Przejdź do głównej zawartości

TV papka

Pewien mój znajomy wyznał, że przed laty zdarzyło mu się stać przed telewizorem przez trzy godziny, mając szczerą intencję wyłączenia go. W tym czasie kilkakrotnie dotykał palcem przycisku (nie było jeszcze wtedy pilotów), po czym stwierdzał: – Nie, to nie może być aż tak głupie; w tym musi być coś głębszego – i dawał realizatorom programów kolejną szansę. Nadzieja okazała się płonna, a
godziny stracone.

Historia powtarza się, lecz scenariusz jest bogatszy. O ile bowiem przeciętny telewidz dysponował ongiś dwoma rodzimymi kanałami i niczym więcej, o tyle dzisiejszą ofertę można porównać do piasku nad brzegiem morza. Jeśli dodać do tego stacje radiowe, odnosi się wrażenie stałego bombardowania umysłu. Jak gdyby ktoś nieustannie chciał nam coś przekazać, a raczej wywierać na nas wypływ, którego prawdziwy charakter pozostaje jego tajemnicą. Nic dziwnego, że niektórzy stają się uzależnieni nie tylko od określonych programów (np. od seriali), ale od samego funkcjonowania w pomieszczeniu wypełnionym głosem i dźwiękami (– A niech tam coś do mnie gada), od przebywania w bezpośredniej bliskości aparatu radiowego lub telewizyjnego, wreszcie od wiadomości (– Muszę wiedzieć, co się dzieje w świecie).

Wiele pomieszczeń przestrzeni publicznej wypełniają programy różnych stacji, nadające zwykle mało ambitną, ale za to szkodliwą muzykę. Interesant narażony jest na słuchanie jej przez cały czas pozostawania w pomieszczeniu, bowiem nikt nie pyta, czy ma ochotę słuchać. Co dopiero odczuwać musi personel, który całymi godzinami jest oszałamiany. Tym bardziej powinniśmy zadbać o przyznanie ciszy stosownego miejsca w codzienności; cisza jest bowiem równie potrzebna do życia jak dźwięki.

Częste oglądanie programów telewizyjnych wywołuje różnego rodzaju szkodliwości:

1/ Zmniejsza zdolność samodzielnego myślenia i podejmowania decyzji, kształtując tak zwaną osobowość teatralną.

Programy mają na celu wzbudzić zainteresowanie, a potem przez krótki czas utrzymać uwagę, doprowadzając w końcu problem do szczęśliwego rozwiązania. Wszystko zostaje podane niczym obiad przez kelnera i nie trzeba starać się zrozumieć, wpłynąć, rozwiązać; wystarczy poczekać, a happy end niebawem nadejdzie. Jeśli nie w bieżącym, to w kolejnym odcinku.
 
W normalnych warunkach sami decydujemy na co patrzymy, kogo słuchamy, jakie wyciągamy wnioski i na co się decydujemy. Telewizja wchodzi w rolę starszego brata i sama wybiera kadr, dźwięki, komentarz. Gdybyśmy byli na miejscu, skąd nadawany jest program, być może chcielibyśmy spoglądać na inne elementy rzeczywistości niż pokazywane przez kamerę. Tak więc z jednej strony stwarza się złudzenie obiektywizmu i bogactwa przekazu, a z drugiej wycina i prezentuje fragmenty wybrane przez realizatorów. A ponieważ każdy program ma określony cel (czas antenowy jest zbyt cenny, by marnować go na przekaz ideowo nieokreślony), więc za obojętnymi z pozoru treściami kryją się zamiary ludzi których nie znamy. Nie wiemy jakie prezentują poglądy na życie ani jak postępują. I takim ludziom pozwalamy wpływać na siebie i na dzieci. Ilekroć bowiem sadzamy przed odbiornikami nasze pociechy, oddajemy je w ręce nieznanych sobie osób, których ideały życiowe nie muszą pokrywać się z naszymi. Przekaz telewizyjny czyni dzieci biernymi, zamiast kształtować otaczającą je rzeczywistość, oczekują na nadejście rozwiązania. W ten sposób stają się społeczeństwem manipulowanym.

2/ Telewizja lansuje negatywne i abstrakcyjne wzorce oraz propaguje relatywizm moralny.

Czytałem kiedyś doniesienie o pewnej kobiecie, która przeszła 50 operacji plastycznych, by w możliwie największym stopniu upodobnić się do lalki Barbie. Czy efekt końcowy przypominał ideał, czy raczej misia Fozzie, to sprawa mniejszej wagi, Najważniejszy jest stan umysły ludzi podobnych do tej nieszczęśliwej istoty (mówię o kobiecie, nie o misiu). Intensywne propagowanie określonych wzorców dotyczących wyglądu, zachowań, postaw wywołuje potężny wpływ zwłaszcza na młodych ludzi, którzy dopiero szukają swego miejsca w życiu. W latach 60. XX wieku pojawił się w USA psycholog, niejaki Timothy Leary. Za posiadanie narkotyków był skazywany przez sąd na więzienie. Ma na sumieniu m. in. ucieczkę z więzienia, i szereg haniebnych zachowań, a nade wszystko zachęcanie młodych ludzi do korzystania z narkotyków; był jednym z inicjatorów ruchu hippisowskiego. Kiedy za dawnych lat w telewizji nadawano odcinki angielskiego serialu przedstawiającego przygody rycerza Ivanhoe, wszyscy chłopcy w szkole starali się wystrugać miecze; kiedy prezentowane przygody Wilhelma Tella, wyrabialiśmy kusze. 

Przykłady wpływu telewizji na zachowanie ludzi są liczne i nazbyt często negatywne, by nie zwracać na nie uwagi. Telewizja prezentuje ludzi odrealnionych, których nie spotyka się w rzeczywistości. Idealne twarze, bez zmarszczek, siwizny, jakiejkolwiek niepełnosprawności, kult wiecznej młodości – to elementy zabijające właściwe spojrzenie na otaczający nas świat.

Do tego należy dodać wypaczenie podejścia do spraw etycznych. Film Ocean’s eleven to historyjka jakich wiele. Grupa sprytnych oszustów okrada właściciela kasyna. Narracja skonstruowana jest w taki sposób, iż cała sympatia widza ulokowana jest po stronie złodziei. Rynek przepełniony jest podobnymi produkcjami.

Reklamowane jest zło we wszelakiej postaci, a widz spoglądający na ekran początkowo doznaje oszołomienia, a potem zaczyna się zastanawiać: – To naprawdę tak można? Skoro im się udało, to może warto przynajmniej spróbować? Opakowanie kłamstwa, zdrady, przemocy, kradzieży, zabójstwa w lekką formę przekazu łagodzi rzeczywisty ból powodowany przez skutki zła. Stąd coraz większa ilość chętnych przekształcić własne życie w kicz i fałsz Hollywoodu. Rozczarowania są nader bolesne.

3/ Telewizja uczy agresji, uporu i rywalizacji.

Wprawdzie niektórym cechy te kojarzą się z kwintesencją męskości, jednak nie taki jest wzór prawdziwego mężczyzny, zostawiony przez Chrystusa. Choć osoba mieniąca się uczniem Mistrza z Nazaretu ma prawo bronić siebie i bliskich, ale nie ma prawa do napaści. Upór bywa korzystny w dążeniu do rzeczy dobrych, ale skoro dobry Bóg nie zmusza ludzi do opowiedzenia się po jego stronie (co niewątpliwie byłoby dla wszystkich korzystne), to podobną postawę powinni zaprezentować jego naśladowcy. Zamiast gnębić członków rodziny, lepiej uparcie dążyć do osiągnięcia standardu prawdziwego chrześcijanina. Będzie to dla innych najmocniejszym argumentem na rzecz opowiedzenia się po stronie Jezusa.

Rywalizacji jesteśmy uczeni niemal od kołyski. W przedszkolu najlepszym dzieckiem jest to, które pierwsze zrobi siusiu do nocniczka; w szkole – które najlepiej napisze klasówkę; ZUS z pewnością pierwsze miejsce przyznałby tym, którzy opłacali najwyższe składki i pożegnali się z życiem zaraz po przejściu na emeryturę, itd. Wyścig może wprawdzie dostarczyć wielu przyjemnych emocji, ale ma podstawową wadę: w końcu musi się przegrać. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy; jeśli nawet nie dziś, to z pewnością jutro. Wyścig uczy spoglądać na innych jak na rywali, a przecież wszyscy znajdujemy się w tej samej sytuacji: jesteśmy biednymi grzesznikami, potrzebującymi nieustannie łaski Bożej nie tylko do zapewnienia sobie życia wiecznego, ale także do przeżycia kolejnego dnia tu i teraz.

4/ Telewizja zmniejsza zdolność rozwoju intelektualnego poprzez dostosowanie poziomu programów do gustów przeciętnych odbiorców.

W latach 1958 – 1966 nadawany był przez polską telewizję „Kabaret Starszych Panów”. Program ten, autorstwa Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego, gromadził przed odbiornikami tłumy. Budziło to zdziwienie, gdyż finezja słowa i muzyki nie musiała odpowiadać osobom o niewyszukanych potrzebach
intelektualnych. Przeprowadzono badania, mające dociec przyczyny takiej popularności. Rozwiązanie podali górale. Zapytani, co podoba się im w formie Kabaretu Starszych Panów, odpowiedzieli: – Bo tam są takie grzecne ludzie...

Dziś podstawowym elementem decydującym o dostępie do anteny jest tzw. oglądalność (czyli popularność wśród widzów). W przecież wiadomo, że większość nie będzie wybierała oferty wymagającej wysiłku intelektualnego, ale zadowoli się produktami miernej jakości. Tym samym nie ma mowy o faktycznym rozwoju umysłu. Przeciwnie; będzie on karmiony papką przeżutą przez innych, by nie musieć samemu gryźć trudniejszych kęsów. Przeciętność jest bożyszczem telewizyjnym, a ponieważ poziom przeciętności obniża się, więc trudno oczekiwać od władz telewizji prezentowania programów zmuszających widzów do wysiłku (dlaczego mieliby narażać się na utratę ciepłych posad?). A szkoda, bo gdy porównać poziom choćby wspomnianego Kabaretu z współczesnymi produktami tzw. kabaretów, widać mieszaninę prostactwa i wulgarności.

5/ Telewizja może spowodować uzależnienie, choć trudno obarczyć ją odpowiedzialnością za taki stan rzeczy. Ostatecznie to odbiorca decyduje kiedy i w jakim zakresie korzystać z oferty nadawców.

Na koniec kilka rad, pozwalających zminimalizować negatywne skutki oglądania telewizji.

1/ Nie rozpoczynaj dnia od włączenia odbiornika radiowego lud telewizyjnego. 

Pierwszy kontakt powinien być nawiązany z Bogiem, gdyż On ma dla nas najważniejsze wiadomości, a świeży serwis z Nieba znaleźć można każdego dnia w Piśmie Świętym.

2/ Włączaj odbiornik tylko w celu obejrzenia lub wysłuchania konkretnego programu. 

To wymaga przejrzenia oferty na początku tygodnia i zadecydowania, jakim programom poświęcimy uwagę. Warto dokonać takiej analizy razem z dzieckiem, by uniknąć potem przykrego nękania. Gdyby się pojawiło, możemy odpowiedzieć: – Umawialiśmy się, że tego programu nie oglądamy.

3/ Oglądajmy z dziećmi ich programy (przynajmniej niektóre), by mieć rozeznanie w prezentowanych treściach. 

Zbyt często uważa się programy telewizyjne ze nieszkodliwe, a przecież nie możemy być tego pewni, dopóki się o tym nie przekonamy.

4/ Komentujmy obejrzane programy i nie bójmy się zakwestionować przedstawionych w nim wniosków. 

Autorytet rodzica musi zostać użyty w celu przywrócenia dziecku właściwej hierarchii wartości. Zło musi być nazwane złem, a dobro dobrem. W przeciwnym razie w umyśle dziecka powstanie chaos, pod wpływem którego obcym nie będzie trudno wyprowadzić naszą pociechę na manowce.

5/ Nie obdarzajmy bezkrytycznym zaufaniem filmów rysunkowych.

Zbyt często przyjmuje się, iż tzw. kreskówki są nieszkodliwe. Tymczasem one także opisują świat i lansują rozmaite wzorce. Ich skuteczność można dostrzec np. w kupowanych dzieciom gadżetach: wspomniane już lalki Barbie, koniki Pony, Smurfy i inne wkraczają nie tylko na półki z zabawkami, ale i w umysły dzieci, który powielają zachowania tych postaci w kontaktach z kolegami.

Rodzice pewnej siedmiolatki, która miała właśnie rozpocząć naukę, z przerażeniem stwierdzili, że ich dziecko nie może samodzielnie iść do szkoły, ponieważ przechodzi przez jezdnię na oślep. Zupełnie nie interesuje się ruchem ulicznym. Nie pomagały prośby i instrukcje zachowywania się na ulicy. W końcu objawiła się przyczyna tego stanu; dziewczynka była zafascynowana postacią kaczora Donalda, który przecież nigdy nie ponosił uszczerbku na zdrowiu. Z każdego starcia wychodził bez szwanku i dziecko było przekonane, że ewentualne zderzenie z samochodem spowoduje odbicie się pojazdu. Trzeba było dopiero wziąć puszkę po kukurydzy, podłożyć pod koło samochodu, przejechać po niej i pokazać dziecku, co się z nim stanie, gdy znajdzie się na miejscu puszki.

6/ Załóż blokadę na kanały telewizyjne, których dziecko nie powinno oglądać. 

To „ograniczone zaufanie” może okazać się zbawienne. Zbyt wielu rodziców święcie przekonanych o prawomyślności swych dzieci, doznaje bolesnych rozczarowań, gdy dochodzi np. do konfliktów ich pociech z prawem.

W czasach biblijnych nie było problemu z radiem i telewizją, ale kłopoty ze zniekształcaniem obrazu rzeczywistości, z odwodzeniem ludzi od Boga, z tolerancją dla zła lub mieszaniem pojęć moralnych istniały od dawna. Bóg więc udzielił stosownego ostrzeżenia, które doskonale odnosi się do dzisiejszego stanu dominacji mediów: Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy zamieniają ciemność w światłość, a światłość w ciemność, zamieniają gorycz w słodycz, a słodycz w gorycz. Kto postępuje sprawiedliwie i mówi szczerze, kto gardzi wymuszonym zyskiem, kto cofa swe dłonie, aby nie brać łapówki, kto zatyka ucho, aby nie słyszeć o krwi przelewie, kto zamyka oczy, aby nie patrzeć na zło, ten będzie mieszkał na wysokościach (...) (Iz 5,20; 33,15.16).

Jerzy Gut

Komentarze

Popularne posty

Witamina B12 - fakty i mity

Nagranie wykładu dr. Romana Pawlaka z USA poświęconego kwestii zapobiegania niedoborom witaminy B12. Wykład odbył się dnia 20 lipca 2013 r. w Poznaniu, w ramach działalności Stowarzyszenia Promocji Zdrowego Stylu Życia. W zdecydowanej większości przypadków okazuje się, że wiedza jaką posiadamy odnośnie witaminy B12 w świetle aktualnych doniesień naukowych jest nieprawdziwa. Niedobór witaminy B12 występuje dość powszechnie na całym świecie. W grupie osób narażonych na jej niedobór znajdują się miedzy innymi weganie (ludzie, którzy nie spożywają mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego), laktoowowegetarianie (osoby, które nie spożywają produktów mięsnych, ale włączają do diety produkty pochodzenia zwierzęcego, takie jak mleko, przetwory mleczne i jajka), osoby po 50 roku życia, niezależnie od ich diety, osoby, które poddały się operacji żołądka lub którym wycięto dolną część jelita cienkiego, a także osoby chorujące na AIDS. Inni, w tym np. osoby chorujące na cukrzycę, a także każ...

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Przeszłość, TERAŹNIEJSZOŚĆ, przyszłość

Nagranie wykładu Tadeusza Nowakowskiego pt.  „ Przeszłość, TERAŹNIEJSZOŚĆ, przyszłość ” , który został zarejestrowany w listopadzie 2024 w Poznaniu podczas spotkania Stowarzyszenia Promocji Zdrowego Stylu Życia – Sięgnij Po Zdrowie. Dzisiaj przewartościowuje się nasza przeszłość, a decyduje się nasza przyszłość. W czasie prelekcji zastanowimy się nad tym, jak nie zaprzepaścić jedynej sposobności jaką mamy, by nasze życie było piękniejsze i wartościowsze.

Czy chrześcijanie mogą jeść mięso?

Jakiś czas temu wpadł na moją skrzynkę pocztową list nawiązujący do wywiadu jakiego udzieliłam kiedyś dla wegemaluch.pl. A w liście pytanie. Poniżej zamieszczam treść listu i moją odpowiedź na niego. Wydaje mi się, że ta korespondencja może zainteresować czytelników bloga, a nawet być może odkrywczą... * ** Szanowna Pani, W wywiadzie „Wegetariańska ścieżka” zaciekawiła mnie Pani wypowiedź, gdzie cytuje Pani Biblię (ja również jestem chrześcijaninem). Być może niewłaściwie ją odebrałem – czy uważa Pani, że chrześcijanie nie mogą jeść mięsa? Gdy czytam Dzieje Apostolskie 10,9-16, znajduję pełne potwierdzenie, że spożycie mięsa (w tym tzw. nieczystego) jest aprobowane przez Pana Boga, a nawet jesteśmy do tego zachęcani („bierz i jedz”). Postrzegam wegetarianizm jako kwestię wyboru stylu życia, przy uwzględnieniu jego wpływu na zdrowie i samopoczucie, ale nie jako jedynej alternatywy dla chrześcijanina, który chce żyć zgodnie z własnym sumieniem. G. Odpowiedź na list:

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...