Dlaczego chrześcijanie chorują i przedwcześnie umierają z powodu różnych dolegliwości, i to pomimo modlitw wielu ludzi i wysiłków lekarzy, a niewierzący często wracają do zdrowia — bez modlitwy, bez udziału medycyny, nawet bez miejsca dla Boga w ich życiu? Nowa książka George’a Malkmusa, autora słynnej Diety Alleluja, jest próbą odpowiedzi na to bardzo ważne pytanie.
Joe, przyjaciel Malkmusa, był oddanym Bogu chrześcijaninem, łagodnym, wrażliwym, skorym do pomocy. I zaangażowanym w ewangelizację. Uważał, tak jak wtedy sam Malkmus, że ponad 90 proc. chorób wśród chrześcijan jest spowodowanych grzechem. I nagle Joe trafił do szpitala z zawałem serca. Malkmusowi od razu przyszło do głowy: Czy ten zawał nie nastąpił z powodu grzechu? Może Joe przestał podobać się Bogu?
Podobny los spotkał innego chrześcijańskiego lidera — człowieka obdarzonego szacunkiem wspólnoty, ewangelistę i opiekuna młodzieży, niesłychanie zaangażowanego w pracę dla Boga. Doznał udaru mózgu i częściowego paraliżu. Mimo modlitw chrześcijan na całym świecie nie wrócił do zdrowia, a po kilku kolejnych udarach zmarł. Czy ta śmierć była Bożym wyrokiem?
Krótko po tym zawał serca dotknął innego oddanego sprawom misji człowieka — wydawcę dobrego pisma chrześcijańskiego, zawsze broniącego fundamentalnych prawd wiary. Modlono się w różnych krajach o jego zdrowie, ale jego stan się pogarszał, aż w końcu zmarł. Czy śmierć kogoś, kogo Bóg tak często używał, była wolą Bożą?
W tym samym czasie inny oddany przywódca chrześcijański, założyciel jednego z najsłynniejszych uniwersytetów chrześcijańskich w Ameryce, doznał demencji. Nie był w stanie samodzielnie funkcjonować i wykonywać swej posługi. Czy ta dolegliwość była karą Bożą?
Przygnębienie i niepokój Malkmusa sięgnęły zenitu na konferencji duchownych w 1974 roku. Poznał tam misjonarza, który opiekował się licząca 15 tys. członków wspólnotą chrześcijańską na Filipinach, jednak musiał zrezygnować z pracy z powodu nowotworu. Lekarze dawali mu kilka miesięcy życia. O jego powrót na pole misyjne i tak cenną pracę dla Pana modliło się w sumie 100 tys. chrześcijan. Mimo to misjonarz zmarł. „Czy jego śmierć była skutkiem grzechu? A jeśli nie, to dlaczego Bóg nie odpowiedział na modlitwy dziesiątek tysięcy chrześcijan proszących o jego uzdrowienie? Czy jego śmierć była wolą Bożą?" — pyta Malkmus w swej nowej książce pt. "Dlaczego chrześcijanie chorują?". I dodaje: „Jako duszpasterz czułem, że powinienem znać odpowiedzi — ale ich nie znałem”. Do czasu, aż sam zachorował. Diagnoza: rak jelita grubego. To wystarczyło, by zaczął intensywnie szukać odpowiedzi i rozwiązania. Miał 42 lata i wiedział, że choroba nie jest wynikiem grzechu: „Nie wyobrażałem sobie, że można być bardziej szczerym i oddanym Bogu i Jego dziełu niż ja”.
Dziś Malkmus mówi: czas najwyższy, byśmy przestali przypisywać Bogu nasze kłopoty ze zdrowiem, bo większość z nich wynika z pogwałcenia Bożych praw naturalnych. Chrześcijanie są świadomi Bożych praw moralnych, lecz czy mogą to samo powiedzieć o prawach fizyki i chemii? Nie, dla chrześcijan jest to dziedzina prawie nieznana, bo — pisze Malkmus — chrześcijaństwo poświęciło całą swą uwagę duchowemu aspektowi życia człowieka, ignorując jego wymiar fizyczny. A przecież Biblia ma w tym względzie tak dużo do powiedzenia.
Zatem dlaczego chrześcijanie chorują tak samo jak niechrześcijanie, a chrześcijanie głębokiej wiary chorują na równi z chrześcijanami płytkiej wiary? Bo wspólne są dla nich wszystkich taka sama dieta i tryb życia. Bo „naród mój ginie z powodu braku nauki”1. A przecież wiedza jest potęgą, jak podkreśla Malkmus, cytując słowa Chrystusa: „Wiedząc to, będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować”2. Szkoda, że tak rzadko wiążemy swe fizyczne samopoczucie z tym, co zjedliśmy lub wypiliśmy. Gdybyśmy czytali etykiety, bylibyśmy zdumieni tym, co znajduje się w naszym menu.
Większość chrześcijan przejmuje nawyki żywieniowe po rodzicach. Matka Malkmusa zmarła na raka jelita grubego. Gdy ten sam nowotwór rozwinął się u niego, można było za wieloma medycznymi autorytetami powiedzieć, że odziedziczył po matce wrodzoną wadę. Malkmus proponuje inne spojrzenie: „A może to raczej sposób odżywiania mamy i mój oraz podobieństwa w naszym menu i trybie życia zrodziły podobne problemy zdrowotne?”. Poczynając od 42. roku życia ojciec Malkmusa doznawał licznych zawałów i udarów, aż w końcu któryś go zabił. W tym samym wieku Malkmus usłyszał od lekarza, że lada chwila może się spodziewać udaru lub zawału. „Czy to oznaczało, że odziedziczyłem po tacie słabe serce i układ krążenia? A może raczej ojciec i ja odżywialiśmy się podobnie?”.
Malkmus odbył podróż po wiedzę, zmienił jadłospis i tryb życia, zaczął energicznie ćwiczyć. Dziś dobiega osiemdziesiątki w rewelacyjnej formie.
Dziedziczenie złych nawyków żywieniowych to jedna strona medalu. Malkmus pisze też o tej drugiej — „nowych obyczajach”. Chodzi o zmiany, jakie nastąpiły w ciągu kilku minionych dekad w sposobach hodowania, przetwarzania, przygotowywania i spożywania. I przytacza potworne statystyki ze swojego podwórka. Na żywność spożywaną przez Amerykanów sypie się i rozpyla ponad 450 milionów kilogramów pestycydów. Nowoczesne trucizny są wchłaniane przez rośliny, a więc nie można ich w żaden sposób z nich usunąć. Zjadamy też stosowane na szeroką skalę herbicydy i środki grzybobójcze. Karmione „chemicznymi” paszami zwierzęta kumulują w swych komórkach toksyny, gdzie osiągają stężenie kilkaset razy większe niż w roślinach. Co roku spożywamy trzy kilogramy dodatków chemicznych: konserwantów, polepszaczy, barwników, aromatów, stabilizatorów itd. Przemysł spożywczy stosuje obecnie kilka tysięcy tych toksycznych substancji. Modyfikacje genetyczne są bombą zegarową ludzkości. Woda jest zanieczyszczona chemikaliami używanymi w rolnictwie, chlorem i często fluorem — trucizną, której używa się w trutkach na karaluchy i szczury (fluorek sodu). Nasza dieta obfituje w uwodornione oleje i tłuszcze zwierzęce, „chemiczne” półprodukty i fast foody. A gdy chorujemy z powodu reakcji na chemikalia obecne w wodzie i żywności, zażywamy dodatkową porcję chemikaliów w postaci środków farmakologicznych mających uleczyć chorobę. „Jakież to żałosne — ocenia Malkmus. — A mamy się za takich mądrych!”.
W swej książce Malkmus przytacza wypowiedź dr. Williama A. Lane’a, uznawanego za autorytet w kwestiach medycznych i najwybitniejszego angielskiego specjalistę w zakresie chirurgii jamy brzusznej. To, co powiedział kolegom ze Szpitala Hopkinsa, może służyć za kwintesencję całego przesłania Malkmusa i jego stowarzyszenia edukacyjnego Hallelujah Acres: „Panowie, ja nigdy nie umrę na raka! Podejmuję kroki, aby do tego nie dopuścić. Raka wywołują trucizny, które powstają w naszym ciele wskutek spożywanej żywności. Jeśli chcemy uniknąć raka, powinniśmy jeść surowe owoce i warzywa. Po pierwsze po to, aby lepiej się odżywiać, po drugie po to, aby łatwiej pozbywać się odpadów. Poświęcamy czas badaniu zarazków, podczas gdy powinniśmy badać zagadnienie diety i oczyszczania się z toksyn. Świat podąża w niewłaściwym kierunku. Odpowiedź tkwi cały czas w nas samych”.
Oprócz toksycznych produktów spożywczych, wśród których wymienione zostały też m.in. sól, cukier, alkohol, tytoń i napoje kofeinowe, Malkmus poświęca osobny rozdział aktywności fizycznej. Podkreśla, że kto regularnie ćwiczy, ale kiepsko się odżywia, ma zazwyczaj mniej problemów zdrowotnych niż ten, kto ma prawidłową dietę, ale mało się rusza. Bez ruchu tkanki tracą elastyczność, limfa nie może dobrze krążyć, by oczyszczać i odżywiać komórki, mięśnie ulegają atrofii, zatykają się tętnice, obniża się pamięć i sprawność umysłowa.
Jeszcze jednemu czynnikowi Malkmus poświęca odrębne miejsce: stresowi i emocjom. Problemy emocjonalne są swego rodzaju chorobą. W Liście do Filipian mowa jest o pokoju i skupianiu myśli na pozytywnych rzeczach3, a w wielu innych miejscach Biblii — o szczęściu jako ważnym czynniku zdrowia4. Malkmus pyta: dlaczego niewielu chrześcijan wiedzie życie w radości i poczuciu szczęścia? I odpowiada: bo więcej w naszym życiu negatywnych emocji niż pozytywnych. Z jednej strony kiepski jadłospis i brak ruchu rodzi negatywne myślenie, podobnie jak różne dolegliwości fizyczne, ale z drugiej karmimy się sami negatywnymi wzorcami. Jak myśleć o tym, „co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie”5, skoro tyle czasu poświęcamy na oglądanie programów, w których roi się od przemocy, zabójstw, gwałtów, narkotyków, wojen, oszustw, rozwodów, zdrad itd.? Skoro słuchamy piosenek promujących to, co negatywne: rozwiązłość, niewierność, alkohol, narkotyki... A przecież „radość serca wychodzi na zdrowie, duch przygnębiony wysusza kości”6.
Za mało też jest według Malkmusa w Kościołach pozytywnego przesłania, a niektórzy kaznodzieje za mocno skupiają się na „głoszeniu przeciw”. A ewangelia do dobra nowina! To od początku do końca pozytywny przekaz: Bóg nas kocha, Jezus umarł za nas, płacąc za nasze grzechy, wybacza nam i zbawia nas, Duch Święty chce pomagać nam w codziennym życiu i dawać nam siłę, Chrystus po nas wróci i śmierci już nie będzie! „Chrześcijanie powinni więc być najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. Osobiście znają Stwórcę. Wiedzą, skąd przyszli. Wiedzą, dlaczego są na ziemi. Wiedzą, dokąd pójdą, kiedy skończy się to życie!” — podsumowuje.
Książkę, którą Malkmus kończy ogólnym opisem Bożych zasad zdrowia, czyta się wyśmienicie. Nie jest gruba, przeładowana treścią, moralizatorska w swym tonie, a jednocześnie daje wiele cennych wskazówek. Ostatni rozdział zawiera dwa poruszające listy chrześcijan, którzy stracili bliskich i borykają się z pytaniem: dlaczego Bóg nie pomógł?
Jedynym mankamentem mogą być niektóre przypisy tłumacza niepotrzebnie tonujące radykalne biblijne poselstwo Malkmusa — tłumaczące na przykład, że umiarkowane spożycie alkoholu nie jest szkodliwe dla zdrowia (niesłuszna teologicznie jest też argumentacja nawiązująca do przemiany wody w wino i spożywania przez Jezusa wina alkoholowego). Ten drobiazg jednak w niczym nie umniejsza wagi książki, która zresztą jest przeznaczona nie tylko dla chrześcijan.
Katarzyna Lewkowicz-Siejka
Przypisy:
1. Oz 4,6
2. J 13,17
3. Flp 4,7
4. Ps 128,1-2; 144,15; Prz 16,20; J 10,10
5. Flp 4,8
6. Prz 17,22
źródło: miesięcznik Znaki Czasu nr 11/2012.
http://sklep.znakiczasu.pl/czasopisma/694-znaki-czasu-listopad-2012.html
Joe, przyjaciel Malkmusa, był oddanym Bogu chrześcijaninem, łagodnym, wrażliwym, skorym do pomocy. I zaangażowanym w ewangelizację. Uważał, tak jak wtedy sam Malkmus, że ponad 90 proc. chorób wśród chrześcijan jest spowodowanych grzechem. I nagle Joe trafił do szpitala z zawałem serca. Malkmusowi od razu przyszło do głowy: Czy ten zawał nie nastąpił z powodu grzechu? Może Joe przestał podobać się Bogu?
Podobny los spotkał innego chrześcijańskiego lidera — człowieka obdarzonego szacunkiem wspólnoty, ewangelistę i opiekuna młodzieży, niesłychanie zaangażowanego w pracę dla Boga. Doznał udaru mózgu i częściowego paraliżu. Mimo modlitw chrześcijan na całym świecie nie wrócił do zdrowia, a po kilku kolejnych udarach zmarł. Czy ta śmierć była Bożym wyrokiem?
Krótko po tym zawał serca dotknął innego oddanego sprawom misji człowieka — wydawcę dobrego pisma chrześcijańskiego, zawsze broniącego fundamentalnych prawd wiary. Modlono się w różnych krajach o jego zdrowie, ale jego stan się pogarszał, aż w końcu zmarł. Czy śmierć kogoś, kogo Bóg tak często używał, była wolą Bożą?
W tym samym czasie inny oddany przywódca chrześcijański, założyciel jednego z najsłynniejszych uniwersytetów chrześcijańskich w Ameryce, doznał demencji. Nie był w stanie samodzielnie funkcjonować i wykonywać swej posługi. Czy ta dolegliwość była karą Bożą?
Przygnębienie i niepokój Malkmusa sięgnęły zenitu na konferencji duchownych w 1974 roku. Poznał tam misjonarza, który opiekował się licząca 15 tys. członków wspólnotą chrześcijańską na Filipinach, jednak musiał zrezygnować z pracy z powodu nowotworu. Lekarze dawali mu kilka miesięcy życia. O jego powrót na pole misyjne i tak cenną pracę dla Pana modliło się w sumie 100 tys. chrześcijan. Mimo to misjonarz zmarł. „Czy jego śmierć była skutkiem grzechu? A jeśli nie, to dlaczego Bóg nie odpowiedział na modlitwy dziesiątek tysięcy chrześcijan proszących o jego uzdrowienie? Czy jego śmierć była wolą Bożą?" — pyta Malkmus w swej nowej książce pt. "Dlaczego chrześcijanie chorują?". I dodaje: „Jako duszpasterz czułem, że powinienem znać odpowiedzi — ale ich nie znałem”. Do czasu, aż sam zachorował. Diagnoza: rak jelita grubego. To wystarczyło, by zaczął intensywnie szukać odpowiedzi i rozwiązania. Miał 42 lata i wiedział, że choroba nie jest wynikiem grzechu: „Nie wyobrażałem sobie, że można być bardziej szczerym i oddanym Bogu i Jego dziełu niż ja”.
Dziś Malkmus mówi: czas najwyższy, byśmy przestali przypisywać Bogu nasze kłopoty ze zdrowiem, bo większość z nich wynika z pogwałcenia Bożych praw naturalnych. Chrześcijanie są świadomi Bożych praw moralnych, lecz czy mogą to samo powiedzieć o prawach fizyki i chemii? Nie, dla chrześcijan jest to dziedzina prawie nieznana, bo — pisze Malkmus — chrześcijaństwo poświęciło całą swą uwagę duchowemu aspektowi życia człowieka, ignorując jego wymiar fizyczny. A przecież Biblia ma w tym względzie tak dużo do powiedzenia.
Zatem dlaczego chrześcijanie chorują tak samo jak niechrześcijanie, a chrześcijanie głębokiej wiary chorują na równi z chrześcijanami płytkiej wiary? Bo wspólne są dla nich wszystkich taka sama dieta i tryb życia. Bo „naród mój ginie z powodu braku nauki”1. A przecież wiedza jest potęgą, jak podkreśla Malkmus, cytując słowa Chrystusa: „Wiedząc to, będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować”2. Szkoda, że tak rzadko wiążemy swe fizyczne samopoczucie z tym, co zjedliśmy lub wypiliśmy. Gdybyśmy czytali etykiety, bylibyśmy zdumieni tym, co znajduje się w naszym menu.
Większość chrześcijan przejmuje nawyki żywieniowe po rodzicach. Matka Malkmusa zmarła na raka jelita grubego. Gdy ten sam nowotwór rozwinął się u niego, można było za wieloma medycznymi autorytetami powiedzieć, że odziedziczył po matce wrodzoną wadę. Malkmus proponuje inne spojrzenie: „A może to raczej sposób odżywiania mamy i mój oraz podobieństwa w naszym menu i trybie życia zrodziły podobne problemy zdrowotne?”. Poczynając od 42. roku życia ojciec Malkmusa doznawał licznych zawałów i udarów, aż w końcu któryś go zabił. W tym samym wieku Malkmus usłyszał od lekarza, że lada chwila może się spodziewać udaru lub zawału. „Czy to oznaczało, że odziedziczyłem po tacie słabe serce i układ krążenia? A może raczej ojciec i ja odżywialiśmy się podobnie?”.
Malkmus odbył podróż po wiedzę, zmienił jadłospis i tryb życia, zaczął energicznie ćwiczyć. Dziś dobiega osiemdziesiątki w rewelacyjnej formie.
Dziedziczenie złych nawyków żywieniowych to jedna strona medalu. Malkmus pisze też o tej drugiej — „nowych obyczajach”. Chodzi o zmiany, jakie nastąpiły w ciągu kilku minionych dekad w sposobach hodowania, przetwarzania, przygotowywania i spożywania. I przytacza potworne statystyki ze swojego podwórka. Na żywność spożywaną przez Amerykanów sypie się i rozpyla ponad 450 milionów kilogramów pestycydów. Nowoczesne trucizny są wchłaniane przez rośliny, a więc nie można ich w żaden sposób z nich usunąć. Zjadamy też stosowane na szeroką skalę herbicydy i środki grzybobójcze. Karmione „chemicznymi” paszami zwierzęta kumulują w swych komórkach toksyny, gdzie osiągają stężenie kilkaset razy większe niż w roślinach. Co roku spożywamy trzy kilogramy dodatków chemicznych: konserwantów, polepszaczy, barwników, aromatów, stabilizatorów itd. Przemysł spożywczy stosuje obecnie kilka tysięcy tych toksycznych substancji. Modyfikacje genetyczne są bombą zegarową ludzkości. Woda jest zanieczyszczona chemikaliami używanymi w rolnictwie, chlorem i często fluorem — trucizną, której używa się w trutkach na karaluchy i szczury (fluorek sodu). Nasza dieta obfituje w uwodornione oleje i tłuszcze zwierzęce, „chemiczne” półprodukty i fast foody. A gdy chorujemy z powodu reakcji na chemikalia obecne w wodzie i żywności, zażywamy dodatkową porcję chemikaliów w postaci środków farmakologicznych mających uleczyć chorobę. „Jakież to żałosne — ocenia Malkmus. — A mamy się za takich mądrych!”.
W swej książce Malkmus przytacza wypowiedź dr. Williama A. Lane’a, uznawanego za autorytet w kwestiach medycznych i najwybitniejszego angielskiego specjalistę w zakresie chirurgii jamy brzusznej. To, co powiedział kolegom ze Szpitala Hopkinsa, może służyć za kwintesencję całego przesłania Malkmusa i jego stowarzyszenia edukacyjnego Hallelujah Acres: „Panowie, ja nigdy nie umrę na raka! Podejmuję kroki, aby do tego nie dopuścić. Raka wywołują trucizny, które powstają w naszym ciele wskutek spożywanej żywności. Jeśli chcemy uniknąć raka, powinniśmy jeść surowe owoce i warzywa. Po pierwsze po to, aby lepiej się odżywiać, po drugie po to, aby łatwiej pozbywać się odpadów. Poświęcamy czas badaniu zarazków, podczas gdy powinniśmy badać zagadnienie diety i oczyszczania się z toksyn. Świat podąża w niewłaściwym kierunku. Odpowiedź tkwi cały czas w nas samych”.
Oprócz toksycznych produktów spożywczych, wśród których wymienione zostały też m.in. sól, cukier, alkohol, tytoń i napoje kofeinowe, Malkmus poświęca osobny rozdział aktywności fizycznej. Podkreśla, że kto regularnie ćwiczy, ale kiepsko się odżywia, ma zazwyczaj mniej problemów zdrowotnych niż ten, kto ma prawidłową dietę, ale mało się rusza. Bez ruchu tkanki tracą elastyczność, limfa nie może dobrze krążyć, by oczyszczać i odżywiać komórki, mięśnie ulegają atrofii, zatykają się tętnice, obniża się pamięć i sprawność umysłowa.
Jeszcze jednemu czynnikowi Malkmus poświęca odrębne miejsce: stresowi i emocjom. Problemy emocjonalne są swego rodzaju chorobą. W Liście do Filipian mowa jest o pokoju i skupianiu myśli na pozytywnych rzeczach3, a w wielu innych miejscach Biblii — o szczęściu jako ważnym czynniku zdrowia4. Malkmus pyta: dlaczego niewielu chrześcijan wiedzie życie w radości i poczuciu szczęścia? I odpowiada: bo więcej w naszym życiu negatywnych emocji niż pozytywnych. Z jednej strony kiepski jadłospis i brak ruchu rodzi negatywne myślenie, podobnie jak różne dolegliwości fizyczne, ale z drugiej karmimy się sami negatywnymi wzorcami. Jak myśleć o tym, „co godne, co sprawiedliwe, co czyste, co miłe, co zasługuje na uznanie”5, skoro tyle czasu poświęcamy na oglądanie programów, w których roi się od przemocy, zabójstw, gwałtów, narkotyków, wojen, oszustw, rozwodów, zdrad itd.? Skoro słuchamy piosenek promujących to, co negatywne: rozwiązłość, niewierność, alkohol, narkotyki... A przecież „radość serca wychodzi na zdrowie, duch przygnębiony wysusza kości”6.
Za mało też jest według Malkmusa w Kościołach pozytywnego przesłania, a niektórzy kaznodzieje za mocno skupiają się na „głoszeniu przeciw”. A ewangelia do dobra nowina! To od początku do końca pozytywny przekaz: Bóg nas kocha, Jezus umarł za nas, płacąc za nasze grzechy, wybacza nam i zbawia nas, Duch Święty chce pomagać nam w codziennym życiu i dawać nam siłę, Chrystus po nas wróci i śmierci już nie będzie! „Chrześcijanie powinni więc być najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. Osobiście znają Stwórcę. Wiedzą, skąd przyszli. Wiedzą, dlaczego są na ziemi. Wiedzą, dokąd pójdą, kiedy skończy się to życie!” — podsumowuje.
Książkę, którą Malkmus kończy ogólnym opisem Bożych zasad zdrowia, czyta się wyśmienicie. Nie jest gruba, przeładowana treścią, moralizatorska w swym tonie, a jednocześnie daje wiele cennych wskazówek. Ostatni rozdział zawiera dwa poruszające listy chrześcijan, którzy stracili bliskich i borykają się z pytaniem: dlaczego Bóg nie pomógł?
Jedynym mankamentem mogą być niektóre przypisy tłumacza niepotrzebnie tonujące radykalne biblijne poselstwo Malkmusa — tłumaczące na przykład, że umiarkowane spożycie alkoholu nie jest szkodliwe dla zdrowia (niesłuszna teologicznie jest też argumentacja nawiązująca do przemiany wody w wino i spożywania przez Jezusa wina alkoholowego). Ten drobiazg jednak w niczym nie umniejsza wagi książki, która zresztą jest przeznaczona nie tylko dla chrześcijan.
Katarzyna Lewkowicz-Siejka
Przypisy:
1. Oz 4,6
2. J 13,17
3. Flp 4,7
4. Ps 128,1-2; 144,15; Prz 16,20; J 10,10
5. Flp 4,8
6. Prz 17,22
źródło: miesięcznik Znaki Czasu nr 11/2012.
http://sklep.znakiczasu.pl/czasopisma/694-znaki-czasu-listopad-2012.html
Dlaczego chrześcijanie chorują?To dobre pytanie.Zastanówmy się kim JEST BÓG/.Czego od niego oczekujemy i dlaczego jego oskarżamy/Wszystko otrzymaliśmy i jesteśmy zbudowani na wzór i podobieństwo.Bóg jest bez lęku,bez nienawiści.Jest miłością!Odrzućmy wszystko to co nazywamy złością,zazdrością,mściwością,nienawiścią,oczernianiem,przeklinaniem itd.Emocje są nasze.Wczujmy się w siebie .Wejdżmy do swego wnętrza ,posłuchajmy siebie.Nie zatrzymujmy w sobie tych negatywnych wzorców ,odpuśćmy.Jak odpuścimy,będzie nam odpuszczone.A teraz zastanówmy się ile to razy wpuszczaliśmy w siebie zło i skrywaliśmy w sercu.Nosiliśmy te zadry latami ,a następnie dziwiliśmy się skąd się wzięła choroba.Najczęściej obwinialiśmy kogoś-bo on,bo ona ,to ten,to ta.Cokolwiek powiedzieliśmy złego o kimś ,wróciło do nas zwielokrotnione,ale po latach.Teraz to trwa krócej i krócej ,wręcz wraca natychmiast.OCZYSZCZAJMY się z tego co latami zbieraliśmy.To trochę potrwa.
OdpowiedzUsuńW naturze jest wiele form alkoholowych.. np. zakwas jest niepełną formą alkoholową niezbędną do wypieku zdrowego chleba.Bez tej fermentacji chleb staje się toksyczny ze względu na anty odżywcze fityny,które rujnują wątrobę i poprzez które nie wchłaniają się prawidłowo związki mineralne.W naszych organizmach zachodzi fermentacja bakteryjna,która powoduje dobre samopoczucie i ochrone jelit,jak i zdrowie,to jest naturalny proceder.Ten kto neguje naturalne procesy w naturze ,neguje dawce jego praw. Kto myśli zarówno,że fermentacja alkoholowa nam jest nie potrzebana do prawidłowego funkcjonowaniai jest w błędzie i dąży dzięki temu myśleniu i propagowanej niewiedzy do śmierci immuologicznej ludzkiej egzystencji.
OdpowiedzUsuń