Przejdź do głównej zawartości

Cukier uzależnia!

Należy zakazać sprzedaży słodzonych napojów gazowanych nieletnim, a dorosłym godziny sprzedaży znacząco ograniczyć. Podatek od tych napojów powinien zostać natychmiast podniesiony, aby ich cena wzrosła przynajmniej dwukrotnie. Sprzedaż batonów i wszelkiego rodzaju słodyczy w szkołach powinna być karana – zaproponował ostatnio słynny amerykański pediatra i specjalista od walki z otyłością, profesor Robert Lustig z University of California w San Francisco. „Zagrożenie zdrowia wywołane nadmierną konsumpcją cukru jest tak wielkie, że usprawiedliwia to wprowadzenie regulacji podobnych do tych, na jakie zdecydowano się w przypadku alkoholu czy nikotyny” – napisał na łamach prestiżowego tygodnika naukowego „Nature”. Zresztą Lustig od dawna twierdzi, że cukier działa na mózg w podobny sposób co najbardziej uzależniające substancje – kokaina czy heroina.

Na pierwszy rzut oka tezy Lustiga wydają się całkowicie absurdalne. Nie słyszano o łasuchach, które z bronią w ręku napadają na sklepy spożywcze, aby zrabować batony. Ani o czekoladowych ćpunach, którzy kupczą ciałem, by zdobyć gotówkę na zakup ulubionego smakołyku. Stopień uzależnienia jest zupełnie inny – słodycze się lubi, bez twardego narkotyku nie można żyć, bo nie zniesie tego ani nasza psychika, ani nasze ciało. A jednak...

Serge Ahmed z Institut Fédératif de Recherche sur les Neurosciences w Bordeaux, jeden z największych światowych ekspertów w zakresie uzależnień od narkotyków, w roku 2007 przeprowadził eksperyment, w którym porównał oddziaływanie kokainy i cukru na szczury. Okazało się, że 94 proc. badanych zwierząt wybierało słodzoną wodę, a tylko 6 proc. narkotyk. Nawet szczury, które już wcześniej dostawały kokainę i mogły się od niej uzależnić, w ogromnej większości wybierały cukier, a nie narkotyk. Eksperymenty z heroiną zakończyły się niemal identycznym rezultatem.

Lepszy niż narkotyk

Nieco inne doświadczenie przeprowadził Bart Hoebel, profesor psychologii z Princeton University. Szczury miały dostęp do dwóch dozowników – ze słodzoną wodą i kokainą. Początkowo musiały nacisnąć raz na dźwignię, aby otrzymać pożądaną substancję. Jeśli znowu wybierały cukier lub kokainę, musiały nacisnąć 2 razy, potem 4, potem 7, potem 10. I tak dalej... Bez względu na to, jak bardzo musiały się napracować, dźwignia dająca dostęp do kokainy była przyciskana dwa razy, a ta od cukru nawet kilkadziesiąt – 85 proc. zwierząt zawsze wolało cukier. Nawet gdy roztwór rozrzedzono do tego stopnia, że słodki smak był w wodzie ledwo wyczuwalny (nie majstrując jednocześnie przy kokainie, która zachowała swą moc). Niczego to nie zmieniło – cukier wygrywał.

Kiedy szczury przyzwyczajane przez kilka tygodni do sporych dawek cukru zostały go pozbawione, stały się wyraźnie rozdrażnione; nie potrafiły wykonać najprostszych zadań, dostawały palpitacji. Miały dokładnie te same objawy, co narkoman, któremu zabrano narotyk. Uzależnienie od cukru nie znikało nawet po bardzo długim czasie. W roku 2010 przeprowadzono, tym razem w Mediolanie, eksperyment na myszach. Wykazał on, że zwierzęta były gotowe znieść nawet bardzo bolesne elektrowstrząsy, jeśli nagrodą była porcja czekolady.

Oczywiście szczury czy myszy to nie ludzie. Nie można na podstawie eksperymentu na gryzoniach zakładać, że postąpilibyśmy tak samo (jednak różni nas coś więcej niż tylko brak ogona). Być może doświadczenia porównujące atrakcyjność twardych narkotyków i cukru świadczą o czymś zupełnie innym, niż się nam wydaje. Być może niektóre szczury są szczególnie podatne na urok kokainy na tej samej zasadzie, co niektórzy ludzie są erotomanami lub uwielbiają gry hazardowe, jednak większość rozsądnie wybiera dostarczający organizmowi kalorii cukier.

Całą sprawę można by też skwitować inaczej i stwierdzić, że żyjemy w czasach uzależnionych od samego pojęcia nałogu – wszystko, co przynosi nam przyjemność, przedstawiane jest jako symptom szkodliwego uzależnienia, bez względu na to, czy chodzi o pracę, internet, czy jedzenie. Dlaczego więc nie stworzyć nowej kategorii – cukroholików. Najbardziej niewinnej ze wszystkich...

Niestety to nie jest cała prawda. Cukier tak bardzo zbanalizował się w naszych oczach, że nie dostrzegamy, czym naprawdę jest. A przypomina on w pewnym sensie kałasznikowa, który jest tani, prosty w produkcji i banalny w obsłudze (posługują się nim sprawnie nawet dzieci) i dlatego przyczynił się do śmierci tak wielu ludzi.

Wszechobecny i tani

Przez większość ludzkiej historii cukier był rzadko i trudno dostępny. Dopiero w roku 1979 roku (!) po raz pierwszy w historii wyprodukowano na świecie jego wystarczającą ilość. Przedtem jego cena bywała zawrotna. W XIII wieku głowa cukru (różnych rozmiarów, w zależności od wytwórcy od 3 do 30 funtów) była warta swej wagi w srebrze. Do czasu zbudowania przez Europejczyków pierwszych rafinerii w zamorskich koloniach w XVI wieku cukier stanowił jeden z podstawowych środków płatniczych. Jak pisze Maguelonne Toussaint-Samat w „Historii naturalnej i moralnej jedzenia”: „Choć era cukru jako miernika wartości trwała zaledwie dwieście lat, złożono mu w ofierze miliony istnień ludzkich. O wiele więcej niż w przypadku złota. I z pewnością w znacznie bardziej widowiskowy sposób”.

Na początku XX wieku średnie spożycie cukru w Europie wynosiło 5 kg rocznie na osobę. Dziś Polak zjada około 42 kilogramów rocznie (średnia w UE wynosi około 39 kg). Tak zwane cukry dodane (czyli mono- i disacharydy, np. glukoza i fruktoza, sacharoza) są obecne niemal we wszystkich produktach. Nasz organizm przywykł do cukru i coraz bardziej go pożąda.

Cukier jest wszechobecny, ponieważ spada jego cena. W latach 70. w USA zaczęto masowo zastępować cukier z buraków tzw. HFCS (syropem kukurydzianym o wysokiej zawartości fruktozy), słodszym i dwa razy tańszym, za to równie zabójczym dla zdrowia. Zaczęła się epoka słodkich chlebów, pizzy, hamburgerów, sałatek, keczupów, sosów do mięsa. Na sile przybrał tzw. spisek producentów napojów gazowanych. Napoje te zawierają sporo soli, aby zwiększyć pragnienie (oraz substancje przeczyszczające, moczopędne, dzięki czemu znajdzie się miejsce na kolejną puszkę). Smak soli można ukryć jedynie za pomocą gigantycznej dawki cukru. W efekcie Amerykanin konsumuje średnio o 425 kalorii więcej niż 30 lat temu, a Stany Zjednoczone są najgrubszym państwem świata – mają najwyższy odsetek ludzi otyłych. Tyle że Polska ma coraz większe szanse stać się numerem jeden. Tempo przyrostu otyłych jest u nas 10 razy wyższe niż w USA. I dotyczy głównie dzieci (najgrubsze mieszkają w Warszawie).

Liczba ludzi otyłych jest dziś na świecie o jedną trzecią wyższa niż niedożywionych. A jednocześnie „dieta” stała się jednym z najczęściej używanych słów, wręcz sposobów na życie (kto nie był, nie jest lub nie zamierza być na diecie?). W jaki sposób zrozumieć ten paradoks?

Wbrew pozorom bardzo łatwo. Po pierwsze, nasz organizm jeszcze nie dostosował się do zmian otoczenia. Przez większość historii naszego gatunku ludzie żyli w świecie, gdzie nieustannie brakowało pokarmu i dlatego dziś rzucamy się na jedzenie z takim zapałem, choć już nam go nie brakuje. Po drugie, gdy w latach 70. zrozumiano, jak fatalny wpływ na nasz organizm mają tłuszcze nasycone, nakłaniano do eliminowania ich z jadłospisu. To rzeczywiście poskutkowało – odsetek tłuszczy w amerykańskiej czy europejskiej diecie spadł od 30 do 40 proc. Za to znacząco wzrosło spożycie cukru we wszelkich możliwych postaciach. Stąd potrzeba nieustannego bycia na diecie.

To nie wszystko. Przez długi czas nasze podejście do odżywiania było oparte na prostym założeniu, że liczy się przede wszystkim wartość kaloryczna pokarmu. Wiadomo: jeśli nie chce się przytyć, należy spalić tyle kalorii, ile wprowadziliśmy do organizmu. Każde 7 tys. kalorii, których nie udało nam się spalić, oznacza, że będziemy ważyć o kilogram więcej.

Podatkiem w łasuchów

Teorie Roberta Lustiga zadają kłam temu powszechnie akceptowanemu przekonaniu. Jego zdaniem: „Nie chodzi o to, jak wiele kalorii zawiera cukier. To nie zawartość kaloryczna stanowi główny problem. Polega on na tym, że cukier jest sam z siebie trucizną”. Chodzi o sposób, w jaki sposób nasz organizm go przyswaja. Podczas gdy np. glukoza (z chleba, ziemniaków etc.) podlega metabolizmowi w każdej komórce naszego ciała, cukier jest przetwarzany głównie w wątrobie (podobnie jak alkohol, czyli cukier poddany fermentacji). Przez to wątroba jest zbyt obciążana, co może wywołać jej otłuszczenie (podobnie jak w przypadku alkoholizmu). Ponieważ większość kalorii zostaje spalona w wątrobie, organizm nie dostaje odpowiedniego sygnału. Nie zauważa, że został nakarmiony. Nasz mózg domaga się kolejnej dawki pokarmu. Krótko mówiąc, cukier sprawia, że jemy coraz więcej.

Niektóre kraje wprowadziły ostatnio podatki od niezdrowego jedzenia: Dania i Węgry od tłuszczy nasyconych, Francja od słodkich napojów gazowanych. Podjęto te kroki, ponieważ po raz pierwszy w historii ludzkości choroby przewlekłe (układu krążenia, cukrzyca, rak) stanowią większe zagrożenie niż choroby zakaźne. Już dzisiaj na Ziemi żyje 336 milionów cukrzyków, w roku 2030 ich liczba przekroczy pół miliarda. Zaburzenia przemiany materii, związane z brakiem ruchu i złą dietą, zbyt obfitą w tłuszcze i cukry, przyczyniają się do powstania chorób, które co roku zabijają 35 milionów osób. Dotyczy to zwłaszcza krajów biednych, a w Europie ludzi o najniższych dochodach. – Cukier nie dokonuje tak szybkich spustoszeń w naszym organizmie jak alkohol. Za to w skali całego świata dokonuje spustoszeń o znacznie większym wymiarze – mówi Robert Lustig.

Kiedy drastycznie podnoszono podatki od nikotyny i wprowadzano zakaz palenia w miejscach publicznych, nikt nie był pewien, jakie to przyniesie rezultaty. Dziś w krajach rozwiniętych pali około 20 proc. dorosłych, podczas gdy w połowie XX w. było ich około 50 proc. Prawie nikt nie ma wątpliwości, że się opłacało. Otyłość, podobnie jak palenie, jest epidemią społeczną. Kiedy palacze znikają z naszego pola widzenia, są znacznie większe szanse, że porzucimy nałóg. Amerykańscy badacze Nicholas Christakis, profesor medycyny i nauk społecznych z Harvardu, i James Fowler, profesor nauk społecznych i genetyki z University of California w San Diego, ustalili, że posiadanie otyłego przyjaciela zwiększa ryzyko otyłości o 57 proc. Nawet to, że mamy wśród swoich znajomych kogoś, kto zna kogoś puszystego, zwiększa to ryzyko.

Oczywiście łatwiej jest walczyć z narkotykami, nikotyną czy alkoholem niż z cukrem – nie wszyscy sięgają po narkotyki, podczas gdy wszyscy zjadają cukier. Nie razi nas, gdy ktoś dostaje wysoki wyrok za handel kokainą. Jednak gdyby pakowano do więzienia za czekoladki, uznalibyśmy taką rzeczywistość za najgorszą z możliwych (sam dostałbym wielokrotne dożywocie). Nie tylko dlatego, że lubimy czekoladki, ale przede wszystkim dlatego, że cenimy sobie wolność. Nie ulega wątpliwości, że w swoich propozycjach Lustig posunął się za daleko. Świat, w którym trzeba mieć 18 lat, aby kupić puszkę słodkiego napoju gazowanego, nigdy nie nadejdzie. Ale zabójcze efekty nadużywania cukru trzeba jakoś ograniczyć.

Maciej Nowicki

źródło: http://nauka.newsweek.pl/cukier-uzaleznia,88768,1,1.html

Komentarze

  1. Dziękuję za zamieszczenie tego artykułu. Ostatnio w "Dobrych Radach" przeczytałam o szkodliwości spożywania cukru. Kiedyś uważałam, że alkoholicy, narkomani oraz palacze papierosów mają problem. Dziś uważam inaczej. Uwielbianie słodyczy uważałam za coś normalnego, nie szkodzącego. Od pewnego czasu zmieniłam zdanie. Odkąd zdobywam wiedzę na temat zdrowia wiele się zmienia. Z pomocą Bożą. Myślałam że pójdzie łatwo, ale to jest uzależnienie. Musiałam przed sobą się przyznać, że mam problem i sama sobie nie poradzę. Palacz, kiedy się denerwuje sięga po papierosa, a ja po coś słodkiego. Objawy przy odstawieniu bardzo podobne. Powoli, stopniowo, ale się zmieniam. Chcę być zdrowa, a zdrowie to wybór :). Pozdrawiam Was. Odwiedzam Was często i korzystam z przepisów i rad. Niech Bóg Was prowadzi w tej pracy. Bogusia z Żor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za ten wpis! Pani porównanie palaczy do łakomczuchów jest bardzo trafne. Mechanizm działania uzależnienia jest podobny. Rzeczywiście, mocne postanowienia wsparte modlitwa pomagają. Chrześcijanom chcącym pracować nad swoimi nawykami żywieniowymi polecam książkę pt. Chrześcijanin a dieta, autorstwa E.White. Życzymy zwycięstwa :-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze publikowane są po zatwierdzeniu. Jeżeli szukasz swojego komentarza lub odpowiedzi na niego, sprawdź czy wszystkie są wczytane - użyj polecenia "Wczytaj więcej".

Popularne posty

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Przeszłość, TERAŹNIEJSZOŚĆ, przyszłość

Nagranie wykładu Tadeusza Nowakowskiego pt.  „ Przeszłość, TERAŹNIEJSZOŚĆ, przyszłość ” , który został zarejestrowany w listopadzie 2024 w Poznaniu podczas spotkania Stowarzyszenia Promocji Zdrowego Stylu Życia – Sięgnij Po Zdrowie. Dzisiaj przewartościowuje się nasza przeszłość, a decyduje się nasza przyszłość. W czasie prelekcji zastanowimy się nad tym, jak nie zaprzepaścić jedynej sposobności jaką mamy, by nasze życie było piękniejsze i wartościowsze.

Czy chrześcijanie mogą jeść mięso?

Jakiś czas temu wpadł na moją skrzynkę pocztową list nawiązujący do wywiadu jakiego udzieliłam kiedyś dla wegemaluch.pl. A w liście pytanie. Poniżej zamieszczam treść listu i moją odpowiedź na niego. Wydaje mi się, że ta korespondencja może zainteresować czytelników bloga, a nawet być może odkrywczą... * ** Szanowna Pani, W wywiadzie „Wegetariańska ścieżka” zaciekawiła mnie Pani wypowiedź, gdzie cytuje Pani Biblię (ja również jestem chrześcijaninem). Być może niewłaściwie ją odebrałem – czy uważa Pani, że chrześcijanie nie mogą jeść mięsa? Gdy czytam Dzieje Apostolskie 10,9-16, znajduję pełne potwierdzenie, że spożycie mięsa (w tym tzw. nieczystego) jest aprobowane przez Pana Boga, a nawet jesteśmy do tego zachęcani („bierz i jedz”). Postrzegam wegetarianizm jako kwestię wyboru stylu życia, przy uwzględnieniu jego wpływu na zdrowie i samopoczucie, ale nie jako jedynej alternatywy dla chrześcijanina, który chce żyć zgodnie z własnym sumieniem. G. Odpowiedź na list:

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...

Człowiek i zdrowie

Posłuchajcie bajki... Bajka Ignacego Krasickiego „Człowiek i zdrowie” jest smutną uwagą nad bezmyślnością, z jaką ludzie traktują swoje ciała. W utworze przedstawione zostają dwie postacie – człowiek, który oczywiście oznacza wszystkich ludzi i zantropomorfizowane zdrowie. Bohaterowie idą razem jakąś nieokreśloną drogą – drogą tą jest oczywiście życie. Na początku człowieka rozpiera energia, chce biec i denerwuje się, że zdrowie nie ma ochoty podążać za nim. Nie spiesz się, bo ustaniesz – ostrzega zdrowie, ale człowiek nie ma ochoty go słuchać. Wreszcie człowiek się męczy i zwalnia – przez pewien czas idą ze zdrowiem obok siebie. Po pewnym czasie to zdrowie zaczyna wysuwać się na prowadzenie, jego towarzysz zaś nie może nadążyć. Iść nie mogę, prowadź mnie – prosi zdrowie, to zaś odpowiada, że trzeba było słuchać jego wcześniejszych ostrzeżeń i znika, zostawiając człowieka samego. W ten sposób przedstawione zostają trzy etapy życia. Najpierw, w młodości, człowiek nie dba o swoje ...