Przejdź do głównej zawartości

Z wyboru weganka, z okoliczności wegetarianka

Propaguje zdrowe odżywianie, lubi kwiaty i spacery z kijkami. Robi kartki okolicznościowe dla znajomych, nieznajomych i obserwuje zachowanie obdarowanych.
 – Wywoływanie na czyjejś twarzy uśmiechu szczęścia, sprawia mi po prostu radość. Myślę, że każdy może coś ofiarować innym. Dlaczego tego nie robić? – mówi Agata Radosh z Chrzanowa. O tym, jak zadbać o zdrowie i właściwe jedzenie kierowniczka chrzanowskiego Klubu Zdrowia oraz prezes Stowarzyszenia Promocji Zdrowego Stylu Życia - Sięgnij Po Zdrowie w Poznaniu rozmawia z Markiem Oratowskim.

Marek Oratowski: Pani droga do prowadzenia zdrowego trybu życia to efekt przemyśleń, przykładu czy religijnych przekonań?

Agata Radosh: W 1991 roku – będąc przed maturą – trafiłam na spotkanie z człowiekiem, który mnie zainspirował. Był wegetarianinem i uprawiał sport. Używał logicznych i przekonywujących argumentów na rzecz troski o zdrowie. Mówił, że współczesna nauka uznaje styl życia za jeden z kluczowych czynników wpływających na ogólny stan zdrowa i możliwość zachorowania. Podkreślał, że choć nic nie gwarantuje dobrego zdrowia aż do późnej starości, to zdrowy tryb życia zmniejsza ryzyko zachorowania, a w przypadku choroby organizm ma większą rezerwę zdrowia i łatwiej radzi sobie z przypadłością. Jeszcze tego samego dnia podjęłam decyzję, że wkraczam w erę zmian i zmieniam sposób odżywiania. Zrobiłam plan i dążyłam do jego realizacji w każdych okolicznościach. Postanowiłam odżywiać się zdrowiej, dając w ten sposób także trochę wytchnienia zwierzętom. Chciałam żyć w zgodzie z naturą.

Nie bez znaczenia był też aspekt religijny. Z Pisma Świętego, a konkretnie z Księgi Rodzaju wynika, że gdy Bóg stworzył człowieka, przeznaczył dla niego pokarm roślinny. Gdy dowiedziałam się o tym, zbadałam głęboko temat jedzenia mięsa i stwierdziłam, że propagowanie konieczności spożywania mięsa to mit.

Zdrowy styl życia widzę dziś jako równowagę pomiędzy sferą fizyczną, psychiczną, emocjonalną, społeczną a duchową. To wiele zachowań, nawyków i postaw decyduje o zdrowiu.

Preferuje Pani zdrowe odżywianie. Dziś to pojęcie dla jednych znaczy coś innego niż dla innych. Co się dla Pani pod nim kryje?

Zdrowe odżywianie to modny dziś termin. W marketach są specjalne działy o nazwie "zdrowa żywność". To sugeruje, że w każdej innej alejce leży żywność niezdrowa. Oczywiście takie myślenie jest dużym uproszczeniem, ale ma w sobie coś z prawdy.

Każdy ma swoją definicję tego, co zdrowe jest, a co nie jest. Przekazom, zwłaszcza internetowym, dotyczącym zdrowia towarzyszy często lokowanie produktu oraz usług, czyli wskazywanie na to, co kupić. Dla mnie zdrowe odżywianie to ogólnie mówiąc, konsumowanie różnorodnych produktów mających wysoką wartość odżywczą, a unikanie tego, co niekorzystnie oddziałuje na zdrowie.

Pani sposób odżywiania można jakoś nazwać?

Gustuję w nieprzetworzonej żywności roślinnej, ale sporadycznie, z pewnych powodów, w pewnych okolicznościach, dopuszczam pokarmy zawierające jajko czy śmietanę. Nie przywiązuję się do definicji, ale gdybym miała się jakoś określić, to z wyboru jestem weganką, a z okoliczności wegetarianką.

Gdy ktoś chce zmienić sposób odżywiania się, co Pani zaleca na początek? Proszę też zdradzić swój sposób na zdrową kuchnię.

Zachęcam, by stosować dużo rozmaitych warzyw i owoców, zbóż pełnoziarnistych, roślin strączkowych, nasion, kiełków i orzechów. Naturalną konsekwencją jedzenia większej ilości produktów roślinnych będzie ograniczenie produktów zwierzęcych, w tym wędlin, kiełbas, serów i jaj. Taki plan żywieniowy dostarcza ponad dziesięć razy więcej substancji odżywczych i błonnika niż jest w jadłospisie przeciętnego mieszkańca krajów Zachodu.

Nie zawsze trzeba całkowicie zrezygnować z jedzenia mięsa, ryb i żywności odzwierzęcej. Jeśli stanowić będą dodatek do diety, nie przekraczając 10 procent jedzonych kalorii lub będzie się z nich korzystać od czasu do czasu, jest szansa na zdrowotny sukces. Styl odżywiania się ograniczający ilość posiłków mięsnych w tygodniu nie pozbawia smaku dań mięsnych, a przynosi wiele korzyści w porównaniu z tradycyjną dietą.

Prowadzenie zdrowej kuchni nie jest trudne. Wymaga jednak nauczenia się komponowania diety. Ja na śniadanie jem często płatki owsiane lub kaszę jaglaną z owocami i orzechami. Piję też świeżo wyciskanie soki i zielone szejki. Szejk to inaczej koktajl, który można przygotować chociażby z jarmużu, banana, borówek, pomarańczy, do których dolewa się wodę i miksuje w blenderze. Na obiad jem warzywa z dodatkiem produktów strączkowych. Często robię różne rodzaje napojów roślinnych, na przykład z migdałów czy konopi siewnych. Tradycyjny majonez lubię robić z nasion słonecznika, a dressingi sałatkowe z orzechów nerkowca. W kuchni po prostu bawię się bogactwem produktów roślinnych. Zwykle jem trzy posiłki dziennie.

Podczas wykładów podkreślam, że dieta jest dla życia, a nie życie dla diety.

Mówi się, że zdrowe odżywianie jest drogie. Na ile jest to prawdziwe?

Zdrowe odżywianie coraz częściej utożsamia się z żywnością ekologiczną. Taka żywność rzeczywiście cechuje się wyższą wartością odżywczą. Powinna być także wolna od zanieczyszczeń pestycydami. Zdarza się jednak, że mamy do czynienia z żywnością, która ekologiczną jest tylko z nazwy. Żywność ekologiczna faktycznie jest droga. Nie wszyscy mogą sobie na nią pozwolić. Jeśli jednak zrezygnuje się z nałogów i niezdrowych pokarmów, zaoszczędzone pieniądze będzie można przeznaczyć na przykład na orzechy, ekologiczne warzywa i tzw. superżywność.

Dietę wegańską zaproponowała pani swoi synom. Trudno było ich do niej przekonać?

W czasie ciąży byłam na diecie wegańskiej. Synowie nie mieli wyboru – jedli to, co im dawałam (śmiech). Na początku lat 90. to było coś nieznanego oraz sprzecznego z ówczesnymi zalecaniami nauki. Mówiono mi, że urodzę „potworka”, który będzie ważył mniej niż dwa kilogramy. Takie było pojęcie na temat ciąży wegańskiej. Mąż i ja mamy wykształcenie medyczne, więc gdy nas ktoś bliżej poznał, przekonywał się, że nie jesteśmy oszołomami. Także prowadzący mnie ginekolog z czasem był spokojniejszy, choć stale sugerował zjedzenie od czasu do czasu ryby i jajka.

Mój pierwszy poród odbył się w Tychach tuż po wynikach akcji "Rodzić po ludzku", która łamała medyczny model rodzenia. Rodziłam razem z mężem. Wszyscy czekali, co to będzie. Urodził się Jeremiasz, mający maksymalną ilość punktów w skali Apgar i najlepszą morfologię spośród dzieci na oddziale. Ważył niemało, bo 4150 g, a wczesny połóg był medialny. W szpitalu odwiedzili mnie redaktor "Trybuny Śląskiej" i dziennikarz Radia Katowice. Takie to były czasy – poród z ciąży bez mięsa był dziwowiskiem.

Dziś obaj synowie są dorośli i zdrowi, a swoje menu często planują samodzielnie. Preferują kuchnię wegetariańską, ale od czasu do czasu, będąc poza domem, na wakacjach czy w wyjątkowym miejscu, nie pogardzą burgerem czy stekiem. Wiem, że gdy robią zakupy, najwięcej czasu spędzają na dziale warzyw i owoców.

Na ile wiedza o zdrowym stylu życia interesuje dziś przeciętnego Polaka? Pytam o to w kontekście Pani działalności w poznańskim Stowarzyszeniu Promocji Zdrowego Stylu Życia - Sięgnij Po Zdrowie i chrzanowskim Klubie Zdrowia.

Osoby młodsze, zdrowsze, wykształcone, bardziej zintegrowane ze społeczeństwem, z wyższą pozycją ekonomiczną, religijne, chętniej podejmują prozdrowotne działania. Właśnie te grupy prędzej przyswajają sobie wiedzę, którą przekazujemy i stosują ją. Co ciekawe, tak jak my, cenią sobie kontakty osobiste, twarzą w twarz, które zgodnie z najnowszymi badaniami z dziedziny neurobiologii społecznej mogą uczynić te osoby nie tylko mądrzejszymi i zdrowszymi, ale i szczęśliwszymi.

Czy pomaganie innym w dochodzeniu do optymalnej diety i formy jest skuteczne?

Odpowiadając, przedstawię taki przykład. Jedną z moich pasji jest decoupage. Robiłam takie rzeczy i oddawałam je do galerii. Prowadząca ją dziewczyna, gdy dowiedziała się, czym się zajmuję, zwierzyła się, że nie może sobie poradzić ze swoją otyłością. Zastrzegła jednocześnie, że kocha mięso i bez niego nie mogłaby żyć. Po trzech miesiącach zauważyłam, że zeszczuplała. Okazało się, że przeszła na dietę Kwaśniewskiego. Powiedziałam, że nie jestem przekonana co do bezpieczeństwa wszystkich zaleceń Jana Kwaśniewskiego. Niedługo potem zadzwoniła, mówiąc, że coraz gorzej się czuje. Wypadały jej włosy, łamały się paznokcie, była ciągle zmęczona, miała problemy z koncentracją, nie wysypiała się. W słuchawce usłyszałam: "Pani Agato, jestem tak zdesperowana, że ja spróbuję tej pani diety". Zaczęłam ją więc uczyć, jak prowadzić dietę wegańską, opartą na nisko przetworzonych produktach roślinnych, jak i gdzie robić zakupy. Po pewnym czasie oświadczyła, że nigdy nie czuła się lepiej. Do tego dalej traciła na wadze. Takie chwile dają wiarę w sens tego, co robię.

Podobno własnoręcznie wykonuje Pani kartki. Proszę opowiedzieć o swoich pasjach.

Od pewnego czasu czerpię prawdziwą przyjemność z pracy z kartonem, zwłaszcza odkąd mam gilotynę. Kilka profesjonalnych narzędzi potrafi jeszcze bardziej uatrakcyjnić każde hobby. Robię kartki okolicznościowe, którymi potem obdarowuję bliskich, znajomych i nieznajomych. Przygotowuję też ozdobne wizytówki z jakąś sentencją, aforyzmem lub obietnicą z Pisma Świętego i wręczam je osobom, które stają na mojej drodze. Karteczki nazywam Dobrym Słowem, bo mają moc odwzajemnić mój uśmiech, rozweselić i pocieszyć smutne serce, wzmocnić na duchu, tchnąć w zmęczonych życiem siłę, nadzieję i wiarę. Czasem wpisuję dedicatio. Uwielbiam obserwować zachowanie obdarowanych. Wywoływanie na czyjejś twarzy uśmiechu szczęścia, sprawia mi po prostu radość. Myślę, że każdy może coś ofiarować innym. Dlaczego tego nie robić?

Mam też ogród, w którym lubię pielęgnować kwiaty. Sprawiają mi dużą przyjemność chodzenie z kijkami i jazda na rowerze. Niedawno odkryłam nowe ścieżki w lasku przy Chechle. Lubię podróżować. Robię smartfonem zdjęcia i zamieszczam na nich cytaty z książek, które czytam. Sporo czasu zajmuje mi organizacja spotkań, prowadzenie bloga siegnijpozdrowie.org, przygotowywanie wykładów, pisanie artykułów i korespondencja z osobami, które zwracają się do nas o pomoc. Zdarza mi się też przygotowywać kazania dla społeczności adwentystów dnia siódmego, do której należę. Tak więc nie mam czasu, by się nudzić.

Dziękuję za rozmowę!

Źródło: Tygodnik ziemi chrzanowskiej "Przełom”, nr 48/2018.

Komentarze

  1. Cudownie Agatko, wspaniała pasja zwłaszcza dawanie ludziom radości. Nasze życie składa się z drobiazgów ale dla obdarowanych to są wielkie rzeczy. Powodzenia i dalszych sukcesów kochana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Agato Radosh, pięknie dziękuję za Twoją pracę i całego zespołu współpracowników. Oglądam od czasu do czasu Wasze programy i są coraz lepsze pod każdym względem. Aczkolwiek nie jestem już skłonny z różnych względów przykładać rękę do działalności adwentycznej, jesteście dla mnie tą najlepszą częścią w K ADS ze względu na konkretną pomoc Polakom, którzy są w coraz gorszym położeniu zdrowotnym. W ubiegłym roku oglądałem kilka filmów szczególnie podobał mi się o tłuszczach trans, o dobrych bakteriach w glebie, naprawiających ją, o miejscach gdzie mieszkają ludzie długowieczni i inne... Modlę się za Waszą pracę dla Boga i cieszę się, że nie oddzielacie zupełnie zdrowia od tematów biblijnych. Nawiązujcie do Biblii w wykładach, nie zniechęcając się sekularyzacją Polaków. Wszystkiego dobrego życzę i Bożych błogosławieństw dla Ciebie, Twojego męża i reszty ludzi dobrej woli. Piotr K-K.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze publikowane są po zatwierdzeniu. Jeżeli szukasz swojego komentarza lub odpowiedzi na niego, sprawdź czy wszystkie są wczytane - użyj polecenia "Wczytaj więcej".

Popularne posty

Czy Jan Chrzciciel był wegetarianinem?

Zgodnie z twierdzeniem zawartym w Mt 3,4 oraz Mk 1,6 dieta Jana Chrzciciela składała się z „szarańczy i miodu leśnego” [gr. akrides , l.mn. słowa akris ]. Nie wiadomo, czy ewangeliści mieli na myśli, że Jan nie jadał niczego innego poza szarańczą i miodem leśnym, czy też, że stanowiły one główne składniki jego pożywienia. Możliwe jest również, że „szarańcza i miód leśny” uważane były za składniki wyróżniające dietę proroka, podobnie jak „odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany” sprawiały, że był uważany za następcę starożytnych proroków. Jan mógł też ograniczać się do spożywania „szarańczy i miodu leśnego” tylko wtedy, gdy inne produkty spożywcze nie były łatwo dostępne. „Szarańcza i miód leśny” mogły w końcu stanowić jedynie przykłady różnorodnych produktów spożywczych dostępnych w naturze, a nazwy te należy traktować jako stosowany w krajach Orientu obrazowy sposób na podkreślenie jego samotniczego, pełnego wstrzemięźliwości życia, które wiódł z dala od ludzi. Z uwagi na fak...

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Człowiek i zdrowie

Posłuchajcie bajki... Bajka Ignacego Krasickiego „Człowiek i zdrowie” jest smutną uwagą nad bezmyślnością, z jaką ludzie traktują swoje ciała. W utworze przedstawione zostają dwie postacie – człowiek, który oczywiście oznacza wszystkich ludzi i zantropomorfizowane zdrowie. Bohaterowie idą razem jakąś nieokreśloną drogą – drogą tą jest oczywiście życie. Na początku człowieka rozpiera energia, chce biec i denerwuje się, że zdrowie nie ma ochoty podążać za nim. Nie spiesz się, bo ustaniesz – ostrzega zdrowie, ale człowiek nie ma ochoty go słuchać. Wreszcie człowiek się męczy i zwalnia – przez pewien czas idą ze zdrowiem obok siebie. Po pewnym czasie to zdrowie zaczyna wysuwać się na prowadzenie, jego towarzysz zaś nie może nadążyć. Iść nie mogę, prowadź mnie – prosi zdrowie, to zaś odpowiada, że trzeba było słuchać jego wcześniejszych ostrzeżeń i znika, zostawiając człowieka samego. W ten sposób przedstawione zostają trzy etapy życia. Najpierw, w młodości, człowiek nie dba o swoje ...

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...

O rybach dobrych i złych

Nie, to nie będzie bajka o posłusznych i niegrzecznych rybkach, choć z pewnością nie jeden z nas chciałby oderwać się od codziennej rzeczywistości, powspominać okres dzieciństwa i poczuć, przynajmniej na chwilę, błogą beztroskę. Czy ktoś dziś słyszał o rybach dobrych i złych? Prędzej możemy się dowiedzieć o rybach świeżych lub zepsutych; o tym, że cuchnące odświeżają, zmieniają datę przydatności do spożycia i sprzedają prawie jako wczoraj złowione. Ale o dobrych i złych ktoś słyszał? Rzadko, a szkoda, bo dobre mogą przynieść z sobą dobro, a złe...