Przejdź do głównej zawartości

Złoty numer

Ponad rok temu napisałam felieton, który opatrzyłam tytułem „Dotknięci znieczulicą społeczną”. Rzecz związana była z reakcją ludzi na nagłą potrzebę, w której się znalazłam. Wczoraj zaszła podobna sytuacja, dając niejako odpowiedź na pytania stawiane w poprzednim felietonie i znów powód do pisania.

Będąc poza domem, w centrum miasta, wypadł mi z ręki telefon. Upadł tak niefortunnie, że mimo zabezpieczenia, zbiła się szybka. Uniemożliwiło to odblokowanie klawiatury, a tym samym możliwość odszukania męża, który czekał na kontakt ze mną. Pomyślałam więc, że najprościej i najszybciej będzie poprosić kogoś o przysługę skorzystania z telefonu.

Pierwsza z poproszonych osób, przechodząca chodnikiem sympatycznie wyglądająca kobieta w wieku około 45. lat, najpierw uważnie przyjrzała mi się od stóp do głów. Następnie nieśmiało wyciągnęła telefon z torebki i rzekła: – Telefonu nie dam do ręki, sama wybiorę. Jaki to numer? W odpowiedzi zaczęłam wolno wymieniać kolejne cyfry. Kobieta zaczęła wstukiwać numer telefonu męża. Wzbudził on w niej jednak niezrozumiałe dla mnie podejrzenie. Kobieta zatrzymała się po wstukaniu ósmej cyfry i znów zaczęła mi się przyglądać, po czym mocno zdziwiona powiedziała: – A co to za numer? Nie, nie, ja Pani nie pomogę! Śpiesznie schowała telefon do torebki i równie szybko odeszła. Zaniemówiłam. Stałam przez chwilę osłupiała, wpatrzona w kobietę, jak się oddala.

Po chwili poprosiłam o pomoc kolejne osoby. Tym razem była to para, która idąc chodnikiem trzymała się pod rękę. Ludzie wyglądali na pogodnych i życzliwych, byli w wieku około 55. lat. Po wyrażeniu mojej prośby, mężczyzna od razu odrzekł: – Nie ma sprawy! Chętnie wyciągnął smartfona z kieszeni i poprosił o podanie numeru, chcąc sam go wybrać. Ucieszona tym faktem, zaczęłam dyktować numer. Niestety szybko się ponownie rozczarowałam. Kobieta, nadal trzymając mężczyznę pod rękę, powiedziała: – Chwileczkę! A co to za numer? Mężczyzna zdjął rękę z klawiatury smartfona. – Czy ty widzisz jaki to numer? – skierowała pytanie do mężczyzny? W tym momencie włączyłam się do dialogu: – Proszę się niczego nie obawiać, to zwyczajny krajowy numer, tylko złoty numer. Popatrzyli na mnie dziwnym wzrokiem. Wyciągając swój terminarz, pokazałam ostatnią stronę, na której mam wpisane ważne kontakty. Wskazując na numer męża, powiedziałam: – Mój mąż po prostu ma taki numer. Moi rozmówcy zgodni byli jednak co do tego, że nie mogą mi w żadnym razie pomóc. Odeszli, a ja poczułam się jak odrzucona sierotka. Niezrozumiana, zagubiona i samotna, choć w centrum zatłoczonego miasta.

Po doznanej porażce, odważyłam się spróbować jeszcze raz. Zdecydowałam się wejść do budynku pobliskiej instytucji publicznej. Niestety portier odmówił możliwości skorzystania z telefonu. Zatem skierowałam się w głąb korytarza, w którym stała grupa starszych osób. Po chwili jedna z pań wyciągnęła rękę, podając mi swój mały telefon. Wybrałam numer i zadzwoniłam. Załatwiłam sprawę.

Wiedziałam, że numer męża przykuwa uwagę. Do tej pory komukolwiek dyktowałam go w celu zapisania kontaktu, zwykle słyszałam: – Ale fajny numer, łatwy do zapamiętania! Albo: – Ale bajer! Ponieważ nie pamiętam, abym prosiła kogoś o możliwość zadzwonienia do męża z cudzego telefonu, toteż miałam z tym numerem tylko pozytywne skojarzenia.

Wymienieni wyżej chcieli mi pomóc. Ostatecznie, poza starszą kobietą, nie pomogli. Dlaczego bali się pomóc? Dziś niestety większość społeczeństwa ma ograniczone zaufanie do ludzi. Czuje lęk przed oszustwem i sprytną manipulacją. To właśnie uczciwi ludzie, ludzie dobrego serca padają najczęściej ofiarą manipulantów i przebiegłych oszustów. Historia każdego dnia zna przypadki bardzo spektakularnych oszustw. Media ostrzegają przed oszustami „na miłosierdzie”, „na wnuczka” itp. Być może moi rozmówcy doświadczyli w przeszłości żerowania na łatwowierności, w celu osiągnięcia na przykład niegodziwej korzyści majątkowej. Być może pomyśleli teraz, że wybierając podany numer padną ofiarą wyłudzenia. Może sądzili, że wybranie podanego numeru związane jest z naliczaniem wysokich opłat za połączenie, co mogłoby stanowić mój rentowny biznes. Nie wiem.

Prawda jest taka, że Internet i telefon są łatwymi narzędziami do popełnia przestępstw, a oszustów, którzy wykorzystują czyjeś dobre serca nie brakuje. W takim dziwnym świecie żyjemy, w którym lęk i strach paraliżuje przed udzielaniem pomocy.

Badania naukowe dowiodły, że pomaganie innym może mieć korzystny wpływ na długość życia, o ile nie jest przyczyną stresu, który negatywnie oddziałuje na zdrowie psychiczne i fizyczne.

Agata Radosh
siegnijpozdrowie.org

Komentarze

  1. Smutne to o czym piszesz. Ludzie się wszędzie tak śpieszą, że udzielenie przez nich pomocy graniczy z cudem.. Jeśli by chodziło o udzielenie pomocy medycznej, to już w ogóle tragedia. Każdy wolałby taką odpowiedzialność zrzucić na kogoś innego po prostu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze publikowane są po zatwierdzeniu. Jeżeli szukasz swojego komentarza lub odpowiedzi na niego, sprawdź czy wszystkie są wczytane - użyj polecenia "Wczytaj więcej".

Popularne posty

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Leczą uśmiechem dzieci i seniorów — o Fundacji Dr Clown. Rozmowa z Alexandrem Poirieux

Światowy Dzień Uśmiechu to święto obchodzone każdego roku w pierwszy piątek października począwszy od 1999 roku. Pomysłodawcą takiego dnia był Harvey Ball, autor znanego na całym świecie symbolu żółtej uśmiechniętej buzi, tzw. „smiley face”, utworzonej w 1963 roku. Symbol ten oznacza bezinteresowny uśmiech i radość życia.  Naukowcy dowiedli, że śmiech rozluźnia i odstresowuje, przyczyniając się do wzmocnienia układu odpornościowego. Stymuluje także wydzielanie endorfin, zwanych hormonami szczęścia, które pozytywnie wpływają na nastrój.  Śmiech to zdrowie! Fundacja Dr Clown, którą chcemy dziś przedstawić, codziennie wywołuje uśmiech na twarzach chorych dzieci i dorosłych, prowadząc terapię śmiechem. Poniżej zamieszczamy rozmowę Agaty Radosh ze Stowarzyszenia Promocji Zdrowego Stylu Życia – Sięgnij Po Zdrowie z Alexandrem Poirieux — koordynatorem regionu mazowieckiego w Fundacji Dr Clown — o tym jak działa wolontariat Dr. Clownów i w jaki sposób wspiera on dobre samop...

Alleluja mówię, bo zdrowie wróciło!

Wywiad z Katarzyną Lewkowicz-Siejką, dziennikarką i propagatorką dietoterapii, autorką wykładu na temat leczniczej Diety Alleluja , która doświadczyła jej dobroczynnego działania. Słowo „Alleluja” tłumaczone z języka hebrajskiego znaczy – ‘wychwalajcie Jahwe’. Dieta Alleluja nawiązuje do biblijnych zaleceń żywieniowych, jakie Stworzyciel przekazał na samym początku ludziom. Dieta ta może czynić cuda… Historia Katarzyny jest na to dowodem.

Nagranie wykładu - Dieta Alleluja

Nagranie wykładu Katarzyny Lewkowicz-Siejki pt.: "Dieta Alleluja", który był wygłoszony podczas spotkania Stowarzyszenia Promocji Zdrowego Stylu Życia w marcu 2012 r.

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...