Przejdź do głównej zawartości

O sokowo-szejkowej inicjatywie wspierania

Podczas lipcowych upałów Stowarzyszenie miało wyjątkową okazję wziąć udział w plenerowej imprezie charytatywnej Market Day, z której cały dochód został przeznaczony na leczenie chorego Damiana. Damian ma 9 lat i raka móżdżku. Specjaliści w Austrii zgodzili się operować chłopca, ale potrzeba wpierw zebrać na ten cel aż 320 tys. złotych.

Ideą jaka nam przyświecała organizując podczas Market Day stoisko ze świeżo wyciskanymi sokami z warzyw i owoców oraz szejkami, było promowanie spożywania każdego dnia większej ilości warzyw i owoców. Zainteresowanie uczestników stoiskiem przekroczyło nasze wyobrażenia. W ciągu trzech godzin wydaliśmy ponad 500 porcji soków i szejków!

Zalecenia organizacji wytyczających zasady odżywiania się mówią o spożywaniu przynajmniej 5 porcji warzyw i owoców dziennie (3 porcje warzyw i 2 porcje owoców). Podkreślam: „przynajmniej”. Ilość tę uważa się za absolutne minimum gdy chodzi o osoby dorosłe. Wyższe spożycie warzyw i owoców niesie za sobą dodatkowe korzyści dla zdrowia.

Przyjmuje się, że jedna porcja to ok. 80 g, więc 5 porcji to ok. 400 g warzyw i owoców dziennie (co nie oznacza potrzeby spożywania pięciu posiłków dziennie). Dla przykładu, porcja owoców to może być mniejsze jabłko, mały banan, pełna garść winogron, pół szklanki borówek amerykańskich, pełna garść malin, jedno kiwi, dwie morele. Na porcję warzyw mogą przypadać dwie małe marchwie, pół szklanki ugotowanej marchewki z groszkiem, połowa średniej wielkości papryki, niepełna szklanka mrożonej włoszczyzny w paski, szklanka kapusty kiszonej, białej lub czerwonej, szklanka kiełków rzodkiewki, 3 duże łyżki surówki, 1 mniejszy pomidor, 1 duża różyczka kalafiora lub brokuła.

Jestem przekonana, że w tym przypadku więcej to lepiej, nie zapomnając, że oprócz warzyw i owoców potrzebujemy spożywać także inny rodzaj żywności. Ludzie świadomi wpływu diety na zdrowie, ci, którzy pasjonują się zdrowym trybem życia i wegetarianie powinni spożywać nie 400 g warzyw i owoców dziennie, ale prawie jeszcze raz tyle. Niektóre organizacje próbują zachęcać do spożywania 9 porcji każdego dnia. Czy to nie zbyt wiele? Czy nie zakrawa to o objadanie się? Gdy warzywa (w tym bogate w białko strączkowe) i owoce wypełniają miejsce posiłków z udziałem słodyczy, mięsa i nabiału, staje się to jak najbardziej możliwe!

A Ty? Ile warzyw i owoców spożywasz codziennie? Pod jaką postacią wybierasz je najczęściej? Gotowane, duszone, na surowo, szejki czy soki? Nie, kisiel owocowy, dżem ani zupa w proszku się nie liczą…;-)

Wracając do Market Day, dziękujemy każdej osobie, która zaangażowała się w realizację tego sokowo-szejkowego przedsięwzięcia, a szczególnie Kazikowi Jastrzębskiemu za pomysł i dobrą współpracę. Cieszymy się, że tym sposobem mogliśmy pomóc finansowo komuś, kto tej pomocy rzeczywiście potrzebuje.

Jeśli chciałbyś ofiarować swój dar na operację Damiana, skontaktuj się z nimi: spzsz.poznan@gmail.com.

Poniżej kilka zdjęć z tego dnia.













Komentarze

Popularne posty

Czy Jan Chrzciciel był wegetarianinem?

Zgodnie z twierdzeniem zawartym w Mt 3,4 oraz Mk 1,6 dieta Jana Chrzciciela składała się z „szarańczy i miodu leśnego” [gr. akrides , l.mn. słowa akris ]. Nie wiadomo, czy ewangeliści mieli na myśli, że Jan nie jadał niczego innego poza szarańczą i miodem leśnym, czy też, że stanowiły one główne składniki jego pożywienia. Możliwe jest również, że „szarańcza i miód leśny” uważane były za składniki wyróżniające dietę proroka, podobnie jak „odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany” sprawiały, że był uważany za następcę starożytnych proroków. Jan mógł też ograniczać się do spożywania „szarańczy i miodu leśnego” tylko wtedy, gdy inne produkty spożywcze nie były łatwo dostępne. „Szarańcza i miód leśny” mogły w końcu stanowić jedynie przykłady różnorodnych produktów spożywczych dostępnych w naturze, a nazwy te należy traktować jako stosowany w krajach Orientu obrazowy sposób na podkreślenie jego samotniczego, pełnego wstrzemięźliwości życia, które wiódł z dala od ludzi. Z uwagi na fak...

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Człowiek i zdrowie

Posłuchajcie bajki... Bajka Ignacego Krasickiego „Człowiek i zdrowie” jest smutną uwagą nad bezmyślnością, z jaką ludzie traktują swoje ciała. W utworze przedstawione zostają dwie postacie – człowiek, który oczywiście oznacza wszystkich ludzi i zantropomorfizowane zdrowie. Bohaterowie idą razem jakąś nieokreśloną drogą – drogą tą jest oczywiście życie. Na początku człowieka rozpiera energia, chce biec i denerwuje się, że zdrowie nie ma ochoty podążać za nim. Nie spiesz się, bo ustaniesz – ostrzega zdrowie, ale człowiek nie ma ochoty go słuchać. Wreszcie człowiek się męczy i zwalnia – przez pewien czas idą ze zdrowiem obok siebie. Po pewnym czasie to zdrowie zaczyna wysuwać się na prowadzenie, jego towarzysz zaś nie może nadążyć. Iść nie mogę, prowadź mnie – prosi zdrowie, to zaś odpowiada, że trzeba było słuchać jego wcześniejszych ostrzeżeń i znika, zostawiając człowieka samego. W ten sposób przedstawione zostają trzy etapy życia. Najpierw, w młodości, człowiek nie dba o swoje ...

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...

O rybach dobrych i złych

Nie, to nie będzie bajka o posłusznych i niegrzecznych rybkach, choć z pewnością nie jeden z nas chciałby oderwać się od codziennej rzeczywistości, powspominać okres dzieciństwa i poczuć, przynajmniej na chwilę, błogą beztroskę. Czy ktoś dziś słyszał o rybach dobrych i złych? Prędzej możemy się dowiedzieć o rybach świeżych lub zepsutych; o tym, że cuchnące odświeżają, zmieniają datę przydatności do spożycia i sprzedają prawie jako wczoraj złowione. Ale o dobrych i złych ktoś słyszał? Rzadko, a szkoda, bo dobre mogą przynieść z sobą dobro, a złe...