Przejdź do głównej zawartości

Jeść po wegańsku w cukrzycy I typu – wywiad z Beatą Głowacką

Wywiad z Beatą Głowacką, żoną i matką dwóch dorosłych dzieci, domatorką, miłośniczką ogrodu, w wolnym czasie prelegentką wykładów promujących zdrowy tryb życia, która nauczyła się żyć z cukrzycą I typu. Dzięki zmianie nawyków żywieniowych, aktywności fizycznej i kontroli stresu ograniczyła do minimum dawki insuliny, zmniejszając tym samym ryzyko pojawienia się powikłań cukrzycy.

Agata Radosh: Cukrzyca I typu jest przewlekłą chorobą spowodowaną nieprawidłową produkcją insuliny w komórkach trzustki lub nieprawidłowym działaniem insuliny. Beato, jak zaczęła się Twoja choroba?

Beata Głowacka: Od czasu szkoły podstawowej noszę okulary korekcyjne. Szybko „doszłam” do mocy -1.25 i tak zostało na długie lata. Osiem lat temu, zupełnie niespodziewanie, mój wzrok znacznie osłabił się. Choć zmieniłam szkła na mocniejsze, to po upływie paru tygodni musiałam je wymienić na jeszcze silniejsze. I tak wzrok pogarszał się, aż doszłam do momentu, gdy założono mi szkła -3.5! Zaczęłam szukać powodu takiego stanu rzeczy. Odwiedziłam wielu okulistów, lekarzy. W zasadzie ci nie doszukali się przyczyny. Dopiero w czasie rutynowego badania laboratoryjnego okazało się, że mój poziom cukru we krwi wynosi 290! Tego samego dnia skontaktowałam się z poradnią diabetologiczną, otrzymałam glukometr, pen, kupiłam insulinę i przeszłam ekspresowe intensywne szkolenie, by nauczyć się obsługi tego sprzętu. Na szczęście, nie stwierdzono żadnych powikłań cukrzycy, a wzrok po wprowadzeniu insuliny, znacznie się poprawił, tak, że mogłam znów nosić swoje stare szkła -1.25.

Mój tata choruje na cukrzycę od prawie 40. lat, więc spotkanie z cukrzycą nie było dla mnie zupełną nowością. Wiedziałam o istnieniu dwóch głównych typów cukrzycy. Nie pasowałam do II typu, bo byłam szczupłą i dość ruchliwą osobą. Nie pasowałam też do I typu, bo ukończyłam już 40 lat... Nie byłam jednak świadoma tego, że dzisiaj dzieci miewają cukrzycę II typu, a dorośli cukrzycę I typ.

Co myśli kobieta, u której diagnozuje się nagle nieuleczalną chorobę? Skąd wiedziałaś jak prowadzić dietę cukrzycową?

Byłam przerażona. Gdzieś w zakamarkach umysłu czaił się czarny scenariusz z powodu choroby taty. Lata wcześniej w książkach, które lubię czytać, znalazłam informacje mówiące, że wegetarianie raczej nie chorują na cukrzycę. Przyjęłam tę dietę kilkanaście lat wcześniej. Żyłam wiarą w to, że czynnik genetyczny, jako predysponujący do rozwoju cukrzycy, mnie ominie. Gdy nagle stwierdzono u mnie cukrzycę, pojawiła się myśl, by sprawdzić jej typ. Wyniki były jednoznaczne. Liczba przeciwciał przekroczyła normę kilkadziesiąt razy! Jednak mimo tego, miałam każdego dnia nadzieję, że z tego wyjdę, że styl życia, jaki wybrałam lata temu, pokona chorobę, a jeśli nie, że uczyni ją łatwiejszą do zniesienia, że uniknę przykrych następstw cukrzycy. Dotąd znajdowało się zawsze wyjście z każdej trudnej sytuacji. Liczyłam na terapie naturalne, może też na cud...

Przed zdiagnozowaniem cukrzycy, jako pasjonatka zdrowego stylu życia, często prowadziłam publiczne spotkania na temat zdrowej diety. Mówiłam też o nowoczesnych zaleceniach dla cukrzyków. Gdy dziś na to patrzę, z perspektywy czasu widzę, że Ktoś przygotowywał mnie wcześniej na spotkanie z cukrzycą… Właściwie to ja na co dzień stosowałam te nowoczesne zalecenia leczenia cukrzycy. To było moje prawie „normalne” jedzenie. Ale musiałam popracować nad innymi czynnikami programu leczenia cukrzycy. Zaczęłam wprowadzać planowaną aktywność fizyczną, dbać o regularność posiłków, no i (z czym miałam problem) kontrolować stres. W końcu zaczęłam modlić się, aby Bóg dał mi pokój do serca, abym z nadzieją i wiarą patrzyła w przyszłość POMIMO choroby.

Gdy wiadomo było, że mam cukrzycę, zmodyfikowałam moją dietę wegetariańską, która stała się właściwie wegańską. Przeczytałam w literaturze medycznej o wzroście ryzyka zachorowania na cukrzycę I typu z powodu wczesnego wprowadzenia mleka krowiego do diety dziecka zamiast mleka matki. A ja przecież tak byłam karmiona będąc dzieckiem! To były czasy, gdy sztuczne mieszanki były reklamowane jako lepsze od mleka matki, a ja byłam pierworodna, więc mama chciała dla mnie jak najlepiej, myślała, że wybiera dobrze. Przez całe dzieciństwo, młodość i wiek wczesno-dojrzały spożywałam duże ilości nabiału. Teraz, wiedząc to, postanowiłam odstawić wszelki nabiał. Byłam zdumiona, bo cukier unormował się dość szybko - bo po czterech tygodniach diety roślinnej została tylko insulina do śniadania, a po 2,5 miesiącach mogłam ją zupełnie odstawić. Oczywiście, praktykowałam w tym czasie dietę roślinną i regularną aktywności fizyczną. Ten okres cudownej remisji choroby trwał całe 2 lata. Po upływie tego czasu musiałam niestety wrócić do insulinoterapii. Ale w tamtym okresie doświadczyłam cudu, jaki przychodzi wraz z dyscypliną w stosowaniu nowoczesnych zasad leczenia cukrzycy.

Ile dawek insuliny musiałaś przyjmować przed remisją choroby?

Na samym początku to były trzy dawki: 12, 10 i 8 jedn. Humalog Mix 50. Dość intensywny początek, ale chyba pozwolił trzustce zebrać siły i podjąć pracę.

Jaki był Twój poziom glukozy we krwi po tym jak odstawiłaś insulinę?

W okresie remisji, gdy już nie brałam insuliny, udało się utrzymywać poziom HBA1C w okolicy 5.9 – 6.2. To dość przyzwoite wyrównanie. Teraz w zasadzie jest stale 6.4

Choroba przekonała Cię do stosowania diety wegańskiej. Ale byłaś także na diecie surowej. Czy możesz coś o niej powiedzieć?

Przechodząc na dietę wegetariańską ponad 20 lat temu, zmiana samopoczucia i kondycji zdrowotnej była tak wielka, że powiedziałam: powrotu do diety mieszanej już nie będzie. Łącząc kilka faktów z mojego życia z pojawiającymi się objawami chorobowymi zrozumiałam (w czasie pojawienia się cukrzycy), że weganizm będzie najlepszym wyborem, o czy wspomniałam już wcześniej. Oznaczało to wprowadzenie większej ilości jarzyn i warzyw, za którymi nie przepadałam. Wyszukiwałam więc przepisy, sposoby przygotowania, które dały by mi smaczne posiłki. Wiele potraw przygotowywałam smażąc, ale po jakimś czasie smażone potrawy przestały mi smakować. Zamieniłam więc smażenie na pieczenie. W tym czasie przeczytałam historię rodziny Boutenko i spróbowałam proponowanej przez nich diety surowej. Nie przypuszczałam, jak smaczne może być takie jedzenie! Nigdy wcześniej nie jadłam tylu roślin i w tak dużych ilościach! To był okres, w którym czułam się wspaniale. Zapomniałam, że jestem chora. Niestety, zgubiły mnie niewiarygodnie pyszne surowe desery... Jadłam ich za dużo i moja cukrzyca upomniała się o szacunek. Rodzina z kolei skarżyła się trochę na wciąż szumiący piekarnik bądź suszarkę, w których przygotowywałam chlebki, burgery, ciastka, naleśniki i inne. Tak więc pogodziłam się z gotowanym jedzeniem, ale smak już zdążył się zmienić i teraz przeszkadza mi większa ilość tłuszczu w posiłku. Wiem, że im mniej tłuszczu w diecie, tym lepiej dla kontroli cukrzycy. Używam też mniej soli, rozróżniam po smaku owoce i warzywa „napuszone” od nawozów, stymulowane sztucznie do wzrostu. Zdecydowanie bardziej lubię naturalne, bogate smaki, nie zdominowane przez przyprawy czy dodatki tłuszczowe. Nawet zapas aromatycznego tłoczonego na zimno oleju kokosowego nadal zajmuje część mojej półki w kuchni ;-)

Twoja dieta zupełnie różniła się więc od przyjętego ogólnie schematu leczenia cukrzycy, a przyniosła dobry efekt terapeutyczny. Czy udało Ci się znaleźć lekarza, który wspierałby Cię w roślinnym sposobie odżywiania?

Argumenty za dietą wegańską jako najzdrowszą dla mnie były przekonujące. Ale szukając optymalnych rozwiązań radzenia sobie z cukrzycą skontaktowałam się też z kilkoma diabetologami. Jedna, dość znana pani doktor, wyraziła się o diecie wegańskiej jako o diecie „doskonałej” przy mojej cukrzycy. Ona też dodała mi nadziei, że praktykując dietę roślinną i inne elementy zdrowego stylu życia, mogę żyć z cukrzycą ciesząc się życiem i doceniając jego piękno. Chyba miała rację, bo z upływem czasu chwile załamania są coraz rzadsze, a gdy się zdarzają, szybciej wracam do równowagi.

Wielu cukrzyków unika wszelkich węglowodanów jak ognia. Ty unikasz raczej tłuszczów… Jak to jest z tymi węglowodanami?

Węglowodany spalane są w organizmie człowieka praktycznie bez toksycznych odpadów, więc są doskonałym źródłem energii dla naszego gatunku. Problemem dla diabetyka jest szybki i wysoki wzrost glikemii po posiłku. Można jej uniknąć jedząc pokarmy z dużą ilością błonnika, a ten jest w węglowodanach złożonych. Błonnik wpływa na obniżenie indeksu glikemicznego, czyli spożywać produkty roślinne nieprzetworzone, całościowe, oraz praktykować po posiłkach umiarkowany wysiłek fizyczny, pomagający optymalnie wykorzystać insulinę w organizmie.

Natomiast tłuszcze faktycznie obniżają indeks posiłku, ale nie pozwalają glukozie opaść kilka godzin później do pożądanego poziomu. Przy wyższym spożyciu tłuszczów, niskim węglowodanów, organizm musi energię czerpać również z tłuszczu, a jego spalanie już nie jest tak „ekologiczne”. Powstają toksyczne produkty, z którymi organizm musi sobie radzić w trybie awaryjnym. Dziś nauka wie, że tłuszcze (zwłaszcza nasycone) i białko zwierzęce wpływają na rozwój powikłań cukrzycy.

Czy pijesz soki warzywne lub owocowe?

Nie piję soków, gdyż są praktycznie pozbawione błonnika. Błonnik zaś zapewnia mi obniżenie zapotrzebowania na insulinę i utrzymuje stały dopływ energii przez dłuższy czas, co pozwala uniknąć okresu niedocukrzenia. Wolę zjeść owoc lub warzywo w całości. Nawet ze skórką :-)

Chorując od 8 lat na cukrzycę czy doświadczasz jakichś powikłań cukrzycy?

Nie zauważyłam widocznych powikłań. Te zaczynające się, albo jeszcze niewielkie, nie są mi znane.

O czym cukrzyk powinien nieustannie pamiętać?

O tym, że ma cukrzycę ;-) To niekoniecznie żart. Czasem człowiek czuje się tak dobrze, atmosfera jest wokół taka rozluźniona, że zapominam się i zjadam dodatkową porcję, albo nie zwrócę uwagi na wielkość porcji, albo po prostu zapomnę wziąć insulinę... Zdarza się... O sobie mogę powiedzieć, że muszę pamiętać o możliwości dobrego, lepszego jutra. Ta nadzieja przydaje optymizmu i uśmiechu na dziś.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie słyszy się często, a która jest niezwykle istotna dla diabetyków, szczególnie I typu - to sen. Zasypianie najpóźniej o godz. 22-ej. To podczas snu układ odpornościowy człowieka najsilniej się regeneruje, a przy tak obciążającej chorobie ta regeneracja jest szalenie istotna! Ciągle próbuję tak zorganizować sobie dzień, by zasypiać o właściwej porze i się wysypiać. Okazuje się to bardzo trudne z wielu względów, ale nadal próbuję. Dam znać, gdy stanie się to normą :-)

Czy jako diabetyk, zauważasz korzyści płynące z codziennej aktywności fizycznej?

Aktywność fizyczna jest niezbędna, a człowiek nie zmuszony okolicznościami, rzadko się na nią zdobywa. Tak więc wśród moich rówieśników należę do grupy tych szczuplejszych, sprawniejszych, bardziej pogodnych. Znam też moją okolicę chyba lepiej niż ci, którzy nie jeżdżą na rowerze lub rolkach. Czuję się przez to bezpieczniej. I lubię tę formę sportu.

Ile posiłków dziennie obecnie spożywasz?

Zazwyczaj dwa, choć zdarzają się i trzy.

Dwa posiłki dziennie! To chyba zaskoczy naszych czytelników! A co pijesz i kiedy?

W zasadzie piję wodę niegazowaną i czasem ciepłe herbatki ziołowe. Zawsze rano, od razu po wstaniu, albo nawet jeszcze w łóżku, wypijam 1-2 szkl. wody. Potem między śniadaniem i obiadem, i po południu. Wiem, że w ciągu dnia muszę wypić nie mniej niż 1.5 l wody, ale ponieważ piję tak od kilkunastu lat, więc już nie muszę o tym myśleć. Po prostu wypijam. Zauważyłam, że przy intensywniejszej pracy umysłowej piję więcej. Także w czasie jazdy na rowerze czy rolkach.

Jak wygląda Twoje śniadanie? Czy możesz podać przykładowe menu? O której godzinie je spożywasz?

Śniadanie to dla mnie najważniejszy posiłek. Jem je ok. 7.30, a składa się przede wszystkim z gotowanej kaszy bądź płatków gotowanych lub dzień wcześniej namoczonych, do tego mielone siemię lniane, jakieś nasiona i owoce niskoglikemiczne. Jako dodatek, dwie kromki chleba z pełnego ziarna z roślinną pastą, zazwyczaj jakaś zielenina lub kolorowe warzywo.

Dziś zjadłam dwie garście grubych płatków owsianych zalanych poprzedniego dnia gorącą wodą razem z 1 łyżką nasion wiesiołka, ½ łyżeczki nasion babki płesznik i 1 łyżką prażonego siemienia brązowego. Rano dodałam szklankę mleka sojowego naturalnego (niesłodzonego) i całość zagotowałam. Gdy wyłożyłam na talerz, dorzuciłam jeszcze garść żurawiny, garść malin i osiem śliwek. W ramach śniadania zjadłam jeszcze dwie kromki żytniego razowego chleba na zakwasie z pastą z ciecierzycy posypaną pestkami dyni.

W takim razie co na obiad? Ile godzin musi upłynąć od śniadania do obiadu?


Obiad mogę spokojnie zjeść ok. 14-tej. Jadam wtedy dużo warzyw, jakąś kaszę, często robię zielone koktajle z owoców i zielonych liści (jarmuż, sałata rzymska, szpinak, pokrzywa, seler naciowy) albo koktajle warzywne. Czasem pozwalam sobie na deser z owoców i orzechów, albo krem karobowy z awokado czy jakieś pyszne ciasteczka, które robią moje dzieci. Przygotowują je z mąki pełnoziarnistej (nie mam w ogóle w domu mąki białej ani białego cukru) najczęściej owsianej, gryczanej lub jaglanej i orzechów. Podchodzą do kuchni twórczo, co mnie oczywiście bardzo cieszy. Ponadto moja córka nie najlepiej trawi pszenicę, więc sama opracowuje różne bezpszenne przepisy, a ja na tym korzystam, bo faktycznie bez pszenicy i glutenu i ja lepiej się czuję.

A jeśli zdarza się kolacja?

To jest bardzo lekka. Coś z warzyw albo kromka chleba z pastą lub jakiś owoc. Jeśli spada mi cukier, a w dzień miałam sporo ruchu, dokładam do posiłku kilka orzechów, aby tłuszcz w nich zawarty utrzymał cukier na dobrym poziomie w ciągu nocy.

Czego nigdy nie włożysz do ust?

Och, wielu rzeczy :-) Moje zrozumienie pojęcia „jadalne” jest następujące: jadalną rzeczą jest to, co ma składniki odżywcze przy braku potencjalnie szkodliwych. Biorąc pod uwagę ograniczenie ilości spożywanego jedzenia, nie chcę kalorii marnować na coś, co mojemu organizmowi się nie przyda. Od czasu choroby zaczęłam bardziej dbać o siebie, bardziej szanować prawa, jakimi się kieruje moje ciało. Wcześniej dużo o tych prawach wiedziałam, ale nie zawsze je szanowałam. Teraz nabrałam respektu dla tej cudownej „konstrukcji” jaką jest człowiek. Zmuszona zagłębić się w temat znacznie bardziej, zaczynam poznawać z jednej strony kruchość naszego życia, a z drugiej ogrom sił, które to życie podtrzymują, czasem wbrew działaniom samego podmiotu. To zadziwiające!

Gdy miewasz trudniejsze chwile, jak sobie wówczas radzisz…?

Nie sądzę, by istniał na ziemi świadomy swej choroby diabetyk bez trudnych chwil... To dość wymagająca choroba. Musiałam zrezygnować z wielu moich ulubionych zajęć, bo nie można ich kontynuować włączając wymaganą aktywność fizyczną (robienie na drutach, czytanie, nawet spotkania ze znajomymi). Przykro wciąż odmawiać jedzenia, o którym wiem, że ktoś przygotował od serca. To bardzo krępujące, a nie każdy rozumie, że po prostu nie mogę czegoś zjeść. Sprawiam wtedy przykrość serdecznym i miłym mi ludziom. To nie jest łatwe... Myślę sobie wtedy, że moje doświadczenie może kiedyś wykorzystać Boży Duch, żeby pomóc tym ludziom lub ich bliskim, gdy będą mieli problemy zdrowotne.

To poczucie odseparowania społecznego skierowało mnie bardziej w stronę Boga. Czytam częściej Pismo Święte i czuję, że Bóg mnie rozumie, a kiedyś przyjdzie czas, gdy wszystkie sprawy ukryte przed zrozumieniem teraz, będą jasne i przejrzyste. Wtedy ci, których teraz zasmuciłam, zrozumieją i wybaczą zupełnie. Będziemy sobie bliscy jeszcze bardziej. Szczerze mówiąc, gdyby nie świadomość Bożej miłości, moje życie byłoby zapewne wypełnione pretensją i żalem… Z tego właśnie powodu, w czasie spotkań z innymi, mówię o otwartej dla każdego możliwości pozbycia się takiego żalu, poczucia niesprawiedliwości, które przeżywa chyba każdy przewlekle chory.

Co według Ciebie może zrobić państwo by pomóc prawie 2 milionom cukrzyków w Polsce?

To ciekawe pytanie! Koszty leków dla diabetyków są bardzo wysokie, suplementów witaminowych również, ale tym tematem zajmują się inne gremia. Myślę, że można by otworzyć dla lekarzy możliwość pełniejszej informacji o specyfice leczenia cukrzycy za pomocą diety roślinnej. Są liczne przypadki zupełnego wyleczenia cukrzycy II typu za pomocą diety, wsparcia emocjonalnego i aktywności fizycznej, i warto informować o tym pacjentów. Państwo mogłoby wprowadzić preferencyjne sposoby rozliczania czy opodatkowania lokali gastronomicznych serwujących tylko zdrową żywność. Teraz znaleźć niskotłuszczowe, niskoglikemiczne, odżywcze i naturalne danie poza domem jest bardzo trudno. Zostają tylko sałatki, i to pojedyncze. To byłby jeden z bardziej skutecznych sposobów promowania zdrowego stylu życia i ograniczania nakładów na służbę zdrowia. Wówczas w sposób naturalny pojawiłby się spadek zachorowań nie tylko na choroby przewlekłe, ale i wszelkie infekcje. Gdyby do tego dodać rządowy program promocji takich placówek, byłby łatwiejszy do nich dostęp.

Dziękuję Ci za rozmowę i życzę trwania w nadziei. Twój przypadek pokazuje, że pomimo choroby, można zachować wiarę i pogodę ducha. A takie nastawienie na pewno jest czynnikiem prozdrowotnym.


Rozmawiała Agata Radosh
dla www.siegnijpozdrowie.org
wrzesień 2014

Komentarze

  1. To wszystko prawda. Węglowodany są super i nie zaśmiecają organizmu odpadami jak ma to miejsce w przypadku tłuszczów. Zboża glutenowe, jestem przekonany, są szkodliwe dla każdego, bez względu na celiakię. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz. Polecam: http://nauka.newsweek.pl/glutenowe-oszustwo-dieta-bezglutenowa-newsweek-pl,artykuly,350103,1.html

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze publikowane są po zatwierdzeniu. Jeżeli szukasz swojego komentarza lub odpowiedzi na niego, sprawdź czy wszystkie są wczytane - użyj polecenia "Wczytaj więcej".

Popularne posty

Czy Jan Chrzciciel był wegetarianinem?

Zgodnie z twierdzeniem zawartym w Mt 3,4 oraz Mk 1,6 dieta Jana Chrzciciela składała się z „szarańczy i miodu leśnego” [gr. akrides , l.mn. słowa akris ]. Nie wiadomo, czy ewangeliści mieli na myśli, że Jan nie jadał niczego innego poza szarańczą i miodem leśnym, czy też, że stanowiły one główne składniki jego pożywienia. Możliwe jest również, że „szarańcza i miód leśny” uważane były za składniki wyróżniające dietę proroka, podobnie jak „odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany” sprawiały, że był uważany za następcę starożytnych proroków. Jan mógł też ograniczać się do spożywania „szarańczy i miodu leśnego” tylko wtedy, gdy inne produkty spożywcze nie były łatwo dostępne. „Szarańcza i miód leśny” mogły w końcu stanowić jedynie przykłady różnorodnych produktów spożywczych dostępnych w naturze, a nazwy te należy traktować jako stosowany w krajach Orientu obrazowy sposób na podkreślenie jego samotniczego, pełnego wstrzemięźliwości życia, które wiódł z dala od ludzi. Z uwagi na fak...

Niebezpieczne owoce morza

Coraz częściej na polskich stołach goszczą frutti di mare , czyli mięczaki (małże, omułki, ostrygi, ślimaki, ośmiornice, kalmary) i skorupiaki (krewetki, kraby, homary, langusty). Dietetycy chwalą owoce morza ze względu na cenne wartości odżywcze, jednak ich spożywanie może wywołać zatrucia pokarmowe. Spożywanie owoców morza staje się w Polsce coraz popularniejsze, a więc i prawdopodobieństwo zatruć po ich spożyciu wzrasta. Większość zatruć wywołuje negatywne objawy neurologiczne lub ze strony układu pokarmowego. Niektóre mogą być śmiertelne dla człowieka — śmiertelność może sięgać 50 proc. przypadków. Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, zatrucia są spowodowane zanieczyszczeniem środowiska życia tych stworzeń fekaliami ludzkimi, w których mogą być obecne bakterie z rodzaju Salmonella lub Clostridium. Po drugie, większość owoców morza to filtratory — działają jak bardzo wydajny filtr wody. Można to sprawdzić, wrzucając małża do akwarium, w którym dawno nie wymieniano wody ...

Człowiek i zdrowie

Posłuchajcie bajki... Bajka Ignacego Krasickiego „Człowiek i zdrowie” jest smutną uwagą nad bezmyślnością, z jaką ludzie traktują swoje ciała. W utworze przedstawione zostają dwie postacie – człowiek, który oczywiście oznacza wszystkich ludzi i zantropomorfizowane zdrowie. Bohaterowie idą razem jakąś nieokreśloną drogą – drogą tą jest oczywiście życie. Na początku człowieka rozpiera energia, chce biec i denerwuje się, że zdrowie nie ma ochoty podążać za nim. Nie spiesz się, bo ustaniesz – ostrzega zdrowie, ale człowiek nie ma ochoty go słuchać. Wreszcie człowiek się męczy i zwalnia – przez pewien czas idą ze zdrowiem obok siebie. Po pewnym czasie to zdrowie zaczyna wysuwać się na prowadzenie, jego towarzysz zaś nie może nadążyć. Iść nie mogę, prowadź mnie – prosi zdrowie, to zaś odpowiada, że trzeba było słuchać jego wcześniejszych ostrzeżeń i znika, zostawiając człowieka samego. W ten sposób przedstawione zostają trzy etapy życia. Najpierw, w młodości, człowiek nie dba o swoje ...

O przaśnych chlebach, czyli podpłomykach i macach

W dawnych czasach chlebem nazywano cienki placek - z roztartych kamieniami ziaren, wody i odrobiny soli, wypiekany na rozgrzanych kamieniach. Taki, nazwijmy go dalej chleb, był przaśny (nie podlegał fermentacji) i dlatego określano go słowem "przaśnik". Słowianie takie pieczywo nazywali podpłomykami. Hindusi mówią o nim czapatti, Żydzi maca, a Indianie tortilla. Więc bez cienia wątpliwości rzec można, że chleby przeszłości posiadały zdecydowanie inną recepturę niż dzisiejsze chleby. Nie było w nich przede wszystkich ani drożdży, ani zakwasu. Świeże, przaśne pieczywo jest zdrowe, w przeciwieństwie do świeżego pieczywa na drożdżach czy zakwasie. Przaśne podpłomyki nie obciążają żołądka kwasem i fermentacją. Dziś, wzorem naszych prapradziadów możemy także spożywać przaśny, niekwaszony chleb. Najprostszy przepis na podpłomyki to: wziąć mąkę, wodę i trochę soli. Z tych składników zagnieść ciasto, dodając mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie kleiło się do palców. Z kolei r...

O rybach dobrych i złych

Nie, to nie będzie bajka o posłusznych i niegrzecznych rybkach, choć z pewnością nie jeden z nas chciałby oderwać się od codziennej rzeczywistości, powspominać okres dzieciństwa i poczuć, przynajmniej na chwilę, błogą beztroskę. Czy ktoś dziś słyszał o rybach dobrych i złych? Prędzej możemy się dowiedzieć o rybach świeżych lub zepsutych; o tym, że cuchnące odświeżają, zmieniają datę przydatności do spożycia i sprzedają prawie jako wczoraj złowione. Ale o dobrych i złych ktoś słyszał? Rzadko, a szkoda, bo dobre mogą przynieść z sobą dobro, a złe...