Przejdź do głównej zawartości

Poczta Zdrowia a tłuszcze

W minionym roku uruchomiono polską edycję francuskojęzycznego darmowego newslettera elektronicznego Poczta Zdrowia. Autorem owego newslettera oraz innych artykułów dostępnych na stronie Poczty Zdrowia jest Jean-Marc Dupuis, który zajmuje się redagowaniem publikacji poświęconych medycynie. Przyznam, że czasem podczytuję czym się pan Dupuis dzieli z polskim czytelnikiem i w wielu artykułach zauważam zalecenia godne zastosowania. Niestety nie jest tak zawsze.

Ponieważ Poczta Zdrowia zachęca czytelników do sprawdzania wiarygodności podawanych treści, postanowiłam się temu bliżej przyglądnąć, a także poprosiłam dr. Romana Pawlaka o komentarz do jednego z newsletterów, z dnia 20.12.2013 "Tłuszcze nasycone – czy takie straszne jak je malują?".

Komentarz dr Romana Pawlaka:

Artykuł "Tłuszcze nasycone – czy takie straszne jak je malują?" zawiera sporo błędów merytorycznych, półprawd. Już na samym początku artykułu autor opisał skład chemiczny tłuszczów nasyconych i prawidłowo stwierdził, że tłuszcze nasycone są mniej podatne na utlenianie się, po czym autor napisał, że „to wspaniała zaleta, ponieważ utlenione tłuszcze są szkodliwe dla zdrowia. Wyniki wielu badań wskazują, że utleniony cholesterol jest przyczyną miażdżycy, jak również starzenia się i kurczenia tętnic, co z kolei może prowadzić do zawału serca”. Zwrócić należy uwagę, że autor najwyraźniej nie rozróżnia miedzy tłuszczem nasyconym (o których wypowiadał się pisząc „to wspaniała zaleta ...”), a cholesterolem (pisząc „utleniony cholesterol ...”), ponieważ „przeszedł” z omawiania jednego problemu (tłuszczu nasyconego) na drugi (cholesterolu).

W dalszej części artykułu autor stwierdza, że „tradycyjny pokarm człowieka, jeszcze sprzed czasów masowej konsumpcji zbóż, był niezwykle bogaty w nasycone kwasy tłuszczowe. Nasi przodkowie przed wynalezieniem rolnictwa spożywali duże ilości tłuszczów pochodzących ze zwierząt i tłustych skorupiaków”. Szkoda, że autor zapomniał o choćby jednym przypisie, bo to stwierdzenie wydaje się być nową teorią. Ciekawe byłoby dowiedzieć się, które społeczeństwa spożywały dietę "bogatą w nasycone kwasy tłuszczowe?”.

Kolejny cytat wyraźnie wskazuje, że autor wydaje się mieć niezwykle powierzchowną i wybiórczą wiedzę odnośnie odżywiania i jego wpływu na choroby przewlekłe z grupy chorób układu sercowo-naczyniowego. Czytamy w artykule: „Okazuje się, że to panująca od lat 60. ubiegłego wieku nowa moda, według której powinno się jeść więcej węglowodanów (głównie zbóż), a mniej tłuszczów, winna jest tak znacznemu wzrostowi otyłości, cukrzycy czy chorób serca”. Stany Zjednoczone są jednym z wiodących narodów w statystyce otyłości. Średnie spożycie węglowodanów na głowę mieszkańca Stanach Zjednoczonych w roku 1909 szacuje się na około 500 gramów dziennie. Według danych z roku 1963, to średnie spożycie wynosiło 374 gramy dziennie. Według tych danych, spożycie węglowodanów w czasie, o którym wspomina autor artykułu, zmalało o około 25 procent (500 i 374 gramy/dzień). Może jeszcze ważniejsze jest to, że autor najwyraźniej nie jest świadomy różnicy między spożyciem węglowodanów z produktów nierafinowanych, takich jak zboża pełnoziarniste, a spożyciem węglowodanów z produktów, które zawierają dodane źródła słodzików, typu słodzone napoje, batony czekoladowe, cukierki itp. Dalej czytamy w artykule: „Produkty najczęściej spożywane w krajach rozwiniętych to: pieczywo, płatki śniadaniowe, kanapki, makaron, pizza, ciastka, ciasta, wszelkiego rodzaju desery, chipsy, frytki i chrupiące przekąski na bazie mąki ziemniaczanej, jednym słowem – węglowodany.” Ten cytat wykazuje na brak wiedzy autora w zakresie zawartości tłuszczów i węglowodanów w produktach, bowiem produkty typu pizza, ciasta, desery, chipsy czy frytki zawierają więcej tłuszczów niż węglowodanów (jako proporcji kalorii). Dla przykładu, średnia porcja frytek (147 gramów) zawiera około 15 gramów tłuszczów nasyconych i tłuszczów typu trans (7 gramów tłuszczów nasyconych i 8 tłuszczów typu trans). W małej porcji czipsów (42.5 gramów) znajdują się 2 gramy tłuszczów nasyconych i 3 gramy tłuszczów typu trans. Mała pizza dla jednej osoby zawiera 55 procent zalecanej ilości tłuszczów nasyconych. Jeden kawałek wegetariańskiej pizzy zawiera około 50 procent zalecanej ilości spożycia tłuszczu nasyconego.

Z kolei czytamy, że na świecie istnieją ludy, które spożywają dużo tłuszczów. Choć to prawda, to szkoda, że autor w tym samym czasie nie porównał danych odnośnie średniego trwania życia wśród tych ludów, z danymi pochodzącymi z takich miejsc jak Okinawa (gdzie ludzie spożywają 1% kalorii z tłuszczu) albo mieszkańcami Vilcabamba (9 procent kalorii z tłuszczu).

„Warto zaznaczyć, że wprawdzie oliwa z oliwek nie zawiera kwasów omega-3, jednak jest dobra dla zdrowia, pod warunkiem, że jest naturalna (extra virgin) i że pochodzi z pierwszego tłoczenia na zimno. Musi też być spożywana na surowo bądź po delikatnym podgrzaniu (nie należy smażyć na oliwie z oliwek, najlepsze do tego celu są olej kokosowy, palmowy i łój wołowy)”. Zanim czytelnicy newsletter Poczta Zdrowia wprowadzą w życie sugestię autora, polecam, aby zapoznali się z wpływem tłuszczów nasyconych na przynajmniej kilka innych problemów zdrowotnych, których autor najwyraźniej nie jest świadomy. Dla przykładu, badania przeprowadzone na polskich kobietach wykazały, że te z najwyższym spożyciem tłuszczów zwierzęcych miały od 70 do 190 procent wyższe ryzyko raka piersi w porównanie z tymi o najniższym jego spożyciu (Kruk J., Marchlewicz J., Dietary Fat and Physical Activity in Relation to Breast Cancer among Polish Women. Asian Pacific J Cancer Prev, 2013;14(4):2495-2502). Badania wykazały, że tłuszcz nasycony przyczynia się do zaniku funkcji poznawczych wśród osób starszych. Według innych badań, mężczyźni o najwyższym spożyciu tłuszczów nasyconych mieli o 38 procent niższe stężenie plemników w porównaniu z tymi o najniższym spożyciu (Jensen T., Heitmann B., Jensen M., et al. High dietary intake of saturated fat is associated with reduced semen quality among 701 young Danish men from the general population. Am J Clin Nutr 2013;97:411–8). Wyniki jeszcze innych badań wykazały negatywny wpływ tluszczów nasyconych na gęstość kości (Corwin R., Hartman T., Maczuga S., Graubard B.. Dietary Saturated Fat Intake Is Inversely Associated with Bone Density in Humans: Analysis of NHANES III. J. Nutr. 2006;136:159–165).

Pozostaje także kwestia przypisów. Autor powołuje się na dwa manuskrypty opublikowane w piśmie naukowym American Journal of Clinical Nutrition, których wyraźnie nie przeczytał. Przy okazji warto dodać, że pismo to nie jest pismem medycznym, jak określił je autor. Pismo to redagowane jest przez American Nutrition Society, którego jestem członkiem. Jak wynika choćby z nazwy samego pisma, jest to pismo poświęcone sprawom nutrition (odżywiania). Śmiem twierdzić, że autor tych manuskryptów nie przeczytał, bo ich treść nie podtrzymuje wywodów autora. Poza tym, autor podał przypis do skrótów (abstracts) tych manuscriptów, a nie do linku, tam gdzie manuskrypty zostały wydrukowane w całości.

Biorąc pod uwagę oczywiste braki autora tego artykułu w zrozumieniu zagadnień związanych z odżywieniem, w szczególności tych związanych z tłuszczem nasyconym, najlepiej byłoby, żeby autor na temat odżywiania nie wypowiadał się. W związku z powyższym, redakcji newslettera gratulacji z powodu publikacji setnego już artykułu autorstwa Jean-Marc Dupuis składał nie będę. Przeciwnie, chciałbym zachęcić redakcję do zaprzestania rozpowszechniania artykułów tego typu „ekspertów”, bo nie tylko zawierają one błędne informacje, nie tylko sieją zamęt wśród czytelników, ale przedstawione w nich rady, jeśli zostaną wdrożone w życie przez czytelników, mogą przyczynić się zamiast do poprawy zdrowia, co jest zamierzeniem wydawcy, do powstania chorób, które mają poważne konsekwencje.

Dr Roman Pawlak jest profesorem odżywiania i dietetyki na East Carolina University w Greenville w USA. Studia doktoranckie ukończył na University of Southern Mississippi. Na swojej uczelni wykłada: Nutrition and Wellness (Dietetyka a zdrowie), Nutrition in Metabolism and Physiology (Dietetyka, metabolizm i fizjologia), Vegetarian Nutrition (Dietetyka wegetariańska) i Nutrition Science (Dietetyka w ujęciu naukowym). Dr Pawlak jest członkiem American Society of Nutrition, American Dietetic Association i członkiem ekspertów komisji Evidence Analysis przy American Dietetic Association dotyczącej diety wegetariańskiej. Szczególnym zainteresowaniem profesora Pawlaka jest profilaktyka dietetyczna realizowana w oparciu o działalność kościołów i placówek społecznych. Roman Pawlak jest autorem książek „I am the Lord who heals you”, "W obronie wegetarianizmu", "Zdrowe odżywianie bez tajemnic", "Zatrzymać młodość" oraz współautorem książki „Matka wegetarianka i jej dziecko”. Badania naukowe dr. Pawlaka opublikowane są w amerykańskich i międzynarodowych pismach naukowych, takich jak Ethnicity and Disease, Journal of Primary Prevention czy Journal of Nutrition Education and Behavior.

Komentarze

Popularne posty

Czy Jan Chrzciciel był wegetarianinem?

Zgodnie z twierdzeniem zawartym w Mt 3,4 oraz Mk 1,6 dieta Jana Chrzciciela składała się z „szarańczy i miodu leśnego” [gr. akrides , l.mn. słowa akris ]. Nie wiadomo, czy ewangeliści mieli na myśli, że Jan nie jadał niczego innego poza szarańczą i miodem leśnym, czy też, że stanowiły one główne składniki jego pożywienia. Możliwe jest również, że „szarańcza i miód leśny” uważane były za składniki wyróżniające dietę proroka, podobnie jak „odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany” sprawiały, że był uważany za następcę starożytnych proroków. Jan mógł też ograniczać się do spożywania „szarańczy i miodu leśnego” tylko wtedy, gdy inne produkty spożywcze nie były łatwo dostępne. „Szarańcza i miód leśny” mogły w końcu stanowić jedynie przykłady różnorodnych produktów spożywczych dostępnych w naturze, a nazwy te należy traktować jako stosowany w krajach Orientu obrazowy sposób na podkreślenie jego samotniczego, pełnego wstrzemięźliwości życia, które wiódł z dala od ludzi. Z uwagi na fak...

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Człowiek i zdrowie

Posłuchajcie bajki... Bajka Ignacego Krasickiego „Człowiek i zdrowie” jest smutną uwagą nad bezmyślnością, z jaką ludzie traktują swoje ciała. W utworze przedstawione zostają dwie postacie – człowiek, który oczywiście oznacza wszystkich ludzi i zantropomorfizowane zdrowie. Bohaterowie idą razem jakąś nieokreśloną drogą – drogą tą jest oczywiście życie. Na początku człowieka rozpiera energia, chce biec i denerwuje się, że zdrowie nie ma ochoty podążać za nim. Nie spiesz się, bo ustaniesz – ostrzega zdrowie, ale człowiek nie ma ochoty go słuchać. Wreszcie człowiek się męczy i zwalnia – przez pewien czas idą ze zdrowiem obok siebie. Po pewnym czasie to zdrowie zaczyna wysuwać się na prowadzenie, jego towarzysz zaś nie może nadążyć. Iść nie mogę, prowadź mnie – prosi zdrowie, to zaś odpowiada, że trzeba było słuchać jego wcześniejszych ostrzeżeń i znika, zostawiając człowieka samego. W ten sposób przedstawione zostają trzy etapy życia. Najpierw, w młodości, człowiek nie dba o swoje ...

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...

O rybach dobrych i złych

Nie, to nie będzie bajka o posłusznych i niegrzecznych rybkach, choć z pewnością nie jeden z nas chciałby oderwać się od codziennej rzeczywistości, powspominać okres dzieciństwa i poczuć, przynajmniej na chwilę, błogą beztroskę. Czy ktoś dziś słyszał o rybach dobrych i złych? Prędzej możemy się dowiedzieć o rybach świeżych lub zepsutych; o tym, że cuchnące odświeżają, zmieniają datę przydatności do spożycia i sprzedają prawie jako wczoraj złowione. Ale o dobrych i złych ktoś słyszał? Rzadko, a szkoda, bo dobre mogą przynieść z sobą dobro, a złe...