Przejdź do głównej zawartości

Okiem w talerz przedszkolaka

Zapracowani rodzice posyłają dzieci do przedszkola. Podczas dnia są spokojni, gdyż żyją w przekonaniu, że ich pociechy mają w przedszkolnych murach zapewnioną nie tyko właściwą opiekę, ale też pełne wyżywienie. A ponieważ orientacja żywieniowa większości rodziców jest na bardzo niskim poziomie, rodzice nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, co tak naprawdę ich dzieci jedzą - w ich własnych domach i w przedszkolu. Nie przywiązują większej wagi do odżywiania, więc nie rozumieją faktu, że można dostarczać dziecku kalorie, ale pokarmem o wątpliwej jakości odżywczej. 


Moje dzieci już lata temu pożegnały się z edukacją przedszkolną i przedszkolnym jedzeniem, a ja do dziś boleję nad utrzymującym się stanem rzeczy. Niedawno wysłuchałam z uwagą obaw znajomej, posyłającej swojego 6-latka do przedszkola. Przejęta jej problemem (na śniadanie m.in. biała bułka z mortadelą wieprzową, na obiad zrazy wieprzowe, na deser kisiel itd.), postanowiłam wykonać kilka telefonów do instytucji sprawujących pieczę nad przedszkolami. Jakże byłam rozczarowana słysząc, iż obecnie nie ma opracowanych żadnych wytycznych, co do przygotowywania przedszkolnych jadłospisów! Nie ma też żadnych norm żywienia w zakładach żywienia zbiorowego… Są jedynie zalecenia Instytutu Żywności i Żywienia (IZŻ).

Dieta dziecka żywionego w przedszkolu powinna być racjonalna, zbilansowana, i tym samym winna zaspokajać potrzeby rosnącego organizmu. Powinna składać się z produktów wysokiej jakości i być przede wszystkim ZDROWA! Rodzice zwykle nie wiedzą o tym, że jadłospisu w przedszkolach raczej nie układa kompetentna osoba, czyli dietetyk. Kto więc czuwa nad dietą przedszkolaka? Kto dba o bilans energetyczny? Kto decyduje o tym z jakiego źródła pochodzą produkty żywnościowe i jak komponowane są posiłki?

Przedszkola nie mają obowiązku zatrudniania dietetyka. Jeśli go nie ma, to zalecenia IZŻ interpretuje dyrektor przedszkola lub/oraz intendentka. To te osoby odpowiadają za przedszkolne menu oraz skład jakościowy i ilościowy przygotowywanych przez kucharki potraw. Nie wyklucza to błędów w planowaniu posiłków.

Dziś liczne przedszkola likwidują w swoich oddziałach kuchnie. Funkcję tę przejmują usługi cateringowe. I tak małe dzieciaki zjadają często wychłodzone obiady z termopaków lub plastikowych talerzyków. Ile w tym zdrowia? Ile w tym naturalnej, nieprzetworzonej żywności?

Na szczęście są już rodzice, którzy dostrzegają wątpliwą wartość odżywczą przedszkolnych posiłków i głośno mówią: dość ze śmieciowym i chorobotwórczym jedzeniem w przedszkolu! Walczą oni o zdrową, pełnowartościową kuchnię dla swoich rosnących maluchów. Piszą np. petycje do instytucji mogących wpłynąć na zmianę sposobu żywienia dzieci w przedszkolach. Chcąc, aby pożywienie było zdrowym, pozbawionym chemicznych dodatków budulcem, a nie tylko zapychaczem, buntują się oni przeciwko używaniu np. kostek rosołowych, które oparte są głównie na soli i sztucznych substancjach wzmacniających smak (jak np. glutaminian sodu), które sprzyjają otyłości, alergii, nadciśnieniu oraz chorobom oczu. Protestują przeciwko używaniu mleka krowiego (jednego z głównych alergenów pokarmowych), serów żółtych i topionych, które zalicza się do produktów wysokoprzetworzonych. Występują także przeciw nagminnemu podawaniu płatków śniadaniowych, które są także wysokoprzetworzoną żywnością, a w dodatku z dużą ilością cukru (lub syropem fruktozo-glukozowym) oraz soli. W przedszkolnych jadłospisach jest zdecydowanie za dużo cukru, który nie tylko wpływa na rozwój próchnicy i osłabia ogólną odporność organizmu, ale przede wszystkim prowadzi do otyłości, a wraz z nią do szeregu chorób, w tym cukrzycy.

Jeśli chodzi o deserowe produkty mleczne, które podawane są w postaci słodkich serków czy jogurtów, to stanowią one żywność wysokokaloryczną (w 100 gramach są 2-3 łyżeczki cukru). Wafelki, batony, desery w postaci białej bułki z kremem czekoladowym (w składzie z tłuszczami utwardzonymi o rakotwórczym i miażdżycogennym działaniu) z dodatkiem słodkiego kakao, to produkty o wysokim indeksie glikemicznym (IG). Co to oznacza? Gdy dzieci spożywają taki posiłek, to dostarczają organizmowi w krótkim czasie dużą dawkę energii w postaci cukrów prostych - glukozy, co może wpływać na nadmierne pobudzenie, które osłabia koncentrację dzieci na zajęciach. Po niedługim czasie wysokie stężenie glukozy we krwi nagle gwałtownie spada. Taki nagły wzrost, a następnie spadek poziomu cukru we krwi może przyczynić się do tego, że dzieci nawet po obfitym posiłku będą szybko odczuwały głód, zmęczenie, senność i ogólne osłabienie organizmu. Rozumiejąc wspomnianą reakcję organizmu dziecka na spożyte produkty o wysokiej wartość IG (sprzyjają one także otyłości i stanom zapalnym w organizmie oraz stanowią czynnik rozwoju cukrzycy i miażdżycy), rodzice postulują za wprowadzeniem do przedszkolnego menu produktów o niskim i średnim indeksie glikemicznym, do których zalicza się np. pieczywo razowe, pełnoziarniste makarony, ryż brązowy, musli i płatki zbożowe bez cukru, grube kasze, warzywa, rośliny strączkowe, orzechy czy większość owoców, bo w tym przypadku cukier uwalnia się do krwi stopniowo i utrzymuje się na stałym poziomie nawet do trzech godzin. Poza tym, posiłki na bazie tych produktów są odżywcze i stanowią najwłaściwszy budulec dla rosnącego malucha.

W przedszkolach gdzie wychowanie zdrowotne jest integralną częścią ogólnego programu kształcenia dziecka, realizuje się programy profilaktyczno - zdrowotne; działają też Kluby Zdrowego Przedszkolaka. O ile kwestie zdrowia nie są sprowadzane tylko do zabiegów higienicznych i np. kultury jedzenia, to w takich placówkach dyrekcja obiera kierunek zdrowego żywienia. Przygotowanie posiłków w takich przedszkolach opiera się na produktach świeżych i nieprzetworzonych; ogranicza się sól, biały cukier, rafinowaną mąkę. Dzieci uczone są jedzenia razowego pieczywa, grubych kasz, ciemnych makaronów i pełnego ryżu, roślin strączkowych, świeżych warzyw i owoców. Nie podaje się dzieciakom parówek i wędlin (parówka zawiera średnio tylko 7 g mięsa - i to niskiej jakości - na 100 g masy, a pozostałość stanowią dodatki takie jak np. skóry wieprzowe, tłuszcz zwierzęcy, koncentrat białka ze skrobi modyfikowanej, kaszka manna, kości, jelita, odpadki mięsne nienadające się do spożycia w formie nieprzetworzonej i niewykorzystywane w produkcji innych wędlin, woda, składniki zapachowe i smakowe). W „lepszych”, czyli zreformowanych pod względem żywieniowym przedszkolach, dzieci otrzymują mięso, nabiał i jajka pochodzące z ekologicznych źródeł, a nie przemysłowej hodowli. Nie podaje się mięsa wieprzowego i wołowego, lecz drób i ryby. Rodzice mogą być spokojni, że ich dziecko nie dostanie w przedszkolu dżemu, Nutelli, batonów czy słodkich deserków mlecznych. Z reformowanych przedszkoli nawet rodzice małego weganina wegetarianina będą zadowoleni, bo zreformowane przedszkole wie, jak przygotować dla nich wartościowe posiłki.

Niedawno odwiedziłam duże, nowoczesne przedszkole, w którym dyrekcja nastawiona jest pozytywnie na promocję zdrowego odżywiania w swojej placówce. Przedszkole ma swoją nowoczesną kuchnię, która serwuje dzieciom np. kaszę jaglaną z owocami, soczewicę z warzywami, czy budyń z ryżu itp. Byłam tym zachwycona! „Jacy szczęśliwi muszą być rodzice tych dzieci!– powiedziałam”. Jednak wkrótce powiedziano mi, że rodzice to szczęśliwi może są..., lecz wcale nie zainteresowani kontynuacją we własnych domach programu żywieniowego krzewionego przez przedszkole. Dowozi tego m.in. fakt, że na wiosnę zorganizowano dla rodziców podopiecznych spotkanie z dietetykiem, na które - o dziwo - na 250. przedszkolaków, żaden rodzic nie przybył… Rodzice nie są więc zbytnio zainteresowani zdrowym odżywianiem malucha, albo mowa o zdrowym jedzeniu jest dla nich bardzo niewygodna…

Trzeba to powiedzieć wprost. Podstawą w kształtowaniu zdrowych nawyków żywieniowych dziecka jest ścisła współpraca przedszkola z rodziną dziecka. Nic nie wyjdzie z edukacji żywieniowej dzieci, jeśli rodzice trwać będą nadal przy swoich starych, czyli niezdrowych, szkodliwych, zabójczych nawykach żywieniowych. Przedszkole może stawać na głowie, by zapobiegać chorobom cywilizacyjnym (w tym nadwadze i otyłości) wśród przedszkolaków, by kształtować w nich właściwe zasady odżywiania, uczyć wybierać wodę - zamiast Sprita, razowy chleb - zamiast białego, podawać kasze - zamiast frytek, pastę ze słonecznika - zamiast kiełbasy, deser z bakalii - zamiast budyniu na mleku, ale jeśli w domu dzieciaki znajdą słodkie płatki śniadaniowe, puszyste bułki, czekoladowe smarowidła do chleba, serki topione, Colę, zupki chińskie, sosy w puszkach itp., edukacja zda się na nic. Tak wiec, Szanowni Rodzice - nic z trudu pedagogów, nic z przedszkolnego nauczania zdrowego odżywiania nie wyjdzie, bez Waszego zaangażowania. Zdrowie Waszych dzieci obecnie leży jeszcze w Waszych rękach. A zaczyna się od Waszego chcenia…

Wiek przedszkolny to czas intensywnego rozwoju fizycznego i umysłowego dziecka. W tym okresie szczególnie ważna jest właściwa dieta. Nawyki żywieniowe nabyte w dzieciństwie często kształtują późniejsze wybory naszych dzieci. A wybory decydują o zdrowiu bądź chorobie. Dieta dzieci powinna być zrównoważona pod względem odżywczym i oparta o produkty jak najmniej przetworzone technologicznie, bez zawartości dodatków chemicznych, najlepiej naturalne i dobrej jakości. Aż się prosi o zmianę przepisów odnośnie żywienia w instytucjach opiekuńczo-wychowawczych, tym samym o poprawę jakości odżywiania dzieci przedszkolnych i szerzenie świadomości w zakresie naturalnego odżywiania. Z naturalnych produktów (ziaren zbóż, warzyw, owoców, roślin strączkowych, nasion i orzechów) łatwo można przygotować odżywcze, smaczne, tanie i proste w wykonaniu potrawy.

Na zmianie jakości żywienia przedszkolnego powinno zależeć - jak się wydaje - każdemu rodzicowi, ponieważ lepsze odżywianie to inwestycja w zdrowie i prawidłowy rozwój dzieci. Efektem zdrowego żywienia dzieci w domu i w przedszkolu jest lepsza odporność dzieciaków, a to znaczy, że maluchy mniej chorują. Posyłając dziecko do karmiącego zdrowo przedszkola, wydamy więcej na opłatę za przedszkole, ale jeśli ten dobry kierunek podtrzymamy w domach, to rzadziej będziemy odwiedzać lekarzy i apteki. Włóżmy trud w wolną od chorób przyszłość dzieci. Taki interes na pewno się opłaci.

Agata Radosh
siegnijpozdrowie.org

Komentarze

  1. Przeraża mnie, że w bardzo wielu przedszkolach, dyrektorzy nie chcą nawet słyszeć o posiłakch bezmięsnych, o suszonych owocach zamiast o cukierkach.
    Licze, że wspólna praca i wysiłki coś zmienią w tym temacie

    wegemaluch.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. W przedszkolach jak i w szkołach karmimy dzieci zamiast je odżywiać. Nawet jeśli coś zdrowego jest na talerzu to one tego nie jedzą. Maje dzieci jako jedyne w grupie prosiły o dokładkę warzyw, kaszy. Przy mojej Zosi i Marysi inne przedszkolaki zaczęły jeść sałatę i prosić o wodę do picia. Pewne rzeczy trzeba wynieść z domu. Zosia owszem napije się soku ale jak chce pić to prosi tylko o wodę. Babcie były zdziwione, że dzieci chcą ją pić. Przecież poimy dzieci słodką herbatką lub kompotem. Moje dzieci pija wodę, jedzą warzywa i kasze ponieważ my tak robimy. I najważniejsze CAŁA RODZINA JE RAZEM POSIŁKI.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się ten artykuł podobał i moim marzeniem jest, by wśród rodziców była większa świadomość odnośnie diety ich dzieci i rodziny. Mam nadzieję, że wraz ze swoimi pięciolatkiem, który właśnie zaczyna przygodę ze szkołą, uda nam się zarazić rodziców nawykiem zwracania uwagi na to co jedzą. Pozdrawiam wszystkich uświadomionych i troskliwych rodziców :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze publikowane są po zatwierdzeniu. Jeżeli szukasz swojego komentarza lub odpowiedzi na niego, sprawdź czy wszystkie są wczytane - użyj polecenia "Wczytaj więcej".

Popularne posty

Czy Jan Chrzciciel był wegetarianinem?

Zgodnie z twierdzeniem zawartym w Mt 3,4 oraz Mk 1,6 dieta Jana Chrzciciela składała się z „szarańczy i miodu leśnego” [gr. akrides , l.mn. słowa akris ]. Nie wiadomo, czy ewangeliści mieli na myśli, że Jan nie jadał niczego innego poza szarańczą i miodem leśnym, czy też, że stanowiły one główne składniki jego pożywienia. Możliwe jest również, że „szarańcza i miód leśny” uważane były za składniki wyróżniające dietę proroka, podobnie jak „odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany” sprawiały, że był uważany za następcę starożytnych proroków. Jan mógł też ograniczać się do spożywania „szarańczy i miodu leśnego” tylko wtedy, gdy inne produkty spożywcze nie były łatwo dostępne. „Szarańcza i miód leśny” mogły w końcu stanowić jedynie przykłady różnorodnych produktów spożywczych dostępnych w naturze, a nazwy te należy traktować jako stosowany w krajach Orientu obrazowy sposób na podkreślenie jego samotniczego, pełnego wstrzemięźliwości życia, które wiódł z dala od ludzi. Z uwagi na fak...

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Człowiek i zdrowie

Posłuchajcie bajki... Bajka Ignacego Krasickiego „Człowiek i zdrowie” jest smutną uwagą nad bezmyślnością, z jaką ludzie traktują swoje ciała. W utworze przedstawione zostają dwie postacie – człowiek, który oczywiście oznacza wszystkich ludzi i zantropomorfizowane zdrowie. Bohaterowie idą razem jakąś nieokreśloną drogą – drogą tą jest oczywiście życie. Na początku człowieka rozpiera energia, chce biec i denerwuje się, że zdrowie nie ma ochoty podążać za nim. Nie spiesz się, bo ustaniesz – ostrzega zdrowie, ale człowiek nie ma ochoty go słuchać. Wreszcie człowiek się męczy i zwalnia – przez pewien czas idą ze zdrowiem obok siebie. Po pewnym czasie to zdrowie zaczyna wysuwać się na prowadzenie, jego towarzysz zaś nie może nadążyć. Iść nie mogę, prowadź mnie – prosi zdrowie, to zaś odpowiada, że trzeba było słuchać jego wcześniejszych ostrzeżeń i znika, zostawiając człowieka samego. W ten sposób przedstawione zostają trzy etapy życia. Najpierw, w młodości, człowiek nie dba o swoje ...

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...

O rybach dobrych i złych

Nie, to nie będzie bajka o posłusznych i niegrzecznych rybkach, choć z pewnością nie jeden z nas chciałby oderwać się od codziennej rzeczywistości, powspominać okres dzieciństwa i poczuć, przynajmniej na chwilę, błogą beztroskę. Czy ktoś dziś słyszał o rybach dobrych i złych? Prędzej możemy się dowiedzieć o rybach świeżych lub zepsutych; o tym, że cuchnące odświeżają, zmieniają datę przydatności do spożycia i sprzedają prawie jako wczoraj złowione. Ale o dobrych i złych ktoś słyszał? Rzadko, a szkoda, bo dobre mogą przynieść z sobą dobro, a złe...