Przejdź do głównej zawartości

Dobroć zawsze rodzi się w bólu...

Dnia 19 maja obchodzony jest Dzień Dobrych Uczynków.

Pobuszowałam trochę po internecie i znalazłam szereg pięknie brzmiących imion staropolskich nawiązujących do dobroci, jak np. Dobrociech, Dobrogost, Dobromysł, Dobrosiodł, Dobrowit, Dobrowoj, Dobrogniewa, Dobromira, Dobrosułka, Dobrowieść, Dobrowoja, czy Dobrożyźń. Każde z tych imion składa się z dwóch członów i ma swoje znaczenie. Imiona w tej dalekiej przeszłości wyrażały życzenie rodziców, aby narodzonemu dziecku szczęściło się zgodnie z imieniem.

A gdybym to ja dziś nosiła staropolskie imię Dobrowieść? Dobrowieść to ta, która sprzyja dobrym wieściom, albo ta, która dobrze wiedzie swoje życie. Nosząc takie imię nie chciałabym żyć chyba w zaprzeczeniu do przesłania mojego imienia... Dziś w modzie Jasie, Stasie, Władzie, Zosie i Marysie. A może przyszłość przywróci kiedyś do życia wiele z tych zapomnianych imion, a wraz z tym przyjdzie moda i na Dobrociecha, i na Dobrogniewę?

Poniżej wart uwagi tekst o dobroci, autorstwa Magdy, uczennicy liceum.

Ks. prof. Józef Tischner napisał: „Dobroć zawsze rodzi się w bólu. Kto się lęka bólu, ten prędzej czy później popadnie w kompromis ze złem”.

W dzisiejszych czasach coraz częściej można usłyszeć, że nasz świat przepełniony jest bólem, cierpieniem i nienawiścią. W niektórych kulturach, gdy życie ludzkie dobiega końca i człowiek odchodzi do świata zmarłych, jego bliscy radują się z tego powodu, ponieważ wierzą, że będzie on mógł żyć wiecznie w pięknych i beztroskich zaświatach, zamiast męczyć się na naszym ziemskim padole*. Teraz trzeba zadać sobie pytanie, czy naprawdę chcielibyśmy całe swoje życie spędzić niczym w rajskich ogrodach, rozkoszując się pięknem bezproblemowego, wręcz baśniowego życia przepełnionego miłością, życzliwością i pokojem? Brzmi cudownie, ale paradoks polega na tym, że po dłuższym zastanowieniu się nad tym pytaniem, jesteśmy w stanie racjonalnie stwierdzić, że jednak nie do końca tak jest. Można wysnuć z tego bardzo pouczającą, jakże życiową i bliską sercu każdego człowieka refleksję, a mianowicie, że dobro rodzi się właśnie w bólu. Przecież bez tych wszystkich przykrych doświadczeń i niepowodzeń, prędzej czy później, nie bylibyśmy w stanie prawdziwie docenić tego, co dobre.

To właśnie ból jest najlepszą inspiracją do czynienia dobra. Oczywiście, życie nie jest takie kolorowe i nie każda sytuacja od razu nas to tego skłania. Z bólem jest jak z nawozem do kwiatów. Gdy występuje w małych ilościach, potrafi stworzyć malownicze, zjawiskowe i unikatowe rzeczy. Jego kunszt jest nieoceniony. Gdy jednak jest go zbyt wiele, staje się toksyczny i w wielu przypadkach zabójczy.

W naturze człowieka leży, że pierwszą reakcją na ból jest gniew i bunt. Dobrym przykładem będzie tutaj znana wielu osobom postać Ojca z przypowieści o synu marnotrawnym. Mimo że przez długi okres tęsknił za synem, który go opuścił, potrafił mu przebaczyć, potrafił okazać szczerą radość na jego widok i ofiarować mu wiele cennych darów, i w końcu potrafił obdarować go najważniejszym - miłością. W tej sytuacji dobro zwyciężyło z bólem, ale bez niego nie mogłoby zaistnieć, bo to właśnie w nim zrodziła się bezgraniczna miłość i chęć przebaczenia. To przykład bardzo ogólny, bo w Biblii zawsze można znaleźć wiele cennych życiowych prawd, które w jakiś sposób mają wpływ na nasze życie i są dla nas autorytatywnymi drogowskazami.

Nie trzeba jednak szukać aż tak daleko. Wystarczy uważnie rozglądnąć się dookoła siebie, w najbliższym środowisku. Oczywistą rzeczą jest, że człowiek potrzebuje drugiego człowieka. Jak napisał kiedyś Paulo Coelho: „Człowiek może wytrzymać tydzień bez picia, dwa tygodnie bez jedzenia, całe lata bez dachu nad głową, ale nie może znieść samotności. To najgorsza udręka, najcięższa tortura”. Najczęściej jednak o prawdziwej wartości ludzi dowiadujemy się wtedy, gdy przychodzi się nam z nimi rozstać. Chyba nie ma takiej osoby na świecie, która lubiłaby rozłąki i pożegnania, ale to właśnie ten trudny i bolesny dla nas moment uświadamia nam, jak bardzo osoba, z którą się rozstajemy, była dla nas ważna, jak bardzo ją cenimy, a być może nie docenialiśmy. I znowu w bólu zrodziło się dobro.

Takie sytuacje można by wyliczać w nieskończoność. Ile razy przeżywamy w naszym życiu okresy, w których cierpimy z różnych powodów? Nie zawsze muszą to być jakieś tragiczne problemy. Wystarczy złe samopoczucie. W takim nastroju nie da się długo być samemu. Dlatego, często nieświadomie, właśnie w takich momentach rozpaczliwie szukamy kontaktu z ludźmi. Zawieramy przez to nowe znajomości, przyjaźnie, bardzo często na długie lata. Najczęściej właśnie w takich sytuacjach powstają nierozerwalne więzi pomiędzy ludźmi. Coraz częściej słyszymy jednak, że ludzie są źli. Niejednokrotnie od osób starszych można usłyszeć słowa: „Dawniej to były przyjaźnie na całe życie, a teraz pozostały już tylko sezonówki, które zmieniają się pod wpływem zmiany szkoły lub miejsca pracy”. Być może w większości osób to rzeczywiście prawda, ale to właśnie z tego prostego powodu, że ludzie stronią od bólu. Boją się cudzych problemów, bo przecież dość mają swoich... Boją się też zaangażowania, bo kieruje nimi tok myślenia typu: „Skąd mam wiedzieć, że ta osoba ma względem mnie czyste intencje i czy aby na pewno mnie nie skrzywdzi? Ja się zaangażuję, ale nie mam pewności, że za kilka dni, tygodni, lat tego nie stracę. Takie poświęcenie to zbyt wiele. Bezpieczeństwo i stabilizacja przede wszystkim”. A przecież gdyby wszyscy tak myśleli, to ludziom przestałoby na sobie zależeć. Nikogo nie obchodziłyby problemy innych, a przecież obojętność i znieczulica jest najgorszym złem, jakie człowiek może człowiekowi wyrządzić. Ernest Hemingway napisał: „Każdy powinien mieć kogoś, z kim mógłby szczerze pomówić, bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje się bardzo samotny”.

Łatwo mówić: „Świat jest pełen zła, bólu i cierpienia”, trudniej czynić dobro i nim ten ból naprawiać. Wiele młodych kobiet już teraz wie, że nie ma zamiaru wiązać się z mężczyznami. Wybierają życie niezależne. Brak zaangażowania. Jakieś skrzywione pojęcie wolności. Na pytania o potomstwo odpowiadają, że przecież żyjemy w XXI wieku i mamy in vitro. Te osoby, być może nieświadomie, już teraz popadają w kompromis ze złem. Chroniąc siebie przed bólem, strachem przed zaangażowaniem, przed obawą, że stracą kogoś bliskiego, wyrządzają ogromną krzywdę niewinnemu dziecku, które już teraz pozbawiają ojcowskiej miłości.

Ludzie coraz częściej kierują się myślą o sobie, o własnym bezpieczeństwie i spokoju. Prawdziwe poświęcenie znają już tylko z opowiadań o ludziach żyjących w czasach II wojny światowej, kiedy to królowały miłość i braterstwo. Wtedy liczyło się przede wszystkim życie bliźniego.

W życiu trzeba ryzykować. Trzeba umieć coś poświęcić, by zyskać. „Kto walczy, może przegrać. Kto nie walczy, już przegrał”. Ks. prof. Józef Tischner napisał: „Upadły Ikar odkryje, że w tym, na co- jak mu się zdawało- został sazany, kryje się coś, co mu zostało 'powierzone'. Nawet ten ból, który odczuwa nie jest- ot tak, po prostu- bólem, lecz 'bólem powierzonym'. A on sam nie jest ofiarą, ale powiernikiem ofiar”. Wyciągając ręce nad palącym się ogniskiem instynktownie cofamy dłonie przed pojawiającymi się językami ognia. Zanim napijemy się herbaty najpierw sprawdzimy, czy jest wystarczająco schłodzona. Nim podłączymy cokolwiek do prądu, upewnimy się, czy aby na pewno nasze dłonie są suche. Zanim przejdziemy przez ulicę dokładnie sprawdzimy, czy to bezpieczne. Dlaczego? Bo ktoś już wcześniej tego doświadczył. Ktoś musiał się sparzyć, by reszta wiedziała do czego i jak mądrze wykorzystać ogień. Ktoś musiał zostać porażony prądem, by pozostali wiedzieli jak bezpiecznie się z nim obchodzić. Ktoś musiał ulec wypadkowi, by stać się przestrogą dla innych. Ból jest jednym z najcenniejszych drogowskazów.

Człowiek potrzebuje niedoskonałości, bólu, cierpienia, by być szczęśliwym. Ta szokująca antynomia jest jak najbardziej prawdziwa. Potrzebuje tego wszystkiego równie bardzo jak wody czy powietrza. Niejednokrotnie po swym upadku musi sięgnąć dna, by móc choć na chwilę przystanąć, pomyśleć, nabrać sił i wybić się wysoko ponad falę bólu. Wysoko ponad sztorm nienawiści, obłudy i cierpienia. Po to, by móc narodzić się na nowo. Spojrzeć ponad to tornado i ujrzeć tęczę miłości, przyjaźni, braterstwa, szacunku, zaufania, poświęcenia i wolności wyboru. Bo tylko człowiek doświadczony przez ból będzie potrafił prawdziwie i z pełną świadomością wybrać dobro i według niego żyć. „Duch ludzki nie kwitnie w cieplarnianych warunkach. W pewnym sensie potrzebuje przeszkód, a często ograniczeń, nawet niepowodzeń”.

Magdalena Machała

* Pismo Święte naucza, że umarli śpią w prochu ziemi nieświadomym snem, oczekując momentu zmartwychwstania podczas powtórnego przyjścia Jezusa Chrystusa - por. Ps. 115,17; Ps. 146, 3.4; Koh. 9,5; Jan 5, 28.29; Jan 11,11-24; 1 Tes. 4, 15.16 - (przyp. admin).

Komentarze

Popularne posty

Czy Jan Chrzciciel był wegetarianinem?

Zgodnie z twierdzeniem zawartym w Mt 3,4 oraz Mk 1,6 dieta Jana Chrzciciela składała się z „szarańczy i miodu leśnego” [gr. akrides , l.mn. słowa akris ]. Nie wiadomo, czy ewangeliści mieli na myśli, że Jan nie jadał niczego innego poza szarańczą i miodem leśnym, czy też, że stanowiły one główne składniki jego pożywienia. Możliwe jest również, że „szarańcza i miód leśny” uważane były za składniki wyróżniające dietę proroka, podobnie jak „odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany” sprawiały, że był uważany za następcę starożytnych proroków. Jan mógł też ograniczać się do spożywania „szarańczy i miodu leśnego” tylko wtedy, gdy inne produkty spożywcze nie były łatwo dostępne. „Szarańcza i miód leśny” mogły w końcu stanowić jedynie przykłady różnorodnych produktów spożywczych dostępnych w naturze, a nazwy te należy traktować jako stosowany w krajach Orientu obrazowy sposób na podkreślenie jego samotniczego, pełnego wstrzemięźliwości życia, które wiódł z dala od ludzi. Z uwagi na fak...

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Człowiek i zdrowie

Posłuchajcie bajki... Bajka Ignacego Krasickiego „Człowiek i zdrowie” jest smutną uwagą nad bezmyślnością, z jaką ludzie traktują swoje ciała. W utworze przedstawione zostają dwie postacie – człowiek, który oczywiście oznacza wszystkich ludzi i zantropomorfizowane zdrowie. Bohaterowie idą razem jakąś nieokreśloną drogą – drogą tą jest oczywiście życie. Na początku człowieka rozpiera energia, chce biec i denerwuje się, że zdrowie nie ma ochoty podążać za nim. Nie spiesz się, bo ustaniesz – ostrzega zdrowie, ale człowiek nie ma ochoty go słuchać. Wreszcie człowiek się męczy i zwalnia – przez pewien czas idą ze zdrowiem obok siebie. Po pewnym czasie to zdrowie zaczyna wysuwać się na prowadzenie, jego towarzysz zaś nie może nadążyć. Iść nie mogę, prowadź mnie – prosi zdrowie, to zaś odpowiada, że trzeba było słuchać jego wcześniejszych ostrzeżeń i znika, zostawiając człowieka samego. W ten sposób przedstawione zostają trzy etapy życia. Najpierw, w młodości, człowiek nie dba o swoje ...

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...

O rybach dobrych i złych

Nie, to nie będzie bajka o posłusznych i niegrzecznych rybkach, choć z pewnością nie jeden z nas chciałby oderwać się od codziennej rzeczywistości, powspominać okres dzieciństwa i poczuć, przynajmniej na chwilę, błogą beztroskę. Czy ktoś dziś słyszał o rybach dobrych i złych? Prędzej możemy się dowiedzieć o rybach świeżych lub zepsutych; o tym, że cuchnące odświeżają, zmieniają datę przydatności do spożycia i sprzedają prawie jako wczoraj złowione. Ale o dobrych i złych ktoś słyszał? Rzadko, a szkoda, bo dobre mogą przynieść z sobą dobro, a złe...