Istnieje silny związek między infekcjami bakteryjnymi i wirusowymi a autoagresją. Wywołać infekcję lub spowodować jej nawrót może stres, który w połączeniu ze stanem zapalnym tworzy efekt błędnego koła.
Naukowcy od dawna podejrzewali, że zakażenia wirusowe, bakteryjne i inne odgrywają ważną rolę w powstawaniu chorób autoimmunologicznych. Według jednej z teorii wirusy, pozostając w organizmie w formie utajonej, są w stanie spowodować zmiany w komórkach ludzkiego organizmu, nadać im cechy antygenów i w ten sposób wywołać reakcję autoimmunologiczną.
Opryszczka i wirus Epsteina-Barr
Powyższą zasadę zwykle stosuje się w odniesieniu do wirusów opryszczki. Rodzina tych wirusów liczy wielu członków, jednak w kontekście chorób z autoagresji najczęściej wspomina się wirus opryszczki pospolitej (typ 1 i 2) oraz Epsteina-Barr (EBV). Ten pierwszy objawia się opryszczką warg lub narządów płciowych, drugi powoduje mononukleozę.
Aż 90 proc. mieszkańców USA wytwarza przeciwciała zwalczające jeden lub oba typy wirusa opryszczki. Jeszcze więcej – bo 95 proc. mieszkańców USA wytwarza przeciwciała zwalczające wirusa Epsteina-Barr, co oznacza, że musieli się z nim zetknąć. Nie wszyscy o tym wiedzą, bo choroba, którą wywołuje, może przebiegać bezobjawowo. Bez względu na to, czy chorowali, czy nie, wirus pozostaje w organizmie, natomiast przebyta mononukleoza (objawowa) podwaja ryzyko choroby z autoagresji. „Wirus Epsteina-Barr powiązano z licznymi schorzeniami autoagresywnymi – pisze w swej książce pt. Możesz wyleczyć choroby autoimmunologiczne dr Amy Myers – m.in. stwardnieniem rozsianym, toczniem, zespołem chronicznego zmęczenia, fibromialgią, zapaleniem tarczycy Hashimoto, zespołem Sjögrena i chorobą Gravesa-Basedowa”. Szczególnie wysoka jest współzależność z dwiema pierwszymi chorobami. Jak wyjaśnia, „nie chodzi wyłącznie o to, że cierpiący na choroby autoagresywne są bardziej podatni na atak wirusa, ale też o fakt, że ich obciążenie wirusowe jest wyższe niż u osób zdrowych”. Jest to związane z większą aktywnością wirusa i większą liczbą jego kopii we krwi pacjenta. Niedawno wykazano, że pacjenci chorujący na toczeń mają od 15 do 40 razy wyższe obciążenie wirusowe od osób niecierpiących na chorobę z autoagresji.
Borelioza
Inną infekcją często utożsamianą z chorobami autoimmunologicznymi jest borelioza – choroba, która w wielu przypadkach potrafi ukrywać się latami, by w końcu zaatakować. Bywa trudna do zdiagnozowania, gdyż żaden dostępny w Polsce test nie wykrywa przeciwciał w stu procentach. Sprawcą choroby jest krętek Borrelia burgdorferi przenoszony przez kleszcze. Ale sprawę komplikuje fakt, że borelioza często występuje w koinfekcji z innymi – np. babeszjozą, bartonellozą czy yersiniozą, jako że kleszcze mogą równocześnie zarazić bakteriami babesia, bartonella czy yersinia.
Około 60 proc. nieleczonych przypadków boreliozy skutkuje utrzymującym się przez wiele lat zapaleniem stawów, co – jak zauważa dr Myers – powoduje chaos diagnostyczny. „U pacjentów cierpiących na schorzenie autoagresywne diagnozuje się boreliozę – i na odwrót. Zdarzają się też przypadki, gdy pacjent ma obie choroby – i każda wymaga osobnych metod leczenia, nie wystarczy zająć się tylko jedną” – podkreśla.
Stres a infekcje
Coraz więcej badaczy uważa, że główną przyczyną wszelkich chorób autoimmunologicznych jest niewłaściwie funkcjonujący system nerwowy i nadmierny stres.
Stres, zarówno ten emocjonalny jak i fizyczno-chemiczny (nieodpowiednia dieta, brak snu, choroby, toksyny środowiskowe, za dużo lub zbyt intensywne ćwiczenia) wywołuje i nasila choroby autoimmunologiczne. Stres, jako reakcja organizmu na zagrożenie, zaburza funkcjonowanie układu odpornościowego. Chroniczny stres prowadzi do przewlekłych stanów zapalnych, które przyczyniają się do autoagresji. A kiedy autoagresja jest już faktem, dodatkowo nakręca spiralę stresu. Błędne koło...
Stres ma bezpośredni związek z infekcjami, szczególnie wirusowymi. Wirus opryszczki czy EBV po okresie aktywacji przechodzi w stan hibernacji i ukrywa się przed układem odpornościowym. „W końcu jednak coś aktywuje wirus, który w odpowiedzi zacznie się dzielić i rosnąc w siłę, zajmując coraz więcej komórek – po czym znowu przejdzie w stan uśpienia. I tak w kółko – tłumaczy dr Amy Myers. – Za każdym razem, gdy zostaje aktywowany, prowokuje reakcję układu immunologicznego. Taki wewnętrzny czynnik stresogenny może wywołać nadmierne pobudzenie i w rezultacie doprowadzić do reakcji immunologicznej”. Co reaktywuje wirusa? Przeciążony układ odpornościowy. „Ponieważ stres utrudnia pracę układu odpornościowego, przebiegłe wirusy reagują na informacje przesyłane przez hormony, a w szczególności jeden z nich – pochodną kortyzolu, glikokortykoidy. Właśnie dlatego wiele wirusów aktywuje się w warunkach psychicznego lub fizycznego stresu” – wyjaśnia dr Myers.
Kortyzol wydzielany przez organizm w odpowiedzi na pojawienie się reakcji stresowej ma jeszcze jeden niepożądany efekt – sprzyja tyciu. A tłuszcz nie jest – jak wcześniej uważano – metabolicznie obojętny. „To istna fabryka chemiczna ściśle powiązana z układem dokrewnym, hormonalnym i nerwowym” – dodaje Myers, podkreślając, że tłuszcz odpowiada za wydzielanie cytokiny i innych związków chemicznych wywołujących stan zapalny.
Stres a niedoczynność nadnercza
Układ odpornościowy nie jest jedyną ofiarą stresu, który oddziałuje także na układ dokrewny odpowiedzialny za gospodarkę hormonalną i m.in. wydzielanie hormonu stresu. Przewlekły stres rodzi ryzyko niedoczynności nadnercza – zaburzenia objawiającego się rozregulowaniem układu wewnątrzwydzielniczego i nadmierną lub niedostateczną produkcją hormonów. Lista czynników stresogennych jest długa – od glutenu i innych pokarmów nadwerężających funkcje jelita, przez nieregularne posiłki (co prowadzi do podwyższenia poziomu cukru we krwi), niedosypianie i infekcje, po wyzwania stawiane przez pracę i problemy natury osobistej. A stres w każdej postaci i niezależnie, czy dotyczy ciała, umysłu czy sfery emocjonalnej, zwiększa ryzyko niedoczynności nadnercza, co przekłada się na zaburzenia pracy jelit czy wydzielanie hormonów – w tym płciowych i gruczołu tarczowego. Niedoczynność nadnercza powiązano też z obniżonym poziomem hormonu DHEA, którego niedobór zwiększa ryzyko rozwoju choroby z autoagresji.
„W medycynie konwencjonalnej problem niedoczynności nadnercza w zasadzie nie istnieje – zauważa dr Myers. – Lekarzom znana jest choroba Addisona, której objawem jest niedostateczna produkcja hormonów stresu. Dopóki u pacjenta nie zostanie zdiagnozowana ta przypadłość, lekarz będzie utrzymywać, że wszystko jest w porządku. Ja postrzegam ten problem nieco inaczej. Z mojej perspektywy niedoczynność nadnercza to problem, który automatycznie przesuwa pacjenta w nawias spektrum chorobowego”. Bo jak podkreśla lekarka, między dwiema skrajnościami, czyli osobą zdrową i pełną energii a pacjentem z chorobą Addisona rozciąga się wiele stopni zaburzeń gruczołu nadnercza, które w znacznym stopniu obciążają także inne układy. Lekarze alopatyczni z reguły opierają się na badaniu krwi, które jest pozbawione wielu niuansów, natomiast specjaliści medycyny funkcjonalnej polecają tzw. dobowy profil kortyzolu ze śliny – kilka próbek pobranych w ciągu dnia pozwala na bieżąco obserwować zmiany poziomu hormonów. Dla wzmocnienia pracy gruczołu nadnercza stosuje się zwykle zioła adaptogenne, jednak by wyleczyć tę przypadłość, należy zidentyfikować źródło problemu, a następnie je wyeliminować lub zmodyfikować.
Dlaczego zebry nie mają wrzodów
Wielu pacjentów cierpiących na choroby z autoagresji przyznaje, że przed pojawieniem się choroby doświadczyło szeregu negatywnych przeżyć psychicznych. W takim przypadku aby skutecznie walczyć ze schorzeniem autoimmunologicznym, konieczna jest radykalna zmiana sposobu myślenia, wyzbycie się negatywnych myśli, przygnębienia, lęku, depresji.
Robert M. Sapolsky w swej książce pt. Dlaczego zebry nie mają wrzodów. Psychofizjologia stresu zwraca uwagę, że domeną obecnych czasów jest przede wszystkim stres psychologiczny – generowany bardziej przez nasz umysł niż realne zagrożenie. I pyta: ile hipopotamów zamartwia się tym, czy ich ubezpieczenie społeczne będzie ważne do końca życia? Sapolsky, który do kwestii stresu podchodzi z perspektywy czterech dyscyplin: psychologii, neurologii, immunologii i endokrynologii, podkreśla, że reakcja na stresor bywa dla organizmu bardziej szkodliwa niż sam stresor. Choć stresu nie można wyeliminować, to zrozumienie mechanizmów tej reakcji pomoże nam radzić sobie z otaczającym światem. Bardzo ważne jest nauczenie się rozładowywania nagromadzonego stresu. Sapolsky zauważa, że zebry nie mają wrzodów, ponieważ rozładowują stres natychmiast po ustąpieniu problemu. Nie zamartwiają się tym, że padną ofiarą lwa – uciekły mu, gdy stanowił zagrożenie, a gdy tylko zniknął z pola widzenia, wróciły do poprzednich zajęć. U nich reakcja stresowa ma charakter nagły, nigdy przewlekły.
Ponieważ nie jesteśmy zwierzętami, musimy nauczyć się niezamartwiania się tym, co przyniesie przyszłość i na co nie mamy wpływu. Każdy człowiek może mieć też inny sposób na rozładowanie napięcia. Spektrum jest szerokie: od ćwiczeń, masażu, przez sen, sztukę, kontakt z naturą, rozmowę, po terapię czy rozwój duchowy. Wiele badań wykazało, że modlitwa przynosi odprężenie i wpływa na ekspresje genów odpowiedzialnych za stan zapalny. Dowiedziono też, że słuchanie muzyki pół godziny dziennie obniża poziom kortyzolu.
Przypadek pani Urszuli
Czasem czynnikiem, który hamuje proces leczenia lub prowadzi do nawrotów choroby autoagresywnej jest trwanie w konflikcie, nieumiejętność przebaczenia, rozpamiętywanie porażek. Dr Grażyna Kuczek, która prowadzi w Polsce program zdrowotny New Start, podczas wykładu poświęconego Różnym obliczom chorób z autoagresji wygłoszonego w Stowarzyszeniu Promocji Zdrowego Stylu Życia „Sięgnij po zdrowie” podzieliła się ciekawym przypadkiem swojej pacjentki chorej na reumatoidalne zapalenie stawów. Pani Urszulę z powikłaniami po wieloletnim zażywaniu leków przeciwbólowych stosowanych w leczeniu RZS trafiła na program New Start. Po czterech miesiącach stosowania zasad zdrowia, które pacjentka poznała na turnusie u dr Kuczek, wyniki badań wracały do normy, OB spadło do 34. Po kolejnych kilku miesiącach u pacjentki stwierdzono całkowitą remisję choroby. OB – 11. Pani Urszula zapisała się na kolejny program New Start, który ruszał w czerwcu, by głębiej poznać tajniki leczenia dietetycznego. „Patrzę przez okno i widzę – tak, to ta pani, ale idzie ciężkim krokiem, kulejąc – opowiada dr Grażyna Kuczek. – Poprosiłam ją na konsultację. Patrzę na wyniki. OB z powrotem 42. Choroba powróciła, był nawet wylew krwawy do jednego stawu. Zauważyłam, że dzieje się coś złego. Jeżeli lekarz praktykuje w tej sferze, to rozmawia z pacjentem w bardzo ciekawy sposób. Nie tylko bada to, co cielesne, ale chce zajrzeć do serca. Chce uporządkować emocje”. Okazało się, że przed wystąpieniem pierwszych symptomów choroby pani Urszula została zraniona przez najbliższą osobę – dwa tygodnie przed wyznaczonym terminem ślubu narzeczony odszedł do innej kobiety. Wyszło na jaw, że długo prowadził podwójne życie. „W tym momencie zaczyna się niezwykła walka. Świadomość bycia niekochanym, świadomość odrzucenia, braku akceptacji, poczucie bezradności, beznadziejności, niespełnienia, brak poczucia własnej wartości, wiary w swoje możliwości…” – wylicza dr Kuczek symptomy prowadzące do wyzwolenia choroby autoagresywnej, które pasują do sytuacji pacjentki.
Wyjaśnił się zatem ważny czynnik wpływający na chorobę pacjentki, dlaczego jednak po ośmiu miesiącach remisji RZS się znów pojawiło? Jak wyznała pacjentka przed grupą kuracjuszy, z uwagi na zaistniałe okoliczności rodzinne wróciła do dawnych wspomnień i dawnego sposobu myślenia.
Pani Urszula ma trzy siostry we względnie udanych związkach małżeńskich i jest chrzestną dzieci wszystkich trzech. Przychodzi maj, przychodzą komunie, czas przyjęć, na wszystkie zostaje zaproszona – wyjaśnia dr Kuczek i dodaje, że pacjentka przyznała się jeszcze do czegoś. – Pomyślała, że przecież znowu jedzie w czerwcu na terapię, w związku z tym w obliczu tych okoliczności rodzinnych odeszła od programu terapeutycznego również pod względem dietetycznym”. Powrót choroby był zatem wynikiem powrotu do niezdrowych emocji i poprzedniej diety.
Pani Urszula podsumowała: „Myślałam, że teraz, jak już jestem zdrowa, tak będzie zawsze – bez względu na to, co będę robić, jaki będzie mój styl życia. Ale zrozumiałam na własnym przykładzie, że pewnych zasad trzeba się już trzymać do końca”.
Katarzyna Lewkowicz-Siejka
Źródło: Miesięcznik "Znaki Czasu".
Naukowcy od dawna podejrzewali, że zakażenia wirusowe, bakteryjne i inne odgrywają ważną rolę w powstawaniu chorób autoimmunologicznych. Według jednej z teorii wirusy, pozostając w organizmie w formie utajonej, są w stanie spowodować zmiany w komórkach ludzkiego organizmu, nadać im cechy antygenów i w ten sposób wywołać reakcję autoimmunologiczną.
Opryszczka i wirus Epsteina-Barr
Powyższą zasadę zwykle stosuje się w odniesieniu do wirusów opryszczki. Rodzina tych wirusów liczy wielu członków, jednak w kontekście chorób z autoagresji najczęściej wspomina się wirus opryszczki pospolitej (typ 1 i 2) oraz Epsteina-Barr (EBV). Ten pierwszy objawia się opryszczką warg lub narządów płciowych, drugi powoduje mononukleozę.
Aż 90 proc. mieszkańców USA wytwarza przeciwciała zwalczające jeden lub oba typy wirusa opryszczki. Jeszcze więcej – bo 95 proc. mieszkańców USA wytwarza przeciwciała zwalczające wirusa Epsteina-Barr, co oznacza, że musieli się z nim zetknąć. Nie wszyscy o tym wiedzą, bo choroba, którą wywołuje, może przebiegać bezobjawowo. Bez względu na to, czy chorowali, czy nie, wirus pozostaje w organizmie, natomiast przebyta mononukleoza (objawowa) podwaja ryzyko choroby z autoagresji. „Wirus Epsteina-Barr powiązano z licznymi schorzeniami autoagresywnymi – pisze w swej książce pt. Możesz wyleczyć choroby autoimmunologiczne dr Amy Myers – m.in. stwardnieniem rozsianym, toczniem, zespołem chronicznego zmęczenia, fibromialgią, zapaleniem tarczycy Hashimoto, zespołem Sjögrena i chorobą Gravesa-Basedowa”. Szczególnie wysoka jest współzależność z dwiema pierwszymi chorobami. Jak wyjaśnia, „nie chodzi wyłącznie o to, że cierpiący na choroby autoagresywne są bardziej podatni na atak wirusa, ale też o fakt, że ich obciążenie wirusowe jest wyższe niż u osób zdrowych”. Jest to związane z większą aktywnością wirusa i większą liczbą jego kopii we krwi pacjenta. Niedawno wykazano, że pacjenci chorujący na toczeń mają od 15 do 40 razy wyższe obciążenie wirusowe od osób niecierpiących na chorobę z autoagresji.
Borelioza
Inną infekcją często utożsamianą z chorobami autoimmunologicznymi jest borelioza – choroba, która w wielu przypadkach potrafi ukrywać się latami, by w końcu zaatakować. Bywa trudna do zdiagnozowania, gdyż żaden dostępny w Polsce test nie wykrywa przeciwciał w stu procentach. Sprawcą choroby jest krętek Borrelia burgdorferi przenoszony przez kleszcze. Ale sprawę komplikuje fakt, że borelioza często występuje w koinfekcji z innymi – np. babeszjozą, bartonellozą czy yersiniozą, jako że kleszcze mogą równocześnie zarazić bakteriami babesia, bartonella czy yersinia.
Około 60 proc. nieleczonych przypadków boreliozy skutkuje utrzymującym się przez wiele lat zapaleniem stawów, co – jak zauważa dr Myers – powoduje chaos diagnostyczny. „U pacjentów cierpiących na schorzenie autoagresywne diagnozuje się boreliozę – i na odwrót. Zdarzają się też przypadki, gdy pacjent ma obie choroby – i każda wymaga osobnych metod leczenia, nie wystarczy zająć się tylko jedną” – podkreśla.
Stres a infekcje
Coraz więcej badaczy uważa, że główną przyczyną wszelkich chorób autoimmunologicznych jest niewłaściwie funkcjonujący system nerwowy i nadmierny stres.
Stres, zarówno ten emocjonalny jak i fizyczno-chemiczny (nieodpowiednia dieta, brak snu, choroby, toksyny środowiskowe, za dużo lub zbyt intensywne ćwiczenia) wywołuje i nasila choroby autoimmunologiczne. Stres, jako reakcja organizmu na zagrożenie, zaburza funkcjonowanie układu odpornościowego. Chroniczny stres prowadzi do przewlekłych stanów zapalnych, które przyczyniają się do autoagresji. A kiedy autoagresja jest już faktem, dodatkowo nakręca spiralę stresu. Błędne koło...
Stres ma bezpośredni związek z infekcjami, szczególnie wirusowymi. Wirus opryszczki czy EBV po okresie aktywacji przechodzi w stan hibernacji i ukrywa się przed układem odpornościowym. „W końcu jednak coś aktywuje wirus, który w odpowiedzi zacznie się dzielić i rosnąc w siłę, zajmując coraz więcej komórek – po czym znowu przejdzie w stan uśpienia. I tak w kółko – tłumaczy dr Amy Myers. – Za każdym razem, gdy zostaje aktywowany, prowokuje reakcję układu immunologicznego. Taki wewnętrzny czynnik stresogenny może wywołać nadmierne pobudzenie i w rezultacie doprowadzić do reakcji immunologicznej”. Co reaktywuje wirusa? Przeciążony układ odpornościowy. „Ponieważ stres utrudnia pracę układu odpornościowego, przebiegłe wirusy reagują na informacje przesyłane przez hormony, a w szczególności jeden z nich – pochodną kortyzolu, glikokortykoidy. Właśnie dlatego wiele wirusów aktywuje się w warunkach psychicznego lub fizycznego stresu” – wyjaśnia dr Myers.
Kortyzol wydzielany przez organizm w odpowiedzi na pojawienie się reakcji stresowej ma jeszcze jeden niepożądany efekt – sprzyja tyciu. A tłuszcz nie jest – jak wcześniej uważano – metabolicznie obojętny. „To istna fabryka chemiczna ściśle powiązana z układem dokrewnym, hormonalnym i nerwowym” – dodaje Myers, podkreślając, że tłuszcz odpowiada za wydzielanie cytokiny i innych związków chemicznych wywołujących stan zapalny.
Stres a niedoczynność nadnercza
Układ odpornościowy nie jest jedyną ofiarą stresu, który oddziałuje także na układ dokrewny odpowiedzialny za gospodarkę hormonalną i m.in. wydzielanie hormonu stresu. Przewlekły stres rodzi ryzyko niedoczynności nadnercza – zaburzenia objawiającego się rozregulowaniem układu wewnątrzwydzielniczego i nadmierną lub niedostateczną produkcją hormonów. Lista czynników stresogennych jest długa – od glutenu i innych pokarmów nadwerężających funkcje jelita, przez nieregularne posiłki (co prowadzi do podwyższenia poziomu cukru we krwi), niedosypianie i infekcje, po wyzwania stawiane przez pracę i problemy natury osobistej. A stres w każdej postaci i niezależnie, czy dotyczy ciała, umysłu czy sfery emocjonalnej, zwiększa ryzyko niedoczynności nadnercza, co przekłada się na zaburzenia pracy jelit czy wydzielanie hormonów – w tym płciowych i gruczołu tarczowego. Niedoczynność nadnercza powiązano też z obniżonym poziomem hormonu DHEA, którego niedobór zwiększa ryzyko rozwoju choroby z autoagresji.
„W medycynie konwencjonalnej problem niedoczynności nadnercza w zasadzie nie istnieje – zauważa dr Myers. – Lekarzom znana jest choroba Addisona, której objawem jest niedostateczna produkcja hormonów stresu. Dopóki u pacjenta nie zostanie zdiagnozowana ta przypadłość, lekarz będzie utrzymywać, że wszystko jest w porządku. Ja postrzegam ten problem nieco inaczej. Z mojej perspektywy niedoczynność nadnercza to problem, który automatycznie przesuwa pacjenta w nawias spektrum chorobowego”. Bo jak podkreśla lekarka, między dwiema skrajnościami, czyli osobą zdrową i pełną energii a pacjentem z chorobą Addisona rozciąga się wiele stopni zaburzeń gruczołu nadnercza, które w znacznym stopniu obciążają także inne układy. Lekarze alopatyczni z reguły opierają się na badaniu krwi, które jest pozbawione wielu niuansów, natomiast specjaliści medycyny funkcjonalnej polecają tzw. dobowy profil kortyzolu ze śliny – kilka próbek pobranych w ciągu dnia pozwala na bieżąco obserwować zmiany poziomu hormonów. Dla wzmocnienia pracy gruczołu nadnercza stosuje się zwykle zioła adaptogenne, jednak by wyleczyć tę przypadłość, należy zidentyfikować źródło problemu, a następnie je wyeliminować lub zmodyfikować.
Dlaczego zebry nie mają wrzodów
Wielu pacjentów cierpiących na choroby z autoagresji przyznaje, że przed pojawieniem się choroby doświadczyło szeregu negatywnych przeżyć psychicznych. W takim przypadku aby skutecznie walczyć ze schorzeniem autoimmunologicznym, konieczna jest radykalna zmiana sposobu myślenia, wyzbycie się negatywnych myśli, przygnębienia, lęku, depresji.
Robert M. Sapolsky w swej książce pt. Dlaczego zebry nie mają wrzodów. Psychofizjologia stresu zwraca uwagę, że domeną obecnych czasów jest przede wszystkim stres psychologiczny – generowany bardziej przez nasz umysł niż realne zagrożenie. I pyta: ile hipopotamów zamartwia się tym, czy ich ubezpieczenie społeczne będzie ważne do końca życia? Sapolsky, który do kwestii stresu podchodzi z perspektywy czterech dyscyplin: psychologii, neurologii, immunologii i endokrynologii, podkreśla, że reakcja na stresor bywa dla organizmu bardziej szkodliwa niż sam stresor. Choć stresu nie można wyeliminować, to zrozumienie mechanizmów tej reakcji pomoże nam radzić sobie z otaczającym światem. Bardzo ważne jest nauczenie się rozładowywania nagromadzonego stresu. Sapolsky zauważa, że zebry nie mają wrzodów, ponieważ rozładowują stres natychmiast po ustąpieniu problemu. Nie zamartwiają się tym, że padną ofiarą lwa – uciekły mu, gdy stanowił zagrożenie, a gdy tylko zniknął z pola widzenia, wróciły do poprzednich zajęć. U nich reakcja stresowa ma charakter nagły, nigdy przewlekły.
Ponieważ nie jesteśmy zwierzętami, musimy nauczyć się niezamartwiania się tym, co przyniesie przyszłość i na co nie mamy wpływu. Każdy człowiek może mieć też inny sposób na rozładowanie napięcia. Spektrum jest szerokie: od ćwiczeń, masażu, przez sen, sztukę, kontakt z naturą, rozmowę, po terapię czy rozwój duchowy. Wiele badań wykazało, że modlitwa przynosi odprężenie i wpływa na ekspresje genów odpowiedzialnych za stan zapalny. Dowiedziono też, że słuchanie muzyki pół godziny dziennie obniża poziom kortyzolu.
Przypadek pani Urszuli
Czasem czynnikiem, który hamuje proces leczenia lub prowadzi do nawrotów choroby autoagresywnej jest trwanie w konflikcie, nieumiejętność przebaczenia, rozpamiętywanie porażek. Dr Grażyna Kuczek, która prowadzi w Polsce program zdrowotny New Start, podczas wykładu poświęconego Różnym obliczom chorób z autoagresji wygłoszonego w Stowarzyszeniu Promocji Zdrowego Stylu Życia „Sięgnij po zdrowie” podzieliła się ciekawym przypadkiem swojej pacjentki chorej na reumatoidalne zapalenie stawów. Pani Urszulę z powikłaniami po wieloletnim zażywaniu leków przeciwbólowych stosowanych w leczeniu RZS trafiła na program New Start. Po czterech miesiącach stosowania zasad zdrowia, które pacjentka poznała na turnusie u dr Kuczek, wyniki badań wracały do normy, OB spadło do 34. Po kolejnych kilku miesiącach u pacjentki stwierdzono całkowitą remisję choroby. OB – 11. Pani Urszula zapisała się na kolejny program New Start, który ruszał w czerwcu, by głębiej poznać tajniki leczenia dietetycznego. „Patrzę przez okno i widzę – tak, to ta pani, ale idzie ciężkim krokiem, kulejąc – opowiada dr Grażyna Kuczek. – Poprosiłam ją na konsultację. Patrzę na wyniki. OB z powrotem 42. Choroba powróciła, był nawet wylew krwawy do jednego stawu. Zauważyłam, że dzieje się coś złego. Jeżeli lekarz praktykuje w tej sferze, to rozmawia z pacjentem w bardzo ciekawy sposób. Nie tylko bada to, co cielesne, ale chce zajrzeć do serca. Chce uporządkować emocje”. Okazało się, że przed wystąpieniem pierwszych symptomów choroby pani Urszula została zraniona przez najbliższą osobę – dwa tygodnie przed wyznaczonym terminem ślubu narzeczony odszedł do innej kobiety. Wyszło na jaw, że długo prowadził podwójne życie. „W tym momencie zaczyna się niezwykła walka. Świadomość bycia niekochanym, świadomość odrzucenia, braku akceptacji, poczucie bezradności, beznadziejności, niespełnienia, brak poczucia własnej wartości, wiary w swoje możliwości…” – wylicza dr Kuczek symptomy prowadzące do wyzwolenia choroby autoagresywnej, które pasują do sytuacji pacjentki.
Wyjaśnił się zatem ważny czynnik wpływający na chorobę pacjentki, dlaczego jednak po ośmiu miesiącach remisji RZS się znów pojawiło? Jak wyznała pacjentka przed grupą kuracjuszy, z uwagi na zaistniałe okoliczności rodzinne wróciła do dawnych wspomnień i dawnego sposobu myślenia.
Pani Urszula ma trzy siostry we względnie udanych związkach małżeńskich i jest chrzestną dzieci wszystkich trzech. Przychodzi maj, przychodzą komunie, czas przyjęć, na wszystkie zostaje zaproszona – wyjaśnia dr Kuczek i dodaje, że pacjentka przyznała się jeszcze do czegoś. – Pomyślała, że przecież znowu jedzie w czerwcu na terapię, w związku z tym w obliczu tych okoliczności rodzinnych odeszła od programu terapeutycznego również pod względem dietetycznym”. Powrót choroby był zatem wynikiem powrotu do niezdrowych emocji i poprzedniej diety.
Pani Urszula podsumowała: „Myślałam, że teraz, jak już jestem zdrowa, tak będzie zawsze – bez względu na to, co będę robić, jaki będzie mój styl życia. Ale zrozumiałam na własnym przykładzie, że pewnych zasad trzeba się już trzymać do końca”.
Katarzyna Lewkowicz-Siejka
Źródło: Miesięcznik "Znaki Czasu".
Leczę się na boreliozę, dopiero niedawno ją wykryto, jestem na 1 antybiotyku, mam nadzieję, że pomoże bo mój żołądek średnio to znosi :)
OdpowiedzUsuńZnam osobiście kilka osób, które bezskutecznie chodziły od lekarza do lekarza, jednak żaden z nich nie był w stanie postawić właściwej diagnozy. Jedna spośród nich miała objawy analogiczne jak w przypadku raka (łącznie z obrazem USG), inna jak w reumatoidalnym zapaleniu stawów. Stres może imitować wiele chorób, a w dłuższej perspektywie zwiększać ryzyko ich rozwoju. Dlatego tak ważne w leczeniu pacjentów jest podejście holistyczne - traktujące organizm jako psycho-fizyczną całość.
OdpowiedzUsuńStres to często największy wróg. Niestety nie da się go w pełni wyeliminować co może być przyczyną wielu chorób.
OdpowiedzUsuńBardzo przydatny wpis! Stres na dłuższą metę jest bardzo szkodliwy dla zdrowia, dlatego warto wiedzieć skąd się bierze i nauczyć się jak sobie z nim radzić. W przeciwnym razie czeka nas sporo negatywnych konsekwencji z szybszym starzeniem na czele.
OdpowiedzUsuńStres może powodować obecnie bardzo dużo groźnych chorób i trzeba po prostu z nim walczyć, takie wpisy są potrzebne, aby ludzie uczyli się jak go przezwyciężyć.
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia że to wszystko może mieć takie skutki, i w taki sposób funkcjonować. Sporo ważnych informacji zawiera Twój wpis, muszę go pokazać znajomym. Dobrze wiedzieć skąd się biorą te schorzenia itd. :)
OdpowiedzUsuńW obecnych czasach stres jest nieunikniony i to on może być podstawą ciężkich chorób.
OdpowiedzUsuńStres jest jak dla mnie chorobą cywilizacyjną , co raz więcej ludzi na niego niestety choruje, a przynosi on destrukcyjne skutki. Na tyle ile można, trzeba się starać go załagodzić.
OdpowiedzUsuńStres to potężny wróg naszego zdrowia. Sama przekonuję się, że gdy przez dłuższy czas żyję w stresie, jestem bardziej podatna na wszelkie infekcje i przeziębienia.
OdpowiedzUsuńJa również choruję na nerwicę i niestety ona potrafi wyniszczać organizm, wszystko może boleć i człowiek myśli, że jest chory na nie wiadomo co a to ona robi taki bałagan w organizmie.
OdpowiedzUsuńStres jest nieodłącznym elementem naszego życia. Według mnie grunt to walka z nim na wszelkie możliwe sposoby. Dobra organizacja, ciekawe hobby, zdrowa dieta, wyciszenie, czas tylko dla siebie.. Nie dajmy się zwariować!
OdpowiedzUsuńPamiętam, że jak zaczynałam swoją pierwszą pracę, to bardzo się stresowałam i źle się czułam. Jak zmieniłam pracę i już miałam doświadczenie, to autonomicznie jakoś pozytywnie szło się do pracy i było lepiej z moim samopoczuciem.
OdpowiedzUsuńPrzerażające jest to ile chorób może być powodowanych przez stres, który nie oszukujmy się, towarzyszy nam przez całe życie.. Sądzę, że czasem warto „odpuścić” i pomyśleć o swoim zdrowiu..
OdpowiedzUsuń