
Będąc na studiach, ilekroć spotykałam się z pewnym wykładowcą, doktorem X, lub chociażby pomyślałam o doktorze X, zastanawiałam się nad jego rozumieniem chrześcijaństwa...
Pan doktor X był wesołym człowiekiem. Uważał się za nawróconego chrześcijanina. Był aktywnym członkiem dużej wspólnoty religijnej. Jednak gdy w przerwach pomiędzy zajęciami widywaliśmy go nagminnie z papierosem w ustach... Czyżby nie wiedział, że chrześcijaństwo i palenie nie idą w parze…? Hm… może oddzielał sferę ducha od sfery ciała… A może walczył z uzależniającym go nałogiem? Nie mnie dociekać czy osądzać[i]. W każdym razie doktor X nie sprawiał wrażenia osoby mającej moralny problem związany z paleniem tytoniu.
Jak się ma chrześcijaństwo do stylu życia? Czy religia w jakiś znaczący sposób powinna wpływać na nasze postępowanie? Wydaje się to takie oczywiste, a jednocześnie niezwykle trudne. A jako że chrześcijanie (zaniedbując znajomość Pisma Świętego i potrzebę relacji z Bogiem) daleko odeszli od biblijnych standardów, to nominalnym chrześcijanom trudno dziś wyznaczyć granicę pomiędzy sacrum a profanum. Stąd wielu nie widzi nawet związku chrześcijaństwa ze stylem życia.