Przejdź do głównej zawartości

Wegetarianizm w trosce o przyszłość planety — rozmowa z Agatą Radosh i Mariuszem Radoshem

Dnia 11 stycznia obchodzimy Światowy Dzień Wegetarian. Z tej okazji zachęcamy do przeczytania niniejszego wywiadu, a wszystkim wegetarianom życzymy dużo zdrowia!

Rozmowa redaktora Krzysztofa Ulanowskiego z Agatą Radosh i jej szwagrem Mariuszem Radoshem przeprowadzona w październiku 2021 roku.

* * *

Coraz częściej dostrzegamy, że mięso i nabiał sprawiają, iż niszczymy samych siebie. Wylesianie, erozja gleby, zanieczyszczenie powietrza i wód, utrata różnorodności biologicznej, rozprzestrzenianie się chorób – to konsekwencje naszej diety. O wegetariańskiej i wegańskiej rewolucji rozmawiamy z prezeską Stowarzyszeniu Promocji Zdrowego Stylu Życia Agatą Radosh oraz jej szwagrem Mariuszem Radoshem.

Krzysztof Ulanowski: Od jak dawna jesteście wegetarianami?

Mariusz Radosh: Właśnie minęło 40 lat, ale to nie było tak, że podjąłem decyzję w jakiś konkretny dzień. Był to raczej proces, który trwał około roku.

Agata Radosh: U mnie wszystko rozpoczęło wtedy, gdy zdawałam maturę. W tym roku minęło 30 lat! 

Którą odmianę wegetarianizmu preferujecie? Dietę laktoowowegetariańską, wegańską? Opowiedzcie coś o tym. 

M.R.: Nie zastanawiam się nad tym, ale jestem gdzieś między wegetarianizmem a weganizmem. Nie jem mięsa, ryb, owoców morza – wszystkiego, co ma oczy. To wegetarianizm. Ale również nie piję mleka, owszem, jem sporadycznie sery białe albo żółte, również czasem spożywam jogurty. W zasadzie nie używam masła. Jajka spożywam, ale nie częściej niż raz, dwa razy w tygodniu. Choć to nie dotyczy wegetarianizmu, ale też nie spożywam alkoholu, nie palę papierosów, nie piję napojów kofeinowych czy naturalnej herbaty. Myślę, że ważne, aby każdy wybrał dla siebie najlepszy wariant.

A.R.: W przeszłości te określenia miały dla mnie większe znaczenie, ale od jakiegoś czasu nie przywiązuję do nich większej wagi i nie lubię się etykietować. To, co wyznacza podstawę mojego pożywienia, stanowi o mojej diecie. Na co dzień preferuję różnorodną nieprzetworzoną żywność roślinną, czyli dietę wegańską, ale czasem z pewnych powodów, w pewnych okolicznościach, dopuszczam inne produkty. Ogółem stanowią one znikomy procent mojej diety. Tak więc nie jestem ortodoksyjną weganką. Poza tym, jak wiesz, niektórzy uważają, że kiedy jesteś weganinem, to nie możesz jeść miodu. Więc tu nie pasuję, bo chcę go czasem zjeść. Z kolei przeciętnemu człowiekowi wegetarianizm kojarzy się z niespożywaniem mięsa i ryb, co trzeba zrekompensować pijąc dużo mleka, jedząc dużo serów, jajek, jogurtów, bo skądś trzeba to białko do organizmu dostarczyć. Ja tu też odpadam. Zdrowie i relacje uważam za ważniejsze od nazwy diety, a zdefiniowanie się jest zobowiązujące. Kiedyś przyszło mi do głowy, że gdybym już miała się jakoś określić, to z wyboru jestem weganką, a z okoliczności wegetarianką. Chyba to jest mi najbardziej bliskie. 

Co Was skłoniło do przejścia na wegetarianizm? Jesteście adwentystami. Czy to miało wpływ na Wasz wybór diety?

M.R.: Przekonanie, że jest to dieta lepsza dla mojego zdrowia i dla środowiska. Będąc na studiach interesowałem się wegetarianizmem, ale nie przerodziło się to w jakieś ostateczne decyzje.  Dopiero zetknięcie się z adwentyzmem spowodowało zmianę. Choć na początku, kiedy dowiedziałem się, że Biblia zakazuje spożywania m.in. wieprzowiny, pomyślałem, że nie jestem w stanie przeżyć! W tamtym czasie pochodne wieprzowiny były w zasadzie podstawą diety w moim rodzinnym domu. Z górki poszło już, kiedy się ożeniłem, a moja żona, od urodzenia wegetarianka, nie miała żadnego problemu z zaspokojeniem mojego apetytu. 

Adwentyzm pomógł mi podjąć ostateczną decyzję. Adwentyści nie wymagają, co najwyżej zalecają dietę wegetariańską. To czego nie spożywają adwentyści, to np. wieprzowina, owoce morza, alkohol. A 40 lat temu w Polsce nie było wielu adwentystów wegetarian – praktykowanie go w Polsce nie było takie proste jak obecnie.

A.R.: W moim przypadku było to publiczne spotkanie na temat zdrowego stylu życia z wieloletnim wegetarianinem, swoją drogą pastorem. Cieszył się doskonałym zdrowiem i uprawiał aktywnie sport. Wzbudziło to mój zachwyt! Argumenty, jakie przedstawiał na rzecz wegetarianizmu, trafiały do mnie i sprawiły, że zapragnęłam rozpocząć erę zmian i zacząć odżywiać się inaczej niż dotąd. Najważniejszy dla mnie pochodził z Pisma Świętego – w Księdze Rodzaju 1,29 jest napisane, że gdy Bóg stworzył człowieka i przeznaczył mu na pokarm rośliny. Chciałam pójść z tym głosem.

Czy przez te dekady życia na diecie wegetariańskiej odczuliście jej dobroczynny wpływ na zdrowie? A jeśli tak, to w jaki sposób?

M.R.: Oprócz faktów wynikających z testów krwi, które są istotnie lepsze od wyników mojego środowiska, są też inne, które odczuwałem szczególnie na początku swojej wege drogi. Np. zauważyłem zdecydowanie mniejsze zakwasy po intensywnym wysiłku fizycznym, również większą wytrzymałość na długotrwały wysiłek. Nie miałem też problemu z dłuższym, intensywnym wysiłkiem umysłowym. Na pewno też miałem poczucie takiej „lekkości”, choć po posiłku wydawało mi się, że nie jestem najedzony. Ale po pewnym czasie to odczucie się zmieniło – organizm przestawił się na inną dietę.

A.R.: Czasem ludzie pytają, jak się poprawiło moje zdrowie na takiej zdrowej diecie. A ja rozpoczynałam dietę 30 lat temu, byłam młodą, całkowicie zdrową, wobec tego w moim przypadku nie odczułam efektu terapeutycznego. Praktycznie moja rodzina prawie wcale nie chorowała, a choroby okresu jesienno-zimowego omijały nas szerokim łukiem. Nie cierpieliśmy z powodów bólu głowy, brzucha czy biegunki. Myślę, że styl życia, który wybraliśmy, chronił nas i naszą rodzinę przez długie lata przed chorobami i zbudował rezerwę zdrowia, z której obecnie korzystamy, gdy przydarzy się niemoc. Poza tym na pewno pomaga zachować młodość i dobrą formę. Zbliżam się do swoich 50-tych urodzin. Przyznam się, że czasem muszę pokazać dowód osobisty, by w to uwierzono. (śmiech). Dodam, że nie piję kawy, nie palę papierosów i nie używam alkoholu. 

A jaka część adwentystów to wegetarianie? Tak plus minus?

M.R.: Na świecie dużo zależy od klimatu i zamożności państwa – generalnie im bogatsze społeczeństwo, tym więcej wegetarian. Oczywiście, jeśli społeczeństwo jest bardzo biedne, to z innego powodu, ale też spożywa się mało mięsa.  

A.R.: Najnowsze badanie na populacji adwentystów ''Adventist Health Study-2” pokazało, że 8 proc. stanowią weganie, 28 proc. laktoowowegetarianie, 10 proc. pescowegetarianie, 6 proc. semiwegetarianie (jedzą mięso, ryby, nabiał i jaja, ale rzadziej niż raz na tydzień), a 48 proc. to niewegetarianie.

Czy adwentyści są statystycznie zdrowsi niż reszta populacji? A jeśli tak, to czy to zasługa diety?

M.R.: Generalnie wegetarianie są zdrowsi. W przypadku adwentystów wegetarianizm to tylko część całej układanki. To również aktywność fizyczna, abstynencja, niepalenie, nieużywanie narkotyków itd. Tu najlepiej niech wypowie się Agata (śmiech).

A.R.: Adwentyści dnia siódmego należą do populacji ludzi najdłużej żyjących na Ziemi. Według badań adwentyści wegetarianie żyją około 7,3 roku dłużej, z tego mężczyźni 9,5 roku, a kobiety 6,1 roku dłużej niż reszta populacji. Wegetarianie mają niższe ryzyko chorób układu krążenia, niektórych rodzajów raka, otyłości czy cukrzycy. To są choroby stylu życia, a dieta jest jego ważnym czynnikiem. 

Mówi się czasem, że czerwone, tłuste mięso jest niezdrowe, ale ryby i owoce morza zdrowe. Czy faktycznie?

M.R.: Tutaj również Agata ma wystarczającą wiedzę (śmiech).

A.R.: Nawet jeśli miałabym zgodzić się z tym, że ryby są zdrowsze niż mięso, to polecam wybierać styl życia, który jest najbardziej przyjazny środowisku naturalnemu i organizmom, które go zamieszkują. Dziś mamy do czynienia z podwodną katastrofą ekologiczną. Znamy konsekwencje połowów ryb i owoców morza, wiemy zatem jakich zniszczeń dokonują kutry rybackie zarzucające sieci. Wiemy też, że z powodu zatrucia wód i przełowienia, ogólna liczba ryb na świecie drastycznie spada. Poza tym konsumpcja ryb niesie z sobą niebezpieczeństwo skażenie substancjami chemicznymi. 

30-40 lat temu wegetarianom było chyba sporo trudniej? Niewielki wybór artykułów spożywczych w sklepach, niewielki wybór dań w restauracjach...

M.R.: W połowie lat 80. moja siostra broniła pracę magisterską z dietetyki na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu. Była to pierwsza praca magisterska na tej uczelni na temat wegetarianizmu. Pracę obroniła, ale miała duże trudności, żeby w ogóle władze zgodziły się na taki temat. Uważano, że nie da się żyć bez mięsa w naszym klimacie. Dzisiaj wydaje się to śmieszne.

Z dzisiejszej perspektywy dziwię się, że wtedy zdecydowałem się na taki krok. Musiałem być bardzo zdesperowany. Ale uważałem to za ważną sprawę i cieszę się, że pomimo trudności przetrwałem. Na pewno kunszt kulinarny mojej żony pomógł mi w tym, choć nie to zdecydowało o tym, że zostaliśmy małżeństwem (śmiech).

A.R.: Było to jakimś wyzwaniem. Ponieważ od początku tej mojej wegetariańskiej ścieżki chciałam być wyedukowana, poszukiwałam wiedzy. Czytałam, nawiązywałam kontakt z wegetarianami i weganami. Uczyłam się bilansować dietę, używać w kuchni nasiona, migdały, orzechy i rośliny strączkowe, robić kotlety z warzyw itp. Rodzice z czasem zaakceptowali mój wybór i byli bardzo pomocni w gotowaniu dla mnie. Gdy założyłam rodzinę – mąż był wegetarianinem zanim go poznałam – to pamiętam, że podróżowaliśmy z blenderem, garnkiem, ugotowaną kaszą jaglaną, bananami, orzechami, mlekiem sojowym dla niemowląt i gorącą wodą w termosie. W porze posiłku korzystałam z życzliwość ludzi (np. na stacji paliw czy w barze) i tam miksowałam chłopcom kaszkę. W barach czy restauracjach wegetarianie jeszcze coś znaleźli, ale weganom w tym czasie było naprawdę trudno poza domem zjeść pełnowartościowy i odżywczy posiłek.

Czy jako wegetarianie dużo czasu spędzacie w kuchni? Pieczecie chleb, robicie granolę?

M.R.: Na szczęście robi to moja żona, ale zawsze mnie zaskakuje, jak błyskawicznie od wejścia do kuchni podaje nam obiad na stół. Jak twierdzi, kwestia wprawy.

A.R.: Gdy ma się doświadczenie, to mając niewiele wolnego czasu można upiec chleb, pasztet, zrobić granolę, przygotować z resztek wegański majonez, z „niczego” wyczarować kotlety. Ja, na przykład, gdy gotuję ciecierzycę, biorę jej więcej i zamrażam – potem hummus gotowy w pięć minut! Odpowiedni sprzęt kuchenny, dobry nóż bardzo pomagają, pomaga korzystanie z szybkowaru. 

W ostatnich latach można zauważyć prawdziwą rewolucję, jeśli chodzi o wegetarianizm, a w tym i weganizm. Lawinowo rośnie liczba wegetarian, w sklepach pojawia się coraz więcej artykułów... Jak sądzicie, co jest przyczyną tej rewolucji?

M.R.: To efekt rozwoju nauki, świadomości społeczeństwa, ale też wzrost zamożności. Myślę, że również wpływ znanych osób – znanych sportowców, którzy osiągają wybitne wyniki, modelek czy aktorek, których wege dieta pozwala przedłużyć młodość i zadbać o urodę. Przede wszystkim myślę jednak, że dowody naukowe pozytywnego wpływu diety wege na zdrowie przekonują o słuszności takiej diety.

A.R.: Ludzie mogą mieć różne przekonania, ale coraz więcej ich dostrzega, że mięso i produkty mleczne stanową siłę napędową praktycznie każdego obszaru, w których niszczymy samych siebie, bo wylesianie, erozja gleby, zanieczyszczenie powietrza i wód, utrata różnorodności biologicznej, ale też rozprzestrzenianie się pewnych chorób – to konsekwencje naszych preferencji żywieniowych. Świadomi ludzie domagają się poszanowania planety i stworzeń żyjących na niej. Gdy liczne organizacje dostrzegają te problemy i podejmują działania, to więcej ludzi zastanawia się nad tym, a ja jestem za wykorzystywaniem różnych sposobów, by skutecznie przekonywać innych do rezygnacji z mięsa i jego pochodnych. 

Warto też zauważyć rolę organizacji wspierających działania w zakresie ochrony środowiska i chroniących prawa zwierząt. Skupiają ludzi pełnych współczucia, którzy nie tylko otaczają troską bezdomne, porzucone albo źle traktowane zwierzęta, ale również upowszechniają wiedzę na temat wegetarianizmu i weganizmu. To pięknie, że każdy, kto chce, może w jakiś sposób uczestniczyć w tej wegetariańskiej rewolucji.

Pomimo tej rewolucji wciąż sporo osób mówi, że wegetarianizm, a już zwłaszcza weganizm jest trudny. Co Wam sprawiało przed laty największą trudność, a co sprawia trudność do dziś?

M.R.: Kiedyś to na pewno dostęp do takiej różnorodności produktów spożywczych, jakie mamy obecnie, czy zupełny brak takich dań w restauracjach. Dzisiaj zdecydowanie mniej jest takich trudności, ale czasem jeszcze zdarza się na jakiś zamkniętych imprezach kłopot z takimi daniami. Bo wegetarianizm, to na pewno nie tylko proste usunięcie z talerza mięsa.

A.R.: Jak wspomniałam wcześniej, od początku edukowałam się, więc nie miałam większych problemu z planowaniem czy bilansowaniem pełnowartościowej diety wegańskiej. A trudnością nazwałabym może robienie kiedyś mleka sojowego, gdy jeszcze nie było napojów roślinnych w sklepach, bo trzeba było uważać, by się nie przypaliło i nie wykipiało (śmiech).  

Jaka jest Waszym zdaniem przyszłość wegetarianizmu? Czy ta rewolucja ostatnich lat będzie trwała czy też wygaśnie?

M.R.: Zdecydowanie wegetarianizm zajmie ważne miejsce w naszej kuchni. Jego popularność będzie rosła i już nie będzie od tego odwrotu, ale też na pewno nie będzie tak, że wszyscy będą wege. Uważam, że każde zmniejszenie ilości mięsa w diecie przyniesie poprawę kondycji zdrowotnej. Poza tym produkty wegetariańskie dostępne w sklepach są coraz lepsze – już niekoniecznie mamy wybór albo zdrowego, albo smacznego...

A.R.: Sądzę, że jedni będą woleli żyć w nieświadomości, by nie stanąć przed koniecznością podjęcia jedynie słusznych decyzji, ale będzie rosło grono ludzi, zwłaszcza młodych, którzy będą przeciwstawiać się zabijaniu zwierząt, tym bardziej że jest przecież pod dostatkiem żywności mogącej mięso zastąpić. Ludzie zaczynają postrzegać wegetarianizm i weganizm jako ratunek – dla naszego zdrowia, dla ludzkości, której zagraża głód, dla środowiska naturalnego, któremu grozi zagłada. W gruncie rzeczy wegetarianizm to nie tylko sama dieta, ale też styl życia i światopogląd. 

Agato, Ty zawodowo zajmujesz się promowaniem zdrowego stylu życia. Czy w ramach tego promowania przekonujesz ludzi do wegetarianizmu? Skutecznie?

A.R.: Edukacja w zakresie zdrowego stylu życia obejmuje też element odżywiania. Skoro wyniki badań naukowych przeprowadzonych na dziesiątkach tysięcy wegetarian wykazują, że są oni zdrowsi, to nie można tego nie nauczać. W stowarzyszeniu dzielimy się rzetelną wiedzą i uczymy praktykowania diety wegańskiej. A czy skutecznie? Osoby młodsze, zdrowsze, wykształcone częściej przyswajają wiedzę i zmieniają dietę. Ale cieszymy się, gdy ktoś choć ogranicza ilości spożywanego mięsa, bo to ma znaczenie. Otrzymujemy listy od osób, które dzięki nagraniom na naszym kanale YouTube zmieniają nawyki i walczą o utracone zdrowie.

Czy warto łączyć dietę wegetariańską ze sportowym stylem życia? Z rowerami, bieganiem, kijkami, pływaniem, chodzeniem po górach?

M.R.: Zdecydowanie tak! Co widać po wielu sportowcach – wystarczy wpisać w przeglądarkę hasło „sportowcy wegetarianie”. 

A.R.: Diety wegetariańskiej nie powinno oddzielać od innych czynników stylu życia. Samo stosowanie diety, nawet skrupulatnie, nie przyniesie wielkich korzyści dla organizmu, jeśli pominie się inne czynniki, w tym aktywność fizyczną. Naukowcy doszli do przekonania, że aktywność fizyczna to czynnik, który jak żaden inny wpływa na długość życia. Znaczy to, że ćwiczenia fizyczne mają większe znaczenie dla ludzkiego zdrowia niż zdrowa dieta. Dzięki aktywności fizycznej zmniejszamy zdecydowanie ryzyko wielu chorób. Wspomniane w pytaniu aktywności są same w sobie wspaniałe, a uprawiane w przyrodzie mają wyjątkowo dobroczynny wpływ na umysł i ciało. 

A Wy uprawiacie sport? A jeśli tak, to jaki?

M.R.: Zależy od pory roku. Codziennie rano się gimnastykuję, pływam w zasadzie przez cały rok, morsuję, jeżdżę na rowerze górskim, uprawiam nordic walking z dodatkowym obciążeniem na rękach, pływam na SUP. Pomimo swoich lat nie odczuwam spadku wytrzymałości w porównaniu z tą, jaką miałem np. 30 lat temu.

A.R.: Zdarzało się, że nadmiar spraw i obowiązków spychał sport na dalszy plan. Mam jednak za sobą kilka lat treningów w klubie fitness. W tym roku wróciłam do klubu i zaczynam intensywniej ćwiczyć, by zrealizować moje cele. W synach mam dobrą motywację (śmiech)! Prócz tego lubię jeździć na rowerze, chodzić z kijkami i podobnie jak Mariusz gimnastykuję się i morsuję. Staram się też biegać na krótkie dystanse. Za mną pierwsze lekcje wspinaczki skałkowej – sądzę, że odkryłam nową pasję. 

Czy wegetarianom, weganom łatwiej osiągać sukcesy sportowe? Wybitny ultramaratończyk górski Scott Jurek powiada, że wygrywa biegi dzięki diecie wegańskiej. To możliwe?

M.R.: Absolutnie tak! Właśnie dieta jest jednym z kluczowych elementów w sporcie. Cieszę się, że np. Robert Lewandowski jest prekursorem zmiany nawyków żywieniowych naszych piłkarzy. Chciałbym, żeby przełożyło się to w końcu na ich przyszłe sukcesy.

A.R.: Prawidłowo zbilansowana dieta roślinna może pomóc w realizacji marzeń, także sportowych. Moi synowie mają wielką pasję sportową. Właśnie chęć osiągania najlepszych wyników motywuje ich do właściwego odżywiania. 

Część osób przechodzi na wegetarianizm, a zwłaszcza na weganizm z troski o środowisko naturalne. Czy jednak nie jest tak, że zostając wegetarianinem z innych przyczyn, np. zdrowotnych, też stopniowo zaczyna się zwracać coraz większą uwagę na sprawy środowiska, bardziej dbać o Ziemię, o przyrodę?

M.R.: 40 lat temu dbałość o środowisko nie była w Polsce rozpowszechniona, bo byliśmy krajem biednym i co innego miało znaczenie. Dzisiaj jest inaczej, choć nie we wszystkich obszarach. Ale to prawda, stopniowo aspekt troski o przyrodę staje się istotnym argumentem na rzecz wege. To też wpływ mediów, które na to zwracają coraz większą uwagę.

A.R.: Wybrałam wegetarianizm z powodów zdrowotnych i religijnych. Zdobywałam wiedzę etapami, aż zaczęłam się też przeciwstawiać sposobom dzisiejszej masowej hodowli i traktowaniu zwierząt. Dziś też motywy ekologiczne są dla mnie niezwykle istotne, a wegetarianizm jawi się jako droga do rozwiązania kryzysu klimatycznego. Z roku na rok przybywa dodatkowych argumentów dla wyboru wegetarianizmu jako stylu odżywiania się. Oby tylko ludzkość znalazła w sobie dość odwagi, żeby się z nimi zmierzyć. Oczywiście, nie każdy czuje się na siłach przejść na wegetarianizm z dnia na dzień. Jeśli dla kogoś to zbyt radykalne, może stopniowo, we własnym tempie ograniczać mięso. Każdy krok jest ważny.

źródło: Spoleczenstwo.com.pl

Komentarze

Popularne posty

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody

Z boreliozą można wygrać

Wywiad z Lilianną Frankowską, prezesem Stowarzyszenia Chorych na Boreliozę , którego misją jest pomagać wszystkim, którzy czują się zagubieni i samotni w swojej chorobie. Agata Radosh: Chciałam porozmawiać o boreliozie, nazywaną też chorobą z Lyme. Maleńki pajęczak zmienia plany tysiącom ludzi, aby nie powiedzieć – niszczy je… Ale zacznijmy od tego, w jaki sposób dochodzi do zakażenia? Lilianna Frankowska: Kleszcze z rodzaju Ixodens ricinus występujące w Polsce, możemy spotkać już nawet w piwnicach, a nie tylko lasach czy łąkach. Są nosicielami wielu patogenów (podobno 140). Jednym z nich są bakterie z rodzaju Borrelia burgdorferi , które bytują i namnażają się w jelitach tych kleszczy. Kiedy kleszcz żeruje na swoim żywicielu, krętki aktywują się i wraz ze śliną przenikają pod skórę człowieka. Przyjmuje się, że do zakażenia dochodzi od 24 do 48 godzin, ale z naszych doświadczeń wynika, że ten czas może być znacznie krótszy. Należy podkreślić, że kleszcze we wszystkich swoich sta

Witamina B12 - fakty i mity

Nagranie wykładu dr. Romana Pawlaka z USA poświęconego kwestii zapobiegania niedoborom witaminy B12. Wykład odbył się dnia 20 lipca 2013 r. w Poznaniu, w ramach działalności Stowarzyszenia Promocji Zdrowego Stylu Życia. W zdecydowanej większości przypadków okazuje się, że wiedza jaką posiadamy odnośnie witaminy B12 w świetle aktualnych doniesień naukowych jest nieprawdziwa. Niedobór witaminy B12 występuje dość powszechnie na całym świecie. W grupie osób narażonych na jej niedobór znajdują się miedzy innymi weganie (ludzie, którzy nie spożywają mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego), laktoowowegetarianie (osoby, które nie spożywają produktów mięsnych, ale włączają do diety produkty pochodzenia zwierzęcego, takie jak mleko, przetwory mleczne i jajka), osoby po 50 roku życia, niezależnie od ich diety, osoby, które poddały się operacji żołądka lub którym wycięto dolną część jelita cienkiego, a także osoby chorujące na AIDS. Inni, w tym np. osoby chorujące na cukrzycę, a także każ

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r

Czy chrześcijanie mogą jeść mięso?

Jakiś czas temu wpadł na moją skrzynkę pocztową list nawiązujący do wywiadu jakiego udzieliłam kiedyś dla wegemaluch.pl. A w liście pytanie. Poniżej zamieszczam treść listu i moją odpowiedź na niego. Wydaje mi się, że ta korespondencja może zainteresować czytelników bloga, a nawet być może odkrywczą... * ** Szanowna Pani, W wywiadzie „Wegetariańska ścieżka” zaciekawiła mnie Pani wypowiedź, gdzie cytuje Pani Biblię (ja również jestem chrześcijaninem). Być może niewłaściwie ją odebrałem – czy uważa Pani, że chrześcijanie nie mogą jeść mięsa? Gdy czytam Dzieje Apostolskie 10,9-16, znajduję pełne potwierdzenie, że spożycie mięsa (w tym tzw. nieczystego) jest aprobowane przez Pana Boga, a nawet jesteśmy do tego zachęcani („bierz i jedz”). Postrzegam wegetarianizm jako kwestię wyboru stylu życia, przy uwzględnieniu jego wpływu na zdrowie i samopoczucie, ale nie jako jedynej alternatywy dla chrześcijanina, który chce żyć zgodnie z własnym sumieniem. G. Odpowiedź na list: