Przejdź do głównej zawartości

Biegacz, maratończyk, wegetarianin – wywiad

Wywiad z Marianem Kaźmierczakiem z Wejherowa - wegetarianinem, biegaczem długodystansowym, który na swoim koncie ukończonych ma ponad 100 maratonów w Polsce i w Europie, biegi na 100 kilometrów oraz bieg 24-godzinny. Wielokrotnie stawał na podium po nagrodę dla najlepszych.

Będąc młodym chłopakiem byłeś bardzo schorowany. Chyba nikt wówczas nie uwierzyłby, że wyjdziesz z choroby i zajmiesz się aktywnym uprawianiem sportu.

Mając 18 lat stwierdzono u mnie zanik mięśni kręgosłupa. Związane to było z zakazem dźwigania powyżej 2 kg przez okres pełnego roku. Przygotowano mi na wymiar gorset, w którym miałem chodzić. Mogłem ściągać go tylko na noc i do specjalnych ćwiczeń na mięśnie brzucha i kręgosłupa. To był trudny czas. Wydawało mi się, że o sporcie będę mógł tylko marzyć.

Zanim zacząłeś biegać, uprawiałeś wcześniej kulturystykę. Powiedz coś o tym, bo to ciekawe – z chorym kręgosłupem dźwigałeś ciężary?

W czasie mojej rehabilitacji kolega rozpoczął treningi kulturystyczne i gorąco mnie zachęcał bym z nim wspólnie ćwiczył. Zgodziłem się. Wykonywaliśmy różne ćwiczenia, nawet te zakazane przez lekarza… Każdy trening kończyliśmy ćwiczeniami rozciągającymi kręgosłup. Po roku poszedłem na prześwietlenie kręgosłupa i do kontroli ortopedycznej. Lekarz stwierdził, że jest wszystko w porządku. Moja przygoda z kulturystyką trwała 10 lat, pozwalając mi sięgnąć dwa razy po tytuł Mistrza Wybrzeża w swojej kategorii.

To jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem?

Do biegania zachęcił mnie z kolei inny kolega, poddając mnie pewnej próbie – czy przebiegnę 20 km bez przestanku. Próbę podjąłem i okazało się, że mam predyspozycje do długich biegów! Zacząłem więc biegać! Podczas któregoś z biegów poznałem Piotra Schmidtke. Przez kilka lat biegaliśmy razem. Potem Piotr przestał biegać. Po jakimś czasie pojawił się znowu. Na moje pytanie dlaczego nie przychodził na treningi, powiedział: „zacząłem zastanawiać się nad sensem życia”. Opowiedział mi o tym, co wydarzyło się międzyczasie w jego życiu, jak rozpoczął czytać Pismo Święte, jakich ciekawych ludzi poznał, jak doznał pokoju w sercu, wolności od lęku i strachu… Spodobało mi się to, co mówił. Poczułem wtedy, że pragnę tego samego dla siebie. I wówczas zmienił się mój stosunek do życia i do biegania. Od tamtego czasu, gdy biorę udział w biegach, proszę Boga, aby mi pomagał, abym spotkał ludzi, którzy potrzebują wsparcia, ludzi, którym mógłbym powiedzieć, że to, co mam i to kim jestem, zawdzięczam żywemu Bogu. Bieganie to mój sposób na szeroko rozumiane zdrowie, w którym mam wiele okazji, by pocieszać innych, bo powiedzieć im, że poza bieganiem jest w moim życiu coś jeszcze. Gdy mówię im o mojej przygodzie z Bogiem, że się modlę i wierzę w obietnice zawarte w Piśmie Świętym, że w Nim pokładam swoją nadzieję i że bez Niego moje życie nie miałoby sensu, czuję się szczęśliwy, bo daję im to, co mam najpiękniejszego.

Kiedy wziąłeś udział w swoim pierwszym maratonie?

W 1979 w Warszawie przebiegłem pierwszy maraton.

Dziś dla wielu dieta wegetariańska jest sposobem na sukces w sporcie. Ty też ją praktykujesz. Dlaczego jesteś wegetarianinem?

Moją decyzję o przejściu na wegetarianizm poprzedziła pewna dramatyczna sytuacja. W 1988 roku planowaliśmy z kolegą kupić świniaka na wsi. Po przybyciu do gospodarstwa przywołano człowieka, który trudnił się zabijaniem świni. Ten człowiek przybył pijany. Pierwsze uderzenie świniaka siekierą w głowę było nieskuteczne… Świniak ugodzony w ucho wszczął głośny pisk! Uciekliśmy z kolegą do stodoły. Po jakimś czasie świniak ucichł. Byliśmy przerażeni. Odczekaliśmy chwilę i wyszliśmy na podwórko. To widok jaki tam wówczas zastałem, wpłynął na moją decyzję – nigdy więcej mięsa nie wezmę do ust! Zakrwawiony świniak leżał na ziemi na starych drzwiach. Makabryczny był to widok… Inne zwierzęta na podwórzu, które były świadkami tego mordu, były bardzo przerażone. Pośród świń, krów i innych zwierząt było kilka małych cielaków. W ich oczach widziałem wielkie przerażenie! To ich oczy przemówiły do mojego serca… Po trzech latach od tamtego wydarzenia Bóg sprawił, że zacząłem czytać Pismo Święte, Biblię. Przeczytałem wtedy o pokarmie jaki Bóg pierwotnie przeznaczył na jedzenie dla ludzi, o tym jak mamy traktować zwierzęta itd. Zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo oddaliliśmy się od tych pierwszych zaleceń dietetycznych, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w mojej decyzji przejścia na dietę wegetariańską. Poza tym zrozumiałem, że jedzenie mięsa, podczas gdy można bez niego żyć, jest samolubstwem. Chciałem być człowiekiem wstrzemięźliwym, panującym nad sobą. Ale jak można takim zostać, gdy nie odmawia się sobie tego, czego chce podniebienie? Swoją drogą, kocham zwierzęta! Dlaczego więc dla przyjemności jedzenia miałbym przyczyniać się do ich zabijania?

Dietę rozpocząłem od 10-dniowej głodówki przeplatanej lewatywami i piciem przegotowanej wody. Mierzyłem wtedy temperaturę, tętno, badałam, co dzieje się z moim ciałem. I tak oczyściłem swój organizm przygotowując grunt pod zdrowe jedzenie.

Czy dieta wegetariańska pomaga przebiec maraton? Jak wygląda Twoja dieta?

Bazuję na żywności nieprzetworzonej, niemodyfikowanej, naturalnej, wartościowej, żywej, różnorodnej. Kasze, owoce, warzywa, orzechy, nasiona – to podstawa. Klucz do sukcesu w tym sporcie.

Kiedyś pewien trener powiedział: „Chłopaki! Jak chcecie dobrze biegać, jedzcie pokrzywę!”. Zbieram więc w lesie (daleko od zanieczyszczeń) pokrzywę i mniszka, i suszę. Potem dodaję do zup, ziemniaków, sałatek, ciemnych makaronów, pełnego ryżu, wszelkiego typu kasz, sosów. Robię też z nich herbatę. Wartość pokrzywy jest niedoceniona! Od marca do lipca wracając z treningów, zbieram świeżą pokrzywę i dodaję do posiłków.

Tydzień przez planowanym maratonem unikam produktów bogatych w węglowodany, a skupiam się na produktach zawierających sporo białka. Ale trzy dni przed startem zjadam głównie produkty bogate w węglowodany złożone, a unikam białka. To metoda stara, ale skuteczna! Pozwala przetrwać i dotrzeć do mety bez większych niespodzianek. Wśród biegaczy mówi się, że do 30 km biega się nogami, a po 30 km biega się głową. Właściwe psychiczne nastawienie do dystansu ma ogromne znaczenie.

Co jesz przed samym maratonem?

Trzy, cztery godziny przez samym startem nic już nie jem, a tylko piję; wodę lub wodę z miodem i cytryną. W czasie maratonu, do 25-30 km pije regularnie na każdym punkcie z wodą kilka łyków wody, aby nie dopuścić do odwodnienia. Po 25-30 km często korzystam na punkcie z płynów energetycznych.

Masz duże doświadczenie w bieganiu, ale zapewne – jak każdy – uczyłeś się na swoich błędach. Jakie błędy najczęściej popełniają biegacze? Na co powinni zwrócić szczególną uwagę ci, którzy zaczynają biegać?

Tak! Zdecydowanie przed bieganiem trzeba coś wiedzieć o tym sporcie. Wymienię najczęściej popełniane błędy przez początkujących biegaczy, jakie zauważam:
  1. zbyt pochylona sylwetka do przodu lub do tyłu,
  2. zbyt długi krok,
  3. nieprawidłowy układ stopy – kładąc stopę na podłoże wielu stawia najpierw piętę, a należy śródstopie,
  4. chce się od razu biegać, zamiast ćwiczyć marszobiegi,
  5. pokonuje się zbyt długie odcinki – tygodniowo należy wydłużać odcinek biegowy o 500 m, nie więcej,
  6. forsuje się zbyt duże tempo – bezpośrednio po wysiłku polecam wykonać stojąc w miejscu pomiar tętna na tętnicy szyjnej –10s x 6 – 140 uderzeń serca na minutę bezpośrednio po wysiłku; po minucie ponowny pomiar – 10s x 6 – 110 uderzeń. Im większa różnica między pomiarem pierwszym a drugim, tym lepsze wytrenowanie – minimum 30 uderzeń różnicy.
  7. brak rozgrzewki przed biegiem i rozciągnięcia po biegu,
  8. zbyt twarde podłoże – należy unikać biegania po betonie i asfalcie,
  9. zbyt ciasne i wąskie obuwie – lepiej kupić buty o rozmiar większe,
  10. zbyt mała amortyzacja butów w przypadku butów „puszystych”,
  11. niewłaściwe oddychanie – staramy się oddychać przeponą (w praktyce to oddychanie brzuchem i dopełnianie klatką piersiową),
  12. wychłodzenie po biegu – po biegu (jeśli pogoda pozwala) rozciągamy się na powietrzu, ale uważamy, by nie dopuścić do oziębienia organizmu,
  13. zaniedbanie mięśni – po biegu trzeba zadbać o regenerację zakwaszonych mięśni – polecam wsypać do wanny 1-2 kg soli kamiennej i posiedzieć w solance do 20 minut (stosować taką kąpiel raz na 2-4 tygodnie); regenerując się uwzględniajmy swój wiek;
  14. niedosypianie – długość snu to sprawa dość indywidualną, ale nie powinno spać się krócej niż 6-7 godzin dziennie;
  15. upór w ćwiczeniach pomimo poważnych kontuzji – w przypadku kontuzji, aby nie utracić stopnia wytrenowania, dobrze jest zmienić dyscyplinę np. na jazdę rowerem. Jazda na rowerze przyspiesza regenerację.
W takim razie jak regenerujesz organizm po biegu?

Po maratonie organizm regeneruje się do 8 tyg. Regeneracja uzależniona od kilku czynników, m.in. wieku i stopnia wyjałowienia oraz mikro urazów powstałych w wyniku forsownego biegu. Wtedy więcej się gimnastykuję, naciągam, mniej biegam. Jeśli biegam, to bardzo wolno. Uzupełniam brakujące witaminy i minerały produktami naturalnymi: spożywam kiełki różnych nasion, świeże owoce i warzywa, no i oczywiście pokrzywę (śmiech). Owoce cytrusowe dobrze odkwaszają organizm. Jem więc też cytryny i pomarańcze. Także czerwone buraki. Nawadniam organizm wodą niegazowaną wysoko zmineralizowaną.

Co mówią dziś lekarze, którzy znali Cię lata temu, gdy słyszą o Twoich sukcesach?

Lekarze dziwią się, że z takim zwyrodnieniem mogę tego dokonać. Gdy powiedziałem lekarzowi, że w czasie biegu nie odczuwam bólu, zachęcił mnie, bym nadal biegał. Ból odczuwam czasem przed i po biegu. Najlepiej czuję się biegając – ustaje wówczas wszelki ból.

Przed Tobą kolejne maratony. Jakie korzyści czerpiesz jeszcze ze sportu?

Tak jak każdy płatek śniegu jest inny, tak ścieżka każdego jest inna. Czasami jest ona mniej kręta, czasami bardziej. Ja dziękuję Bogu za moją ścieżkę, że odnalazłem sens życia. Sport rozwija nie tylko mięśnie. Dzięki niemu wzmacniam też silną wolę, kształtuję umiejętność panowania nad sobą w każdych okolicznościach. Uczę się kończyć to, co zacząłem, nie wycofywać się, nie rezygnować, nie poddawać, jeśli oczywiście nie ma takiej konieczności. Maraton to prawdziwy hart ducha! W pewnym sensie to szkoła przetrwania. Szczególnie cieszę się, gdy na trasie biegu mogę kogoś podtrzymać na duchu, wzmocnić, zachęcić, dodać wiary, że się uda dobiec do mety. Takie wspieranie innych daje mi właśnie większą radość niż sam bieg.

Marianie, powiedz na koniec naszym Czytelnikom ile masz lat i w którym roku przebiegłeś swój ostatni maraton.

Mam 68 lat. W ubiegłym roku (2014) ukończyłem maraton w Lęborku i w Poznaniu.

Gratuluję Ci więc i życzę zdrowia oraz dalszych sukcesów w sporcie!

Rozmawiała Agata Radosh
siegnijpozdrowie.org

Komentarze

  1. Wiele sportowców nie je mięsa, nawet kulturyści i ciężarowcy. Mięso nie jest potrzebne bo można zastąpić jego właściwości roślinie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze publikowane są po zatwierdzeniu. Jeżeli szukasz swojego komentarza lub odpowiedzi na niego, sprawdź czy wszystkie są wczytane - użyj polecenia "Wczytaj więcej".

Popularne posty

Czy Jan Chrzciciel był wegetarianinem?

Zgodnie z twierdzeniem zawartym w Mt 3,4 oraz Mk 1,6 dieta Jana Chrzciciela składała się z „szarańczy i miodu leśnego” [gr. akrides , l.mn. słowa akris ]. Nie wiadomo, czy ewangeliści mieli na myśli, że Jan nie jadał niczego innego poza szarańczą i miodem leśnym, czy też, że stanowiły one główne składniki jego pożywienia. Możliwe jest również, że „szarańcza i miód leśny” uważane były za składniki wyróżniające dietę proroka, podobnie jak „odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany” sprawiały, że był uważany za następcę starożytnych proroków. Jan mógł też ograniczać się do spożywania „szarańczy i miodu leśnego” tylko wtedy, gdy inne produkty spożywcze nie były łatwo dostępne. „Szarańcza i miód leśny” mogły w końcu stanowić jedynie przykłady różnorodnych produktów spożywczych dostępnych w naturze, a nazwy te należy traktować jako stosowany w krajach Orientu obrazowy sposób na podkreślenie jego samotniczego, pełnego wstrzemięźliwości życia, które wiódł z dala od ludzi. Z uwagi na fak...

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Człowiek i zdrowie

Posłuchajcie bajki... Bajka Ignacego Krasickiego „Człowiek i zdrowie” jest smutną uwagą nad bezmyślnością, z jaką ludzie traktują swoje ciała. W utworze przedstawione zostają dwie postacie – człowiek, który oczywiście oznacza wszystkich ludzi i zantropomorfizowane zdrowie. Bohaterowie idą razem jakąś nieokreśloną drogą – drogą tą jest oczywiście życie. Na początku człowieka rozpiera energia, chce biec i denerwuje się, że zdrowie nie ma ochoty podążać za nim. Nie spiesz się, bo ustaniesz – ostrzega zdrowie, ale człowiek nie ma ochoty go słuchać. Wreszcie człowiek się męczy i zwalnia – przez pewien czas idą ze zdrowiem obok siebie. Po pewnym czasie to zdrowie zaczyna wysuwać się na prowadzenie, jego towarzysz zaś nie może nadążyć. Iść nie mogę, prowadź mnie – prosi zdrowie, to zaś odpowiada, że trzeba było słuchać jego wcześniejszych ostrzeżeń i znika, zostawiając człowieka samego. W ten sposób przedstawione zostają trzy etapy życia. Najpierw, w młodości, człowiek nie dba o swoje ...

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...

O rybach dobrych i złych

Nie, to nie będzie bajka o posłusznych i niegrzecznych rybkach, choć z pewnością nie jeden z nas chciałby oderwać się od codziennej rzeczywistości, powspominać okres dzieciństwa i poczuć, przynajmniej na chwilę, błogą beztroskę. Czy ktoś dziś słyszał o rybach dobrych i złych? Prędzej możemy się dowiedzieć o rybach świeżych lub zepsutych; o tym, że cuchnące odświeżają, zmieniają datę przydatności do spożycia i sprzedają prawie jako wczoraj złowione. Ale o dobrych i złych ktoś słyszał? Rzadko, a szkoda, bo dobre mogą przynieść z sobą dobro, a złe...