Przejdź do głównej zawartości

Uważaj, czego dotykasz

Nasza skóra to trzecia obok układu oddechowego i pokarmowego droga, którą do naszego organizmu codziennie dostają się trucizny. 

Nasze ubrania, a nawet środki czystości mogą nas powoli okradać z dobrego zdrowia.

Toksyczne piżamy

Jeśli wasze niemowlęctwo i dzieciństwo przypadło na lata 70. XX wieku, prawdopodobnie rodzice ubierali was w rakotwórcze śpioszki i piżamki z domieszką fosforanu tris – bromowanego środka przeciwpalnego (BFR). To od tego czasu karierę w branży tekstylnej zaczął robić poliester, bo łatwiej niż bawełna znosił kontakt z fosforanem. Statystyki były zadowalające – coraz mniej dzieci ginęło od piżam zajmujących się ogniem. Jednak szybko rosła liczba dowodów wskazujących, że fosforan tris to mutagen i czynnik rakotwórczy – sto razy niebezpieczniejszy od czynników rakotwórczych występujących w dymie papierosowym. Przenika do organizmu dziecka przez skórę lub w wyniku wkładania do buzi zaimpregnowanego nim materiału. Publiczna debata z udziałem organizacji ochrony środowiska i naukowców doprowadziła w USA do spadku popytu na piżamki z BFR z 70 do 20 proc. W ciągu zaledwie roku do Europy i w inne miejsca na świecie po cichu wywieziono miliony fosforanowych piżam.

Ten skandal jeszcze nie umilkł, gdy doszło do kolejnej afery ze spowalniaczami palenia – polibromowanymi bifenylami (PBB), które doprowadziły do skażenia całego stanu Michigan. Jeszcze po pięciu latach od wykrycia źródła problemu 97 proc. mieszkańców tego regionu było skażonych PBB. Ekspozycja na ten środek może wiązać się z zachorowaniem na raka piersi i nowotwory układu pokarmowego, występowaniem chłoniaków i poronieniami. PBB jest co prawda wycofywane z rynku na całym świecie, ale z ponad 170 stosowanych obecnie chemicznych substancji przeciwpalnych prawie wszystkie najbardziej znane są „bromowane”.

Przeciwpalny kurz

Jedne z najpopularniejszych stosowanych dziś środków przeciwpalnych to polibromowane etery difenylowe (PBDE). „Jeśli dokonamy analizy laboratoryjnej PBDE w kontekście zaburzeń endokrynologicznych, zaburzeń tarczycy i rozwojowej neurotoksyczności, okaże się, że skutki działania tych substancji są dokładnie takie same jak w przypadku PCB” – tłumaczy dr Deborah Rice z Centrum Kontroli Chorób i Prewencji w Maine. Warto dodać, że PCB, czyli polichlorowane bifenyle, zdelegalizowano w związku z tym jeszcze w latach 70. XX wieku.

Wstrząs w świecie naukowym przyniosły opublikowane w 1998 roku szwedzkie badania. Okazało się, że środek gromadzi się w mleku matki – stężenie PBDE rosło w badanych próbkach wykładniczo, powiększając się dwukrotnie co pięć lat. Naukowcy zaczęli bliżej przyglądać się PBDE. U niektórych badanych Amerykanów wykryto przekroczoną normę PBDE nawet o 500 proc.! Długo szukano wytłumaczenia. Na trop wpadła dr Heather Stapleton z Uniwersytetu Duke, która zaczęła badać próbki domowego kurzu. Wszystkie miały wysokie poziomy PBDE. Zrozumiano wtedy, że substancje te uwalniają się z przedmiotów, które mają je w swoim składzie, np. elastycznej pianki w kanapie, obicia materaca, dywanu, obudowy telewizora czy komputera. Unoszą się w naszych domach i biurach, by w końcu osiąść na podłodze w postaci kurzu. Z uwagi na bliższy kontakt z podłogą na ten rodzaj zanieczyszczenia są szczególnie narażone dzieci. Analizy porównawcze potwierdziły: młodsze osoby mają w swoich organizmach większe stężenie PBDE niż osoby starsze.

Dlaczego substancje te wciąż są stosowane, skoro odkryto, jak bardzo są szkodliwe? Dr Deborah Rice wyjaśnia: bo dotąd nie wydarzyła się żadna spektakularna katastrofa z udziałem PBDE. Skażenie tymi związkami to powolny proces, ale bardziej zdradliwy niż zanieczyszczenie wywołane związkami PCB.

Bakteriofobia

Rocznie mamy kontakt z 72 tys. chemikaliów. Kobiety pracujące w domu mają o 54 proc. wyższą zachorowalność na raka niż te, które pracują poza domem – winne temu są lotne związki z detergentów. W używanych przez nas środkach czystości aż 90 proc. związków może przyczynić się do powstawania poważnych chorób.

Jednym ze składników jest działający antybakteryjnie wszechobecny triclosan. Pojawił się na rynku w roku 1972 jako środek stosowany jedynie do ubrań chirurgicznych. Dziś znajdziemy go w płynnym mydle do rąk, paście do zębów, bieliźnie, ręcznikach, materacach, gąbkach, telefonach, deskach do krojenia, tkaninach, zabawkach... Tymczasem z badań wynika, że używanie produktów przeciwbakteryjnych nie zmniejsza ryzyka pojawienia się symptomów jakiejkolwiek choroby zakaźnej. Naukowcy dowiedli natomiast związku między problemami zdrowotnymi ludzi a coraz wyższym stężeniem triclosanu zarówno w środowisku naturalnym, jak i w ich własnych organizmach. I co najważniejsze – według nich triclosan przyczynia się do wzrostu oporności bakterii na leki i ich mutacji. Dlatego  Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne już jakiś czas temu zaleciło, by nie używać produktów antybakteryjnych w warunkach domowych, a amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) zakazała właśnie używania na terenie USA kosmetyków i środków czystości zawierających 19 aktywnych składników, w tym triclosan.

Coraz więcej dowodów wskazuje, że triclosan to związek bioakumulatywny, gromadzący się w tkance tłuszczowej zwierząt i ludzi oraz we krwi pępowinowej. Szwedzkie badania ujawniły, że wysokie poziomy tego związku występują w mleku matek. Amerykańscy badacze wykryli go w moczu aż 75 proc. badanych obywateli USA. Triclosan może powodować zaburzenia endokrynologiczne. U badanych myszy związek ten spowalniał działanie układu nerwowego, u ryb wystąpiły zmiany o charakterze androgenicznym – zmiany długości płetw i zachwianie proporcji względem płci, u żab zaburzenia czynności tarczycy wywołały nagłą przemianę kijanki w dorosłego płaza.

Obecnie jesteśmy narażeni na skażenie triclosanem z wielu źródeł jednocześnie. Ponieważ 95 proc. triclosanowych produktów trafia do rur ściekowych naszych domów, istnieje ryzyko zakażenia nim wody pitnej, alg czy całych ekosystemów. W Ameryce obecność triclosanu wykryto w wodzie i jedzeniu, które codziennie się spożywa.

Handlarze strachem

„Jesteśmy w toksycznym kieracie. Jak tylko zdążymy uporać się z jedną substancją chemiczną szkodliwą dla naszego zdrowia, na horyzoncie natychmiast pojawia się kolejna. W żaden sposób nie możemy się z tego wydostać, bo w ogóle nie uczymy się na swoich błędach” – zauważa dr Rick Smith, dyrektor organizacji ochrony środowiska Environmental Defence, współautor książki pt. Mordercza gumowa kaczka. Jak toksyczne środki, z którymi się na co dzień stykamy, wpływają na nasze zdrowie. I dodaje, że handel coraz częściej wspierany jest kampanią strachu. Lęk przed bakteriami? Triclosan! Lęk przed ogniem? Więcej spowalniaczy palenia! Lęk przed insektami? Popyt na pestycydy! Lęk przed nieprzyjemnym zapachem? Większe zyski producentów ftalanów!

Nasiąkamy tysiącami trucizn. Nie mamy pojęcia, w jaki sposób będą wchodzić w interakcje między sobą, ani tym bardziej z naszym organizmem, a w szczególności, jak wpłyną na rozwijający się płód i jego mózg. Eksperci nie potrafią wyjaśnić, czy jeśli w wodzie występuje dwadzieścia różnych substancji rakotwórczych, to ryzyko pojawienia się nowotworu też wzrasta dwadzieścia razy, czy może sto razy. Bo gruntowna analiza działania jednej tylko substancji nierzadko zajmuje naukowcom kilkadziesiąt lat badań.

Katarzyna Lewkowicz-Siejka

Komentarze

Popularne posty

Czy Jan Chrzciciel był wegetarianinem?

Zgodnie z twierdzeniem zawartym w Mt 3,4 oraz Mk 1,6 dieta Jana Chrzciciela składała się z „szarańczy i miodu leśnego” [gr. akrides , l.mn. słowa akris ]. Nie wiadomo, czy ewangeliści mieli na myśli, że Jan nie jadał niczego innego poza szarańczą i miodem leśnym, czy też, że stanowiły one główne składniki jego pożywienia. Możliwe jest również, że „szarańcza i miód leśny” uważane były za składniki wyróżniające dietę proroka, podobnie jak „odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany” sprawiały, że był uważany za następcę starożytnych proroków. Jan mógł też ograniczać się do spożywania „szarańczy i miodu leśnego” tylko wtedy, gdy inne produkty spożywcze nie były łatwo dostępne. „Szarańcza i miód leśny” mogły w końcu stanowić jedynie przykłady różnorodnych produktów spożywczych dostępnych w naturze, a nazwy te należy traktować jako stosowany w krajach Orientu obrazowy sposób na podkreślenie jego samotniczego, pełnego wstrzemięźliwości życia, które wiódł z dala od ludzi. Z uwagi na fak...

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Człowiek i zdrowie

Posłuchajcie bajki... Bajka Ignacego Krasickiego „Człowiek i zdrowie” jest smutną uwagą nad bezmyślnością, z jaką ludzie traktują swoje ciała. W utworze przedstawione zostają dwie postacie – człowiek, który oczywiście oznacza wszystkich ludzi i zantropomorfizowane zdrowie. Bohaterowie idą razem jakąś nieokreśloną drogą – drogą tą jest oczywiście życie. Na początku człowieka rozpiera energia, chce biec i denerwuje się, że zdrowie nie ma ochoty podążać za nim. Nie spiesz się, bo ustaniesz – ostrzega zdrowie, ale człowiek nie ma ochoty go słuchać. Wreszcie człowiek się męczy i zwalnia – przez pewien czas idą ze zdrowiem obok siebie. Po pewnym czasie to zdrowie zaczyna wysuwać się na prowadzenie, jego towarzysz zaś nie może nadążyć. Iść nie mogę, prowadź mnie – prosi zdrowie, to zaś odpowiada, że trzeba było słuchać jego wcześniejszych ostrzeżeń i znika, zostawiając człowieka samego. W ten sposób przedstawione zostają trzy etapy życia. Najpierw, w młodości, człowiek nie dba o swoje ...

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...

O rybach dobrych i złych

Nie, to nie będzie bajka o posłusznych i niegrzecznych rybkach, choć z pewnością nie jeden z nas chciałby oderwać się od codziennej rzeczywistości, powspominać okres dzieciństwa i poczuć, przynajmniej na chwilę, błogą beztroskę. Czy ktoś dziś słyszał o rybach dobrych i złych? Prędzej możemy się dowiedzieć o rybach świeżych lub zepsutych; o tym, że cuchnące odświeżają, zmieniają datę przydatności do spożycia i sprzedają prawie jako wczoraj złowione. Ale o dobrych i złych ktoś słyszał? Rzadko, a szkoda, bo dobre mogą przynieść z sobą dobro, a złe...