagród, poza którymi nie widziały świata.
Ciężarówki jadą setki kilometrów również w czasie silnych mrozów i upałów. Cielęta wiezione z Polski na południe Europy nie są pojone.
Istnieje humanitarny sposób zabijania zwierząt?
Są sposoby bardziej i mniej okrutne. W niektórych krajach – na przykład skandynawskich – zwierzęta są zagazowywane. Dotyczy to ptaków i świń. Stopniowo zwiększa się stężenie gazu w szczelnie zamkniętym pomieszczeniu.
Co z krowami i bykami?
W tym przypadku cierpienie może ograniczyć człowiek. Pracownicy ogłuszający strzałem w głowę muszą być dobrze przeszkoleni i dysponować sprawnym sprzętem. Trzeba koniecznie zlikwidować akord, bo nie da się ogłuszyć setek sztuk zwierząt na zmianie dobrze i szybko. Konieczna jest też zmiana mentalności przy doprowadzaniu krów na sam ubój. One nie znają rozumowania przyczynowego i nie wiedzą, do czego służą te maszyny, które za chwilę je zabiją. Boją się jednak ludzkiej agresji, a tej w rzeźniach nie brakuje. Dlatego jakimś wyjściem byłby nakaz instalowania kamer w ubojniach, czego domaga się coraz więcej ludzi w Europie. I nadawanie certyfikatów zakładom, które zachowują humanitarne standardy. W tym kierunku idzie przemysł mięsny w Niemczech i Wielkiej Brytanii, zmuszony jednak do takich działań przez konsumentów.
Jak to wygląda w Polsce?
Statystycznie jemy bardzo dużo mięsa – ponad 5 kg miesięcznie – głównie wieprzowiny i drobiu. Gdzie te czasy, w których mięso jadło się od święta czy niedzieli? Dzisiaj – codziennie. O prawach zwierząt praktycznie nie rozmawiamy, a głównym czynnikiem, który wpływa na nasz wybór podczas zakupów, jest cena. Hodowla masowa w Polsce jest bardzo opłacalna i jeżeli nasze nastawienie się nie zmieni, taka tendencja będzie się utrzymywać. Powiedzmy sobie szczerze – ekologiczne mięso z humanitarnego uboju musi kosztować drożej. Czy jako społeczeństwo jesteśmy na to gotowi?
Dyskusja o uboju rytualnym pokazała, że aspekt humanitarny jest ważny dla dużej części społeczeństwa.
Taką postawę wywołała świadomość okrucieństwa tego procederu. Media głośno informowały, co to znaczy zabijać zwierzęta bez ogłuszania. Całkowite unieruchomienie, podcięcie gardła, agonia trwająca od kilkudziesięciu sekund do paru minut, z bólem przeciętej szyi, dławieniem się własną krwią i gwałtownym spadkiem ciśnienia. Niewyobrażalne barbarzyństwo. Ale trzeba teraz dokonać refleksji nad ubojem tradycyjnym, do którego większość Polaków na co dzień się przyczynia. Może warto się nad tym zastanowić, kiedy w domu tulimy swojego kota albo psa. Kura, kaczka, świnia, krowa –mają takie same podstawowe doznania jak nasz kot.
Pan nie je mięsa?
Ponad 30 lat. Już w stanie wojennym budziłem duże zdziwienie wśród przyjaciół, którym oddawałem swoje kartki na mięso. Przestałem jeść ze względów etycznych. Nie było żadnego przełomu, dojrzałem do tego moralnie.
Jedzenie mięsa jest niemoralne?
Jeśli moralność rozumieć jako system zastanych standardów w pewnej społeczności, to jest moralne, bo przecież nasi dziadowie jedli mięso i nasi rodzice i nic się nie działo. Ale jedzenie mięsa ze świadomością cierpienia zwierząt i obecnych możliwości jego uniknięcia z pewnością nie jest etyczne.
Wyobraża pan sobie świat, w którym wszyscy są wegetarianami?
Tak. Ograniczenie produkcji zwierzęcej jest imperatywem zarówno etycznym, jak i ekologicznym. Ludzkość ma liczyć niebawem dziewięć miliardów, a może więcej. Jak chcemy wyżywić tyle ludzi? Zabijając biliony zwierząt?
Potrzeba takich mocnych, drastycznych artykułów. Człowiek uświadomiony nigdy już nie przyczyni się do niewiarygodnego cierpienia zwierząt. Pies, kot, świnia czy krowa - wszystkie zwierzęta są oddechem duszy świata, dzięki nim świat tętni życiem. Człowiek, gdy zrozumie, że także jest zwierzęciem, nie będzie już mógł krzywdzić innych współbraci. Szacunek dla zwierząt pojawi się wraz ze zrozumieniem, że jesteśmy tak podobni, choć zewnętrznie tak różni. ..
OdpowiedzUsuń