Dzień zaczął się normalnie jak wiele innych. Chodziłam wtedy do drugiej klasy szkoły podstawowej i choć było to wprawdzie dawno temu, to zapisało się na trwałe w mojej pamięci. Niedawna rozmowa z przyjaciółką przywołała to dramatyczne zdarzenie i smutne wspomnienia traumy, przez którą przeszedł mój tata.
Dowiedziałam się, że Mariola ostatnio zaznaje ciężkich dni; zmarła jej babcia, a tata miał wypadek samochodowy, w którym brało udział dwoje dzieci. Chociaż ojciec Marioli, kierujący autem, nie doznał fizycznych obrażeń, to psychicznie jest rozbity na miliony bolesnych kawałków. Jest w desperacji, gdyż dzieci, które niespodziewanie wtargnęły pod koła samochodu zostały ciężko ranne. Z zeznań świadków i nagrań monitoringu wynika, że nie było w tym jego winny, ale ostatecznie o tym zadecyduje prokurator.
***
Pamiętam ten majowy, słoneczny dzień, gdy rodzice pojechali samochodem do miasta. Po ich powrocie mieliśmy zjeść razem obiad, a potem tata miał zawieść mnie na lekcje muzyki. Gdy zbliżał się czas powrotu, wyglądałam ich w każdym oknie, lecz nie mogłam się doczekać. Wreszcie chwyciłam za siatkę z nutami i wyszłam na dwór. Stojąc na ganku wsłuchiwałam się w każdy dźwięk, który mógłby zwiastować przybycie rodziców. Nerwowo podchodziłam do furtki, wpatrując się w drogę i zerkając na zegarek. Minął już czas rozpoczęcia lekcji muzyki, a ich wciąż nie było. Nie wiedziałam, co się dzieje. Byłam obowiązkowym dzieckiem i opuszczenie lekcji było dla mnie bardzo frustrujące. Powoli niepewność mieszała się z gniewem i złością. Nachodziły mnie niespokojne myśli. Moi rodzice byli niezawodni – co ich zatrzymało? Czy coś się im złego wydarzyło? Po chwili doszła wieść, że niedaleko od domu miał miejsce wypadek, tragiczny wypadek, w którym brali udział moi rodzice…Trudno było powstrzymać łzy. Świat się zawalił w mgnieniu oka. Zza stojącego na przeciwnym pasie ruchu autobusu nagle wybiegł chłopiec, wpadając na błotnik jadącego samochodu moich rodziców. Roztargniony chłopiec nie sprawdził, czy bezpiecznie może przedostać się na drugą stronę szosy. Nagłe hamowanie, krzyk i… cisza. I płacz. To coś strasznego! Było to tym bardziej nie do zniesienia, ponieważ Krzysiu pochodził z rodziny naszych dalszych krewnych.
Z pomocą jednego ze świadków wypadku, pasażera autobusu, chłopca wniesiono do samochodu taty i przewieziono „na klaksonie” do oddalonego o kilka kilometrów szpitala. Można było w tym czasie z Krzysiem rozmawiać. Przy potrąceniu nie było śladów krwi. Wyglądało na to, jakby Krzysiu miał lekkie obrażenia, ale mówił, że boli go brzuszek. W szpitalu lekarze zdecydowali natychmiast otworzyć jamę brzuszną. Niestety pomimo ich wysiłków chłopca nie udało się uratować… Przed Krzysiem było jeszcze całe życie… Ta krótka chwila, chwila braku ostrożności, pośpiechu, roztargnienia i nieuwagi zgasiła ogień jego życia na zawsze.
Krzysiu miał niecałe osiem lat i chodził do mojej szkoły. Był ładnym blondynkiem. Jego buźka była zawsze uśmiechnięta. Chętnie bawił się na przerwach w kółeczku. Lubił, jak to chłopcy w tym wieku, zaczepiać starsze dziewczyny. W ten dzień w szkole był bardzo pobudzony. Na przerwie wszedł na drzewo, stwarzając zagrożenie. Świadkowie zeznali, że w autobusie „roznosiło go”. Skakał przy tylnych drzwiach i nie reagował na upomnienia ciotki. Wiadomość o jego śmierci była dla wszystkich szokiem. Miałam wtedy dziewięć lata i byłam zbyt mała, by rozumieć, co naprawdę przeżywali moi rodzice, uczestnicy tego dramatu. Tak szczerze, to dopiero teraz głębiej rozpamiętałam tę sytuację, te traumatyczne okoliczności w jakich znalazły się dwie rodziny – bo przecież gdy dochodzi do wypadku, w którym ktoś zostaje poważnie poszkodowany czy traci życie, cierpią obie strony, a to cierpienie wydaje się nie mieć końca…
***
Tata bardzo kochał dzieci, a ich najmniejsza krzywda wyciskała łzy smutku z jego ciepłych oczu. Miał zamiłowanie do motoryzacji i był bardzo dobrym kierowcą. Miał świetny refleks. Ale tamtego dnia nie było najmniejszych szans, by zapobiec tragedii. Nie mógł wiele zrobić, gdy chłopiec nagle pojawił się na jezdni. Później procedury, prokurator i ostatecznie wyrok sądu, który uznał tatę za niewinnego zdarzenia. Jednak dusza i serce taty pozostały rozbite. Czas bardzo powoli leczył ranę, ale wiem, że do końca swojego życia nosił w sercu Krzysia. Nie mogłam wtedy rozumieć, z czym ojciec musiał się zmagać i jak cierpiał. Pamiętam, że był załamany. Często płakał. Zakrywał rękami twarz i płakał. Płakał jak bóbr. Gdy wracałam do domu, zdarzało się, że tata miał zapłakane oczy. Wiedziałam, że wspomina i przeżywa... Miał problemy z zasypianiem, cierpiał na bezsenność. Żył z poważną wadą serca, a po tym zdarzeniu miewał ucisk w klatce piersiowej. Izolował się od ludzi. Szukał samotności. Chodził na grób Krzysia. Tata może miał depresję, a nie było można wtedy liczyć na wsparcie psychologiczne. Po jakimś czasie nie chciał, by w rozmowach wracać do tych wydarzeń. Gdy byłam starsza i miałam już prawo jazdy, tata zawsze ostrzegał, bym zachowała maksymalną ostrożność. Od tamtej pory modliłam się zanim uruchomiłam silnik, co zostało mi do dziś.
Mamie było równie ciężko jak tacie. Mimo wszystko wiedziała, że rodzina Krzysia potrzebuje wsparcia. Zaproponowała konkretną pomoc w załatwianiu formalności i organizacji pogrzebu, co zostało dobrze przyjęte. Przez pewien czas moja mama regularnie odwiedzała mamę i babcię Krzysia. Współdzieliła żałobę.
Zdarzało się niestety, że byliśmy nachodzeni w domu przez ojca Krzysia. Nie mógł pogodzić się ze stratą. Znaleźli się i tacy, którzy chcieli nam uprzykrzyć życie i oskarżali tatę o zabicie Krzysia. Ludzie potrafią być bezmyślni, bezlitośni i okrutni. To potęguje cierpienie i przedłuża traumę. Ludzie częstokroć bardzo mylą się w swoich krzywdzących ocenach. To było przerażające! Był czas, gdy bałam się być sama w domu i poza domem. Jakież to musiało być trudne i bolesne dla mnie, dla brata, mojego ojca i mamy!
***
Nie potrafię nawet spróbować zrozumieć, co przeżywali rodzice i członkowie rodziny Krzysia. Nie potrafię nawet próbować wyobrazić sobie rozmiaru cierpienia i bólu matki, która traci ukochane dziecko. Bólu ojca, który nie zobaczy już syna. Bólu ciotki, która jest świadkiem wypadku. Gdy dziecko odchodzi zostaje rozpacz i pustka. Emocje sięgają zenitu. To nie jest normalne, gdy dzieci giną. Życie wtedy przestaje być życiem. Staje się cierpieniem.
***
Każde tragiczne wydarzenie w życiu nie pozostaje bez wpływu na psychikę. Wypadek samochodowy jest traumatycznym przeżyciem dla uczestniczących w zdarzeniu i ich rodzin, a często też dla świadków zdarzenia. Pozostawiają one trwały ślad w umyśle. Dotknięci nieszczęściem, takim jak poważny wypadek, śmierć bliskich osób, gwałt czy pożar, często doświadczają ostrej reakcji na stres, co znacznie utrudnia im codzienne funkcjonowanie w różnych obszarach życia.
W konsekwencji uczestnictwa w sytuacji wyjątkowego stresu i wystąpienia ostrej reakcji na stres może pojawić się zespół stresu pourazowego. Osoby skrzywdzone przeżywają uraz poprzez natrętne wspomnienia, koszmarne sny i skojarzenia z przebytym stresem. Mogą izolować się od ludzi, doświadczać apatii, wycofania, unikania sytuacji przypominających tamto druzgocące wydarzenie. Mogą miewać napady paniki i gniewu. Depresja, lęk, zmęczenie, zaburzenia snu, osłabiona zdolność reakcji i małe zainteresowanie otoczeniem to objawy nie obce cierpiącym na tle zespołu stresu pourazowego.
By pomóc osobom w traumie istotne jest jak najszybsze zaradzenie ostrej reakcji na stres, aby uniemożliwić rozwinięcie się zespołu stresu pourazowego. Rozmowa o wydarzeniu, które wywołało ten stan, ma działanie terapeutyczne – dzielenie się przeżyciami z drugim człowiekiem osłabia siłę doświadczanego lęku. W niektórych przypadkach stosuje się również leczenie farmakologiczne psychologiczne i fizjoterapeutyczne.
***
Szczerzę współczuję ojcu Marioli i rodzinie poszkodowanych dzieci. Niezwykle trudno znaleźć właściwe słowa, mające wyrazić to, co się czuje głęboko w sercu, gdy człowiek spotyka się z krzywdą własną czy cudzą. Niezwykle trudno zwłaszcza wówczas, gdy nie jest się winnym zajścia. Niestety każdego może spotkać coś złego. Życie jest nieprzewidywalne i nielogiczne. Każdy kiedyś może zostać wprowadzony w doświadczenie cierpienia i straty – nikomu nie udaje się żyć na tym świecie bez doznawania zawodu i zranienia. Bliskość traumy to nasza codzienność, a traumy to burzyciele spokoju, zakłócające naszą równowagę wewnętrzną i powodujące ból psychiczny.
Przeżycie żałoby i wychodzenie z bólu, który wywraca życie do góry nogami to proces złożony i długotrwały. Jego długość jest dla każdego inna i zależy od wielu czynników. Każdy musi stratę i cierpienie przeżyć na własnych warunkach. Indywidualnie. Bólu nie da się zmierzyć, zważyć ani porównać. Każdy ze względu na swoją osobowość ma prawo do poszukiwań swojego sposobu poradzenie sobie z bólem, który niesie krzywda. Nie należy bać się w tym czasie prosić o pomoc – trzeba to robić! Trzeba szukać pomocy, by położyć na sercu plaster. Wyrzucenie z siebie tłumionych emocji, nawet jeśli to tylko miało by być wypowiedzeniem kilku zdań wyrwanych z głębi duszy do kogoś, kto spokojnie wysłucha, może być początkiem zdrowienia. Trzeba przejść tę ciernistą drogę od boleści traumy do pokoju serca. Wielu osobom w końcu udaje się pokonać ból i rozpacz oraz stawić czoła lękowi. Smutek i cierpienie nie muszą trwać wiecznie.
Dla wielu receptą na poradzenie sobie z traumą stała się wiara, choć nie każdy jest gotowy przyjąć taki sposób radzenia sobie z cierpieniem. Warto poznać różne sposoby radzenia sobie z druzgocącymi doświadczeniami, aby doznać uwolnienia. Wydaje się jednak, że osoba wierząca w Boga ma łatwiej w zdrowieniu z doznanych traum, jednak wcale nie znaczy to, że osoba nie wierząca nie ma szansy poradzić sobie z cierpieniem i doświadczyć w końcu na nowo pokoju i radości życia. Dla każdego jest jakiś sposób, aczkolwiek to wiem na pewno, że wiara w Boga pomaga przyjąć przebaczenie, które On oferuje i przez to zaznać wolności od ciężaru traumy.
***
Ta moja reminiscencja w następstwie rozmowy z Mariolą sprawiła, że wróciłam do zmagań z dzieciństwa. Ogarnęło mnie szczere współczucie dla moich rodziców. Z większą wyrozumiałością i ciepłem spojrzałam teraz na nasze relacje z przeszłości. Dziękuję Bogu, że moje młode lata były szczęśliwe i w zdecydowanej mierze pozostawiły dobre wspomnienia.
I.H.
*Imiona bohaterów zostały zmienione.
źródło: Miesięcznik "Znaki Czasu" 11/2023.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze publikowane są po zatwierdzeniu. Jeżeli szukasz swojego komentarza lub odpowiedzi na niego, sprawdź czy wszystkie są wczytane - użyj polecenia "Wczytaj więcej".