Przejdź do głównej zawartości

Za kurtyną świata

Nie czujemy się dziś pewnie w kwestii swojego zdrowia, a w przyszłości – samostanowienia o sobie. Czy będziemy mieć wpływ na własne życie, a jeśli tak, to w jakim wymiarze? Czy narastający kryzys da się opanować? 

Ostatnimi czasy dużo rozmyślam nad osobliwością czasów, w jakich przyszło nam żyć. Jak wszyscy obserwuję, co dzieje się w świecie. Ma to odzwierciedlenie we wszystkich mediach, także na portalach społecznościowych – Facebooku i Messengerze. Z ciekawością przypatruję się temu zjawisku, jak niemalże każdy w obecnej sytuacji musiał zająć stanowisko wobec relacji obywatel–władza czy granic wolności człowieka w obliczu niepewnej teraźniejszości i nadchodzącej przyszłości. Dziś chyba nikt nie czuje się pewnie w kwestiach swojego zdrowia, a w przyszłości samostanowienia o sobie. Pytamy: Dokąd ma sięgać władza religijna, państwowa czy ogólnoświatowa? Czy w tej globalnej wiosce ja, jako jednostka, będę mieć wpływ na własne życie, a jeśli tak, to w jakim wymiarze? Śledzę te treści i myślę, że jesteśmy świadkami szybko narastającego kryzysu ludzkości, kryzysu, którego – wbrew oczekiwaniom – nie będzie się dało odwrócić ani opanować.

Wydaje się, że ludzkość tak naprawdę nie ma rozwiązań dla gwałtownie pogłębiających się problemów społecznych, ekonomicznych, politycznych, ekologicznych czy moralnych. Docieramy do punktu, z którego – jak sądzę – nie ma wyjścia. Jak do tej pory wszelkie wspaniałe osiągnięcia technologiczne nie wstrzymały wojen, głodu i niedożywienia, zbrodni, wyzysku, skażenia środowiska, narkomanii i chorób. Czy może już być tylko coraz gorzej? Pomimo składanych wokół deklaracji mam przekonanie, że utrzymanie globalnego pokoju i bezpieczeństwa oraz rozwiązanie rozmaitych problemów międzynarodowych jest niemożliwe. Nie ulegam złudzeniu, że uda się powstrzymać ludzkość od zsuwania się po równi pochyłej oraz zapewnić istotnie lepszy świat, w którym będziemy czuć się wszyscy szczęśliwi i bezpieczni. Rzeczywistość, w której przyszło na żyć, została przez kogoś przyrównana do słonia wiszącego nad przepaścią na linie ze stokrotki. Współgra to ze słowami premiera Morawieckiego, który powiedział: „Na naszych oczach wykuwa się nowy porządek świata, świata po koronawirusie”, cokolwiek pod tym hasłem się kryje.

Taki obraz dzisiejszości wpisuje się doskonale w scenerię znaków końca świata opisanych w Piśmie Świętym – znaków zwiastujących powtórne przyjście Jezusa Chrystusa. I muszę tu coś wtrącić. Każdy człowiek w tym obszarze posiada wolną wolę i z racji tego może Boga oraz Jego działanie we wszechświecie akceptować, ale może też Boga usunąć ze swojego życia. Można wierzyć lub nie. Mam przeświadczenie, że Boga jednak nie da się na zawsze odsunąć od siebie. Wierzę w słowa Biblii, że każdy, bez wyjątku, doświadczy kiedyś w swoim życiu spotkania z Nim. W takim razie, czy nieciekawa panorama nadchodzących wydarzeń pozbawiać ma nas radosnej pewności zbawienia, jakiej posiadanie jest przywilejem chrześcijan? Uchowaj, Boże! To raczej ma uchronić nas od fałszywego poczucia pewności i trwania w ułudzie, jeśli nasze relacje z Najwyższym nie są właściwe.

Obecnie mnóstwo osób ma trudności z zaufaniem Bogu. To przykre doświadczenie wywołane jest różnymi okolicznościami. Dodatkowo destabilizują ich lęk przed zachorowaniem na COVID-19 i zawiłości związane z pandemią. Ludzie próbują szukać wyjaśnień – szukać prawdy. Niestety szeroki dostęp do wiadomości przyczynia się paradoksalnie częstokroć do dezinformacji – duży odsetek nie znajduje zadowalających odpowiedzi na stawiane pytania, podczas gdy właściwe i rzetelne odpowiedzi mają decydujący wpływ na nasze zrozumienie życia, nasz wewnętrzny spokój, nasze emocjonalne zdrowie i nasz stosunek do innych ludzi.

Miałam dwadzieścia lat. W tym czasie koleżanki zaczytywały się w romansach, a ja połykałam z wielokolorowym długopisem w jednej dłoni i linijką w drugiej każdą stronę liczącej prawie 500 stron książki. To było moje trzecie podejście do Wielkiego boju Ellen G. White. Przeczytałam ją w tydzień. Wywarła na mnie ogromne wrażenie. Wielki bój to poruszający opis wydarzeń, które ukształtowały religijno-polityczny obraz współczesnego świata. Przedstawia dzieje chrześcijaństwa, jednak nie tyle z naukowego punktu widzenia, ile raczej z pozycji filozofii historii. Odsłania kulisy konfliktu, w którym wszyscy uczestniczymy – pomiędzy dobrem a złem, ale też porusza kwestie przybliżania się wydarzeń mających wkrótce nadejść, a które opisane są w Księdze Daniela i Księdze Apokalipsy. Ten bestseller przetłumaczony na 150 języków świata budzi kontrowersje, ale też zadziwia i zmusza do głębszych refleksji. Polecam tę książkę, gdyż światło zawarte w niej jest szczególnie potrzebne właśnie dzisiaj. Wielu dzięki temu przekazowi rozprawi się z niektórymi swoimi dotychczasowymi błędnymi poglądami i ukształtuje nowy światopogląd, uznawszy książkę za bezcenną. Znajdzie w niej odpowiedzi na nurtujące pytania, uwalniając się od szeregu negatywnych myśli i ogarniającego lęku. Jestem przekonana, że kto przeczyta ją z uwagą w całości, przyzna od razu, a może z czasem, że został uchroniony przed wierzeniem w liczne błędy, które wciąż się mnożą, a jednocześnie nie został sprowadzony na manowce. O książce Wielki bój napisano, że jest cenniejsza niż srebro i złoto. 

Obserwując nie tylko moich znajomych i przyjaciół, i widząc ich zagubienie oraz narastającą niepewność w dobie epidemii, mniemam, że ponadczasowa wiedza płynąca z kart tej książki wniosłaby w ich życie promyki nadziei, zaufania i pewność co do przyszłości. Jeśli jeszcze się w niej nie zatopiłeś, jeśli jeszcze nie przeczytałeś tej wyjątkowej pozycji, to zachęcam, abyś to uczynił niebawem. W Polsce sprzedano jej ponad milion egzemplarzy i być może jest w twoim domu, i czeka dokładnie na ten moment. Jeśli nie, nie zwlekaj i zakup ją, pożycz, albo wejdź na stronę wielkiboj.pl, gdzie będziesz mógł pobrać za darmo EBOOK oraz AUDIOBOOK.

Prawda czasami szokuje i tego pewnie doświadczą czytelnicy Wielkiego boju, ale czy życie bez znajomości prawdy ma jakikolwiek sens? W książce zamieszczono mało znane zdarzenia z mrocznej historii Europy, ale trudno zrozumieć teraźniejszość, nie znając przeszłości, a tym bardziej trudno przygotować się na przyszłe wydarzenia, nie rozumiejąc teraźniejszości. Książka, choć pisana ponad sto lat temu, w niezwykle ciekawy sposób porządkuje wiedzę historyczną i pozwala połączyć ją z dziejącymi się na naszych oczach wydarzeniami. Będąc ostrzeżonym przed nadchodzącymi zagrożeniami i niebezpieczeństwami – mając pojęcie o tym, co dzieje się za kurtyną świata – doceni się jej wartość jeszcze bardziej. Niektórzy przekonają się do jej wiarygodności dopiero wówczas, gdy zauważą, że opisane w książce wydarzenia faktycznie się dzieją.

Wielki bój to wnikliwa i mocna lektura – na ten dzień lektura obowiązkowa – dla wszystkich zainteresowanych przyszłością naszej planety i konstruowaniem nowego porządku, ale i swoim własnym losem. Wprowadzi w życie poznanie i przeświadczenie o Bogu, który zna przyszłość i nad nią panuje. Co ważniejsze, tym, którzy Jemu i Jego Słowu zawierzą, przyniesie również pokój serca. I tego szczerze życzę.

Agata Radosh

Artykuł ukazał się w czasopiśmie Znaki Czasu 12/2020

Komentarze

Popularne posty

Czy Jan Chrzciciel był wegetarianinem?

Zgodnie z twierdzeniem zawartym w Mt 3,4 oraz Mk 1,6 dieta Jana Chrzciciela składała się z „szarańczy i miodu leśnego” [gr. akrides , l.mn. słowa akris ]. Nie wiadomo, czy ewangeliści mieli na myśli, że Jan nie jadał niczego innego poza szarańczą i miodem leśnym, czy też, że stanowiły one główne składniki jego pożywienia. Możliwe jest również, że „szarańcza i miód leśny” uważane były za składniki wyróżniające dietę proroka, podobnie jak „odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany” sprawiały, że był uważany za następcę starożytnych proroków. Jan mógł też ograniczać się do spożywania „szarańczy i miodu leśnego” tylko wtedy, gdy inne produkty spożywcze nie były łatwo dostępne. „Szarańcza i miód leśny” mogły w końcu stanowić jedynie przykłady różnorodnych produktów spożywczych dostępnych w naturze, a nazwy te należy traktować jako stosowany w krajach Orientu obrazowy sposób na podkreślenie jego samotniczego, pełnego wstrzemięźliwości życia, które wiódł z dala od ludzi. Z uwagi na fak...

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Człowiek i zdrowie

Posłuchajcie bajki... Bajka Ignacego Krasickiego „Człowiek i zdrowie” jest smutną uwagą nad bezmyślnością, z jaką ludzie traktują swoje ciała. W utworze przedstawione zostają dwie postacie – człowiek, który oczywiście oznacza wszystkich ludzi i zantropomorfizowane zdrowie. Bohaterowie idą razem jakąś nieokreśloną drogą – drogą tą jest oczywiście życie. Na początku człowieka rozpiera energia, chce biec i denerwuje się, że zdrowie nie ma ochoty podążać za nim. Nie spiesz się, bo ustaniesz – ostrzega zdrowie, ale człowiek nie ma ochoty go słuchać. Wreszcie człowiek się męczy i zwalnia – przez pewien czas idą ze zdrowiem obok siebie. Po pewnym czasie to zdrowie zaczyna wysuwać się na prowadzenie, jego towarzysz zaś nie może nadążyć. Iść nie mogę, prowadź mnie – prosi zdrowie, to zaś odpowiada, że trzeba było słuchać jego wcześniejszych ostrzeżeń i znika, zostawiając człowieka samego. W ten sposób przedstawione zostają trzy etapy życia. Najpierw, w młodości, człowiek nie dba o swoje ...

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...

O rybach dobrych i złych

Nie, to nie będzie bajka o posłusznych i niegrzecznych rybkach, choć z pewnością nie jeden z nas chciałby oderwać się od codziennej rzeczywistości, powspominać okres dzieciństwa i poczuć, przynajmniej na chwilę, błogą beztroskę. Czy ktoś dziś słyszał o rybach dobrych i złych? Prędzej możemy się dowiedzieć o rybach świeżych lub zepsutych; o tym, że cuchnące odświeżają, zmieniają datę przydatności do spożycia i sprzedają prawie jako wczoraj złowione. Ale o dobrych i złych ktoś słyszał? Rzadko, a szkoda, bo dobre mogą przynieść z sobą dobro, a złe...