Przejdź do głównej zawartości

Nikotyno, koniec z nami!

Każdy palacz wie, że to tylko brzmi niewinnie. W rzeczywistości zerwanie z nałogiem jest nie lada wyzwaniem, podobnym do odchudzania, czy do innych "nie będę już więcej".... z tym, że doprawione silnym narkotykowym uzależnieniem.

Przy każdej racjonalnej odmowie papierosa przez pierwsze dni Nikotynowy Potwór na głodzie, krążący gdzieś pomiędzy tyłem głowy a brzuchem, przemawia donośnie: No, nie męcz się tak, zapal sobie!, Halooo! Nie zapomnij o mnie! Nakarm!

Tak, podjęłam wyzwanie i nie palę już miesiąc. To dla mnie wielki postęp, gdyż takiej przerwy nie miałam od kilkunastu lat. Ba! Odkąd zaczęłam palić papierosy, nigdy nie udało mi się przestać nawet na jeden dzień. Właściwie, to nawet nie próbowałam, bo sama myśl o rzucaniu sprawiała, że stawałam się nerwowa i paliłam jeszcze więcej.

Zaczęło się to w bardzo banalny sposób, a mianowicie przez miłość do starszego chłopaka w LO. Wyświechtane, ale prawdziwe. Na każdej przerwie on wychodził za murek a ja, głupia, by móc nasycić swoje oczy jego widokiem postanowiłam przyłączyć się do śmierdzącego towarzystwa i niepostrzeżenie stałam się nałogowym palaczem. Wstydzę się tego teraz strasznie. Oczywiście on nigdy nie był mój.

W mądrej literaturze wyczytać możemy, że przyczyny palenia papierosów zmieniały się na przestrzeni wieków. Aztekowie na przykład palili tytoń, by uzyskać stan spokoju, ale traktowali go również jako środek przeciwbólowy, lek na choroby nosa czy zawroty głowy. Pierwsze wzmianki o paleniu pochodzą z prastarych źródeł z około V wieku p.n.e. W Europie tytoń pojawił się za sprawą wypraw Krzysztofa Kolumba w XV wieku.

A co się dzieje w organizmie palacza? Otóż nikotyna wywołuje podobny proces uzależnienia psychofizycznego i farmakologicznego jak heroina i kokaina. Ostatnie badania potwierdzają, że łatwiej zwyciężyć uzależnienie od kokainy niż nikotyny. Działa ona podobnie jak amfetamina. Jak? już po siedmiu sekundach od zaciągnięcia się dymem tytoniowym, nikotyna powoduje pobudzenie komórek nerwowych i uwalnia noradrenaliny, serotoniny i dopaminy, a co za tym idzie wpływa na nasze samopoczucie podobnie jak alkohol. Nigdy mnie nie ruszały napisy na paczkach papierosów, palenie sprawiało mi przyjemność, lubiłam to bardzo, ale czy mój organizm, moje otoczenie, rodzina też? Chyba nie...

Na początek postanowiłam przestać się oszukiwać, że wszystko zależy tylko ode mnie i w każdej chwili mogę zrezygnować z palenia. Co rano kupowałam nową paczkę. Zdałam sobie sprawę, że jestem nałogowym palaczem. Powiedziałam to głośno i podjęłam walkę z nałogiem. Dużo osób mi mówiło, rzuć to! lecz te słowa nigdy do mnie nie docierały: teraz wiem, że robię to przede wszystkim dla samej siebie. Wewnętrzna motywacja jest zawsze silniejsza i skuteczniejsza niż presja z zewnątrz.

Są dwie szkoły rzucania palenia. Jedni twierdzą, że wolą stopniowo ograniczać ilość wypalanych papierosów, aż zejdą do zera. Inni natomiast z dnia na dzień przestają palić. Ostatnie badania dowiodły jednak, że ta druga metoda jest znacznie lepsza i skuteczniejsza. Dlaczego? Otóż w pierwszym przypadku mechanizmy nałogu są nadal utrwalane, przez co łatwiej później o powrót do palenia (osoby rzucające palenie pierwszą metodą częściej znów sięgają po papierosa).

Jak ja zaczęłam? Pewnego dnia, podczas wizyty w stajni, sąsiadeczka poszła kupić papierosy dla mnie, i przynosząc je powiedziała: To co, Marlen!? Ostatnia paczka?! Nie do końca jeszcze będąc pewną sukcesu, przytaknęłam. I tak się stało. Kolejnej nie kupiłam, lecz poszłam do apteki po pastylki z nikotyną by mieć chemiczne wsparcie w trudnych początkach. Przez pierwsze parę dni zmagałam się z objawami odstawienia: rozdrażnienie, niepokój, przygnębienie. Było to przejściowe i nie stanowiło zagrożenia dla mojego zdrowia ani życia - w przeciwieństwie do kontynuowania palenia! Zresztą: proszę się nie zniechęcać! Nie każdy palacz odczuwa to tak mocno! Często osoby rzucające palenie stają się poddenerwowane, a najgorsze momenty to pierwsze dni bez palenia tytoniu. Głównie daje się to we znaki rodzinie i najbliższym, wystawiając na próbę ich cierpliwość. Po 3 tygodniach organizm się oczyszcza, niepokój mija, myśl o zapaleniu papierosa staje się coraz bardziej niedorzeczna, a ich zapach odrzucający.

Moim sposobem na pierwsze tygodnie było (i nadal jest!)... jak najwięcej przyjemnych, dających poczucie sensu aktywności. Jak nosi mnie to idę na długi spacer, gimnastykuję się by krew mocniej płynęła przez mój organizm. W domu w wolnym czasie sprzątam czytam, staram się produktywnie spędzać czas.

Wiem, że podjęłam wyzwanie – walkę z nałogiem i kiedy tylko nad głową zaczynają krążyć depresyjne myśli, szybko je odpędzam szukając pozytywnych aspektów. Wiem, że mi się uda!

Szanowny Czytelniku - palaczu, pamiętaj, że nigdy nie jest za późno by przestać palić papierosy!

M a r l e n

źródło: info:strzeszyn

Weź udział w najbliższej terapii przeciwtytoniowej.

Komentarze

Popularne posty

Czy Jan Chrzciciel był wegetarianinem?

Zgodnie z twierdzeniem zawartym w Mt 3,4 oraz Mk 1,6 dieta Jana Chrzciciela składała się z „szarańczy i miodu leśnego” [gr. akrides , l.mn. słowa akris ]. Nie wiadomo, czy ewangeliści mieli na myśli, że Jan nie jadał niczego innego poza szarańczą i miodem leśnym, czy też, że stanowiły one główne składniki jego pożywienia. Możliwe jest również, że „szarańcza i miód leśny” uważane były za składniki wyróżniające dietę proroka, podobnie jak „odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany” sprawiały, że był uważany za następcę starożytnych proroków. Jan mógł też ograniczać się do spożywania „szarańczy i miodu leśnego” tylko wtedy, gdy inne produkty spożywcze nie były łatwo dostępne. „Szarańcza i miód leśny” mogły w końcu stanowić jedynie przykłady różnorodnych produktów spożywczych dostępnych w naturze, a nazwy te należy traktować jako stosowany w krajach Orientu obrazowy sposób na podkreślenie jego samotniczego, pełnego wstrzemięźliwości życia, które wiódł z dala od ludzi. Z uwagi na fak...

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Człowiek i zdrowie

Posłuchajcie bajki... Bajka Ignacego Krasickiego „Człowiek i zdrowie” jest smutną uwagą nad bezmyślnością, z jaką ludzie traktują swoje ciała. W utworze przedstawione zostają dwie postacie – człowiek, który oczywiście oznacza wszystkich ludzi i zantropomorfizowane zdrowie. Bohaterowie idą razem jakąś nieokreśloną drogą – drogą tą jest oczywiście życie. Na początku człowieka rozpiera energia, chce biec i denerwuje się, że zdrowie nie ma ochoty podążać za nim. Nie spiesz się, bo ustaniesz – ostrzega zdrowie, ale człowiek nie ma ochoty go słuchać. Wreszcie człowiek się męczy i zwalnia – przez pewien czas idą ze zdrowiem obok siebie. Po pewnym czasie to zdrowie zaczyna wysuwać się na prowadzenie, jego towarzysz zaś nie może nadążyć. Iść nie mogę, prowadź mnie – prosi zdrowie, to zaś odpowiada, że trzeba było słuchać jego wcześniejszych ostrzeżeń i znika, zostawiając człowieka samego. W ten sposób przedstawione zostają trzy etapy życia. Najpierw, w młodości, człowiek nie dba o swoje ...

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...

O rybach dobrych i złych

Nie, to nie będzie bajka o posłusznych i niegrzecznych rybkach, choć z pewnością nie jeden z nas chciałby oderwać się od codziennej rzeczywistości, powspominać okres dzieciństwa i poczuć, przynajmniej na chwilę, błogą beztroskę. Czy ktoś dziś słyszał o rybach dobrych i złych? Prędzej możemy się dowiedzieć o rybach świeżych lub zepsutych; o tym, że cuchnące odświeżają, zmieniają datę przydatności do spożycia i sprzedają prawie jako wczoraj złowione. Ale o dobrych i złych ktoś słyszał? Rzadko, a szkoda, bo dobre mogą przynieść z sobą dobro, a złe...