Przejdź do głównej zawartości

Między miłością a iluzją

Media usiłują nam wmówić, że nastolatki spotykają się, zakochują, wskakują do łóżka i wyskakują z niego, a potem żyją dalej, jak gdyby nigdy nic. Żadnej lojalności, żadnych konsekwencji, a już na pewno żadnego oddania czy małżeństwa. Nazywają to miłością. Ale czy to rzeczywiście jest miłość?
Czym jest miłość i jak wiąże się z małżeństwem i rodziną?  Istnieje kilka różnych rodzajów miłości. Najlepiej zrozumieć je, wracając do źródeł.

Na początku...

Wyobraźmy sobie, jak Bóg stwarza Adama. Wystarczyło przecież, by powiedział jedno słowo i trzask-prask! — jest Adam. Tak Bóg postąpił w przypadku wszystkich innych stworzeń, ale nie w przypadku ludzi. W całym pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju raz za razem dowiadujemy się, że Bóg rzekł, a wszystko, co rozkazał, stawało się. Jednak powołując do istnienia ludzi, Bóg zmienił metodę stwarzania. Poświęcił czas, by ukształtować Adama z prochu ziemi — lepiąc i wygładzając, dopóki nie uznał swego dzieła za zadowalające.

Wtedy Bóg mógł przemówić, by ożywić Adama. Ale i w tej sytuacji postąpił inaczej. Otóż Bóg pochylił się nad Adamem i wykonał „sztuczne oddychanie” — „tchnął w nozdrza jego dech życia”1. Można powiedzieć, że Bóg pocałował swojego syna Adama jak ojciec, a ten ożył. Skoro od początku łączyła ich taka intymność, czy należy się dziwić, że Bóg miłował Adama, a Adam miłował Boga?

Istnieje diametralna różnica między więzią z kimś, z kim tylko rozmawiasz, a więzią z kimś, kogo dotykasz i całujesz! Metoda, jaką Bóg wybrał, by powołać Adama do życia, była początkiem bliskiej więzi Stwórcy ze stworzeniem, jaką Bóg zainicjował z Adamem. Bóg zaplanował, że codziennie będzie odwiedzał Adama i rozmawiał z nim. Jednak ta więź miłości nie miała wykluczać innych więzi. Adam został stworzony z potrzebą nie tylko „pionowej” intymności Bóg―człowiek, ale także „poziomej” intymności z kimś podobnym do niego.

Czy widzisz, jak po pracowitym dniu, w którym nazwał wszystkie zwierzęta, Adam siedzi na kamieniu, dumając i grzebiąc nogą w złotym pyle, a Bóg przychodzi z nim pogawędzić? Adam nie chciał wyjść na niewdzięcznika, ale zauważył, że zwierzęta tworzą pary, więc zwierzył się Bogu ze swojej samotności. A Bóg odpowiedział: „Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam. Uczynię mu pomoc odpowiednią dla niego”2.

Bóg mógł już wcześniej stworzyć partnerkę Adamowi. Kształtując Adama, wiedział, że w jego życiu będzie miejsce przeznaczone wyłącznie na miłość żony. Jednak czekał, aż Adam odczuje pustkę i poprosi o towarzyszkę.

Skoro Bóg ukształtował Adama z prochu ziemi, należałoby się spodziewać, że podobnie postąpi, kształtując Ewę. Ale nie! Ewa została stworzona do więzi, aby być towarzyszką życia Adama, stać u jego boku i tworzyć z nim ścisłą więź, także fizyczną. Aby podkreślić tę jedność, Bóg uczynił Ewę z cząstki ciała Adama. Zdumiewające, nieprawdaż?

Można powiedzieć, że Bóg jako pierwszy posłużył się klonowaniem! Tak więc Adam i Ewa byli jednym ciałem, ale różnili się między sobą, aby mogli tworzyć jedność. „Na obraz Boga stworzył go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich”3, doskonale przygotowanych do emocjonalnej i fizycznej jedności.

Bóg dał seksualność jako wyraz tego typu miłości, która miała tworzyć stabilną podstawę rodziny. Na początku byli małżeństwem, ale aby dopełnić swój plan stworzenia rodziny ludzkiej, Bóg dał ludziom zdolność rozradzania się — przez fizyczne wyrażanie swojej miłości i jedności Adam i Ewa mogli płodzić dzieci na swoje podobieństwo.

Tak jak Bóg dotykał i pocałował człowieka, powołując go do istnienia, tak zaplanował, że tego rodzaju intymny kontakt będzie istotną częścią powoływania do istnienia następnych pokoleń. Pouczył także pierwszych współmałżonków na ziemi: „Rozradzajcie się i rozmnażajcie się”4.

Ciekawe, że gdy o pozostałych swoich stworzeniach Bóg powiedział, że były dobre, to po stworzeniu Adama i Ewy określił swoje dzieło jako bardzo dobre5.

Sztuka kochania

Czym jest miłość dla rodziny? Wszystkim. Z miłości Bóg powołał do istnienia ludzką rodzinę, a więc rodzina jest owocem miłości, a przynajmniej tak było w Bożym planie. Im ściślej postępujemy według tego planu, tym więcej intymnej więzi doświadczymy i tym większe będzie nasze życiowe spełnienie.

Oddzielenie miłości od rodziny może owocować chwilowym wybuchem namiętności, ale ostatecznie rodzi ból, samotność i wyobcowanie. Problem w tym, że we współczesnej kulturze panuje pomieszanie pojęć w kwestii znaczenia miłości, tak iż pojmuje się ją raczej w kategoriach brania zamiast dawania.

Psychiatra Erich Fromm, autor książki The Art of Loving (Sztuka kochania), twierdzi, że musimy się nauczyć, jak kochać, tak samo jak musimy się nauczyć gry na instrumencie muzycznym. Jest to sztuka, którą należy praktykować, wymagająca dyscypliny, skupienia, cierpliwości i największego zaangażowania. Sugeruje on, że kiedy będziemy pracować nad miłością, nasze więzi będą nacechowane dawaniem, troską, odpowiedzialnością, szacunkiem i świadomością. Nie brzmi to tak romantycznie, jak zwykliśmy myśleć o małżeństwie, nieprawdaż?

Jack i Judith Balswick, autorzy książki The Family: A Christian Perspective on the Contemporary Home (Rodzina. Współczesny dom w chrześcijańskiej perspektywie), sugerują, że kompletna miłość — taka, która pozwala utrzymać małżeństwo na całe życie — ma trzy równoważne wymiary: oddanie, czyli miłość agape; intymność (przyjaźń), czyli miłość filia (bliskość i zrozumienie, ale nie więź seksualna); namiętność, czyli miłość eros.

W przeszłości, kiedy kojarzono małżeństwa, oddanie było podstawą związku, a za nią szła intymność (przyjaźń) i czasami także namiętność. Dzisiaj, kiedy pary dobierają się same, związek zaczyna się zazwyczaj namiętnością, która w sytuacji idealnej prowadzi do intymności w miarę rozwoju przyjaźni, a wreszcie do małżeńskiego oddania. Niestety, w bardzo wielu przypadkach oddanie jest najsłabszym ogniwem łańcucha, tak więc kiedy pozostałe dwa ogniwa — namiętność czy intymność — ulegają osłabieniu, oddanie w małżeństwie zanika. Dlatego też jedno na dwa małżeństwa kończy się rozwodem, podczas gdy na początku XX wieku taki los spotykał tylko jedno na dwanaście małżeństw!

Większość związków zaczyna się jako romantyczna iluzja. Niektórzy nazywają to żądzą albo zauroczeniem. Jakkolwiek to nazwiemy, jest to totalnie absorbujący typ miłości, wiążącej dwoje ludzi wichrem uczuć, który czyni ich niepodatnymi na głos rozsądku i rzeczywistość. Prawdziwa miłość potrzebuje czasu, by się rozwinąć, i jest pięknym połączeniem namiętności i odpowiedzialności, spontaniczności i planowania, czułości i siły, niewinności i rozumu. Jest to miłość, którą Bóg zaplanował tak, by trwała przez całe życie.

Romantyczna iluzja może się przerodzić w dozgonną miłość, jeśli dwoje ludzi nie ukrywa patologii z przeszłości, które negatywnie wpływają na ich przyszłość, i jeśli ich osobowości są ze sobą zgodne, zainteresowania zbieżne, a wzajemne oddanie oparte na czymś więcej niż tylko na uczuciach. Jednak nigdy nie można zakładać, że takie intensywne, krótkotrwałe pożądanie to początek dozgonnej więzi miłości. Dlatego małżeństwa nigdy nie należy zawierać w okresie rozwoju namiętnej fazy romansu.

Opr. K.S.

1 Rdz 2,7. 2 Rdz 2,18. 3 Rdz 1,27. 4 Rdz 1,28. 5 Rdz 1,31.


  • Ze wszystkich aktywnych seksualnie osób pary małżeńskie cieszą się największą fizyczną i emocjonalną satysfakcją.
  • Fizyczna i emocjonalna satysfakcja słabnie, kiedy ludzie mają więcej niż jednego seksualnego partnera.
  • Pary mieszkające wspólnie, ale niepołączone związkiem małżeńskim, tworzą mniej udane związki.
  • Małżeństwa poprzedzone wspólnym zamieszkaniem są bardziej narażone na rozpad niż małżeństwa, w których współmałżonkowie nie żyli ze sobą przed ślubem.
  • Agresja (przemoc domowa) występuje przynajmniej dwukrotnie częściej wśród mieszkających wspólnie nieformalnych par niż wśród par małżeńskich.
  • Wśród osób będących w związkach małżeńskich więcej jest takich, które uważają się za szczęśliwe, i rzadziej notuje się wśród nich alkoholizm, samobójstwa, choroby psychiczne.


źródło: http://www.solafide.dei.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=286&Itemid=72

Komentarze

Popularne posty

Czy Jan Chrzciciel był wegetarianinem?

Zgodnie z twierdzeniem zawartym w Mt 3,4 oraz Mk 1,6 dieta Jana Chrzciciela składała się z „szarańczy i miodu leśnego” [gr. akrides , l.mn. słowa akris ]. Nie wiadomo, czy ewangeliści mieli na myśli, że Jan nie jadał niczego innego poza szarańczą i miodem leśnym, czy też, że stanowiły one główne składniki jego pożywienia. Możliwe jest również, że „szarańcza i miód leśny” uważane były za składniki wyróżniające dietę proroka, podobnie jak „odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany” sprawiały, że był uważany za następcę starożytnych proroków. Jan mógł też ograniczać się do spożywania „szarańczy i miodu leśnego” tylko wtedy, gdy inne produkty spożywcze nie były łatwo dostępne. „Szarańcza i miód leśny” mogły w końcu stanowić jedynie przykłady różnorodnych produktów spożywczych dostępnych w naturze, a nazwy te należy traktować jako stosowany w krajach Orientu obrazowy sposób na podkreślenie jego samotniczego, pełnego wstrzemięźliwości życia, które wiódł z dala od ludzi. Z uwagi na fak...

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Człowiek i zdrowie

Posłuchajcie bajki... Bajka Ignacego Krasickiego „Człowiek i zdrowie” jest smutną uwagą nad bezmyślnością, z jaką ludzie traktują swoje ciała. W utworze przedstawione zostają dwie postacie – człowiek, który oczywiście oznacza wszystkich ludzi i zantropomorfizowane zdrowie. Bohaterowie idą razem jakąś nieokreśloną drogą – drogą tą jest oczywiście życie. Na początku człowieka rozpiera energia, chce biec i denerwuje się, że zdrowie nie ma ochoty podążać za nim. Nie spiesz się, bo ustaniesz – ostrzega zdrowie, ale człowiek nie ma ochoty go słuchać. Wreszcie człowiek się męczy i zwalnia – przez pewien czas idą ze zdrowiem obok siebie. Po pewnym czasie to zdrowie zaczyna wysuwać się na prowadzenie, jego towarzysz zaś nie może nadążyć. Iść nie mogę, prowadź mnie – prosi zdrowie, to zaś odpowiada, że trzeba było słuchać jego wcześniejszych ostrzeżeń i znika, zostawiając człowieka samego. W ten sposób przedstawione zostają trzy etapy życia. Najpierw, w młodości, człowiek nie dba o swoje ...

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...

O rybach dobrych i złych

Nie, to nie będzie bajka o posłusznych i niegrzecznych rybkach, choć z pewnością nie jeden z nas chciałby oderwać się od codziennej rzeczywistości, powspominać okres dzieciństwa i poczuć, przynajmniej na chwilę, błogą beztroskę. Czy ktoś dziś słyszał o rybach dobrych i złych? Prędzej możemy się dowiedzieć o rybach świeżych lub zepsutych; o tym, że cuchnące odświeżają, zmieniają datę przydatności do spożycia i sprzedają prawie jako wczoraj złowione. Ale o dobrych i złych ktoś słyszał? Rzadko, a szkoda, bo dobre mogą przynieść z sobą dobro, a złe...